ZOBACZ ZWIASTUN FILMU
Smędzę, a tymczasem w „Small World” nie ma dwóch rzeczy, które u pana Vegi zawsze najbardziej mnie irytowały – fabuły poklejonej z mniej lub bardziej pociesznych historyjek i przebijającej z tła infantylnej fascynacji „prawdziwymi twardzielami”. „Small World” ma do bólu chronologiczną fabułę, do tego o pomysłowej konstrukcji, a słabe fascynacje uleciały. Jest za to parę motywów z zadęciem: nasiąkania złem przez ludzi walczących ze złem i sprawczości siły wyższej w naszym życiu. Ale takie tematy to już akrobacje na innym filmowym poziomie.
Tak więc w mieścinie przy naszej granicy dziewczynka zostaje porwana przez gościa ze Wschodu. Matka rusza w pościg, ale nie zdąża - bo zatrzymuje ją policjant. Mężczyzna z poczuciem winy rusza tropem dziecka. Przez Rosję, Ukrainę, Wielką Brytanię do Tajlandii, przechodząc przez kolejne pedofilskie piekła. I sam zaczyna mieć problemy, bo niestety zło zaraża.
Zacznijmy od plusów... Przede wszystkim mamy tu niezły pomysł na fabułę – razem z policjantem skaczemy co kilka lat do krajów, w których pojawił się kolejny trop porwanej. To dobry wytrych do obserwacji, jak zmieniają się i policjant, i dziewczynka. Po drugie akcja jest żwawa, a niektóre fragmenty - jak choćby te rosyjskie – są całkiem zgrabne. Choć oczywiście nie polecam zbyt drobiazgowego wgryzania się w detale scenariusza… Vega trafił też z aktorami, a mamy tu zestaw niebanalny, bo poza Polakami oglądamy i Hiszpana Enrique Arce, opromienionego Netfliksem, i Rosjanina Alekseya Serebryakova, aktora klasy światowej.
Pan Vega stara się też spenetrować korzenie i pedofilii, i pedofilskiego biznesu – niczym nas nie olśniewa, ale i nie drażni. Minusy? Za dużo tu grzybów w barszczu – do roli siły wyższej w życiu człowieczym, ludzkiej odporności na zło czy portretu pedofilskiej rzeczywistości dochodzi jeszcze krótki przewodnik po świecie przemocy domowej… W efekcie wszystko jest na krótko i po łebkach, robi się więc karykaturalne. A i kiksy - jak finalna ekspresowa przemiana bohaterki - się trafiają. Scenariusz też nie pomaga, im dalej, tym robi się dziwaczniej, a końcowe odjazdy niestety psują efekt. Cóż, film w większości grany jest po angielsku, co być może wynikało z zamiaru wycieczki pana Vegi na światowe wody. I na moje do serwisów VOD na pewno uda się dopłynąć.
