Cała zabawa w „Poniżej zera” polega właśnie na rozgryzaniu ośmiu facetów. Sześciu więźniów i dwóch strażników. I w trakcie tego rozgryzania film jest najciekawszy, bo kiedy w drugiej części akcja miksuje nam się z moralitetem o prawie i sprawiedliwości (z bardzo małych liter), to już zupełnie inne kino. W każdym razie i tę premierę Netfliksa możemy zapisać na plus, choć taki zwyczajny i nie za duży. Bo to żadne arcydzieło, ale po prostu film, który obejrzymy bez bólu, zwłaszcza, gdy ktoś lubi takie formalne ciekawostki. Bo „Poniżej zera” to klaustrofobiczny, zamknięty thriller, rozgrywający się w jednej więźniarce. Tyle, że z drugiej strony więźniarka przemieszcza się w paskudnych okolicznościach przyrody, więc perypetie po drodze co chwila zmieniają nam sytuację.
Tak wiec poznajemy pana policjanta Martina – najzwyklejszego faceta na świecie - który pierwszego dnia pracy w nowym komisariacie ma z koleżką konwojować sześciu przestępców. Bardzo różnych – i głowę potężnej rumuńskiej bandy, i skorumpowanego polityka, i narkomana, i złodzieja-artystę. W każdym razie żadnego superbohatera, jak z amerykańskiego produkcyjniaka. Transport odbywa się w tajemnicy, nocą, pancerną więźniarką podzieloną na mikrocele. No i w pewnej chwili ktoś zastawia na transport pułapkę. Między zamkniętymi w pancernej puszce facetami rodzą się krwawe antagonizmy i zaskakujące sojusze. Bo, jak się wydaje, nikt nie ma pojęcia, kto i dlaczego na nich dybie.
I ta zagadka - kto tu jest kim, co ma za uszami i kto może komu zaufać dłużej niż chwilę – dawkowana jest całkiem zgrabnie, z wywijasami w odpowiednich momentach. Generalnie zresztą trudno mieć jakieś uwagi do realizacji, film ma nerw, i choć nie jest to jakieś cudeńko, a taka typowa uniwersalna produkcja Netfliksa, która ma podbić telewizory świata całego, to ogląda ją się całkiem, całkiem. Ale są też mankamenty – główni bohaterowie dramatu są trochę za słabo naszkicowani, nie wgryzamy się w nich i pewnie gdyby rozciągnąć tę historię na serial, byłoby smaczniej. Sam moralitet o tym, że w zetknięciu się z prawdziwym złem ludzie zaczynają się kierować własnym moralnym kompasem i zdolni są do przekraczania wszelkich granic, to w końcu też nic nowego.
W filmie mamy ciekawych i nieogranych hiszpańskich aktorów, choć mam wrażenie, ze Javier Gutiérrez, grający Martina, to jakiś ulubieniec Netfliksa. W każdym razie naszą uwagę przykuwa. Nie tylko dlatego, że we wszystkim przypomina pana Anthony’ego Hopkinsa.
