.
Jest luty 2025 roku. Jeszcze kilka dni i wybije trzecia rocznica wojny w Ukrainie. Julia żyje w Toruniu z synem już ponad dwa i pół roku. O powrocie w ojczyste strony myśli, ale bardziej skłania się do pozostania w Polsce. Pod warunkiem, że na stałe dołączy do nich jej mąż.
Julia pochodzi z obwodu chersońskiego, który już na początku wojny znalazł się pod rosyjską okupacją. Jej mąż musiał uciekać, jak wielu innych Ukraińców, by nie zostać wcielonym do rosyjskiego wojska. Potem walczył na froncie; teraz "jest transporcie" (tak mam napisać, bez wnikania w szczegóły). Ostatni raz widzieli się latem, na Ukrainie.
"Normalne życie" Julii. Praca, dom, czekanie na męża
Trump z Putinem dogadują się nad głową Ukrainy, może chcą ją "przehandlować", a ja się pytam Julii, jak jej się żyje?! Julia wolałaby podyskutować o polityce i zakończeniu wojny, a tu takie przyziemne pytanie...
- Jak się nam się tutaj żyje? Normalnie - uśmiecha się zza sklepowej lady. Tej, za którą obsługuje klientów kolejny już rok. -Ludzie normalni, sympatyczni. Syn miał kłopoty trochę w szkole, ale już jest lepiej (kończy niedługo podstawówkę). Najważniejsze, że nas choroby omijają...
U siebie Julia pracowała jako księgowa w przedszkolu. W Toruniu pracuje w sklepie, nienależącym do żadnej wielkiej sieci handlowej. Szefowie pomogli jej już dawno; na początku znajdując mieszkanie wspólne z innymi Ukrainkami. Teraz Julia mieszka z synem na peryferiach Torunia, w korzystnie wynajmowanym "M". Pomoc w znalezieniu tego adresu też bardzo docenia, bo wie, o ile więcej zapłaciłaby za wynajem podobnego w mieście.
"Normalne życie" Julii to także dorabianie przy pieczeniu ciast u rodaczki, którą poznała w Toruniu. Każdy grosz się przydaje. - Nie wiemy, czy po zakończeniu wojny mielibyśmy do czego wracać - mówi, mając na myśli nie tylko zniszczenia w rodzinnej miejscowości, ale i to, że przecież nie wiadomo, czy jej ojczysty obwód ogóle wróciłby w całości do Ukrainy.

W Kujawsko-Pomorskiem. "Bezpiecznie, ale mieszkania drogie"
Toruń, z czego jego mieszkańcy mają prawo być zadowoleni, jest naprawdę dobrze oceniany przez Ukraińców pod względem bezpieczeństwa, postawy wobec przybyszy ze Wschodu, atmosfery. Owszem, zdarzały się tutaj i zdarzają nadal przykre incydenty na tle narodowościowym. Jak wszędzie, nie brakuje czasem sytuacji konfliktowych w szkole, pracy, sąsiedztwie. Nie są to jednak zdarzenia determinujące obraz miasta.
6 lutego 2025 roku. "Chcemy przenieść się do Torunia. Jak tutaj jest w pracy? i ogólnie, jak tutaj żyją Ukraińcy?"- pada pytanie na internetowym forum grupy "Ukraińcy w Toruniu". Kilkadziesiąt osób od razy spieszy z pomocą i radami. Jedni Toruń polecają, inni ostrzegają z uwagi na mało miejsc pracy. Sprzeczne opinie budzą ceny mieszkań. Jedni narzekają, że takie drogie. Inni, mający porównanie np. z Wrocławiem czy Krakowem, zdecydowanie temu zaprzeczają.
Anastazja: -Miłe, ciche miasto, komfortowe do życia. Można szybko znaleźć i wynająć mieszkanie. Są miejsca pracy, których trzeba poszukać. Wybór jest znacznie mniejszy zimą. Znając język polski można dostać prace.
Olena: -Jeśli jesteś z dziećmi, to jest wiele udogodnień dla ich rozwoju: dodatkowe grupy, różne bezpłatne zajęcia np. w muzeach, warsztaty. Szkoły są dobre. Są organizacje, które bezpłatnie pomagają Ukraińcom się ustatkować.
Lena: -Jeśli jesteś kobietą młodą albo w średnim wieku, to nie radzę. Niewiele jest tu perspektyw. Miasto jest małe i szare. Dobrze, że wynajmujemy mieszkanie poza Toruniem, gdzie w pobliżu jest las i jezioro.
Julia: - Miasto jest bardzo spokojne i przytulne, ale z pracą ciężko.
Jana: - Mieszkania są drogie, a pracy mało. Ale miasto tak w ogóle jest fajne.
Sergiej, Swietłana i inni też powtarzają: "mieszkania są drogie". I ten koszt wynajmu, będący największym obciążeniem domowego budżetu, dokucza Ukraińcom nie tylko w Toruniu. Zresztą, Polakom zmuszonym do życia w wynajmowanym "M" również związane z tym koszty pożerają zazwyczaj lwią część dochodu. Tyle, że faktycznie te "około 2.000 zł miesięcznie" (najczęściej pojawiająca się suma w odniesieniu do Torunia), to zdecydowanie mniej niż koszty najmu "M" w wielkich miastach.
Ukrainki wybijają się na zawodową niepodległość. "To cieszy"
Annie Lamers z Torunia, która uchodźcom z Ukrainy pomagała i pomaga od pierwszych dni wojny, towarzyszymy po dziennikarsku od trzech lat. Stworzyła Fundację "Kosmos", która w Toruniu długo prowadziła Centrum Integracji "Łącznik".
Z tym centrum na starówce zżyły się setki osób: ukraińskich matek, dzieci korzystających ze świetlicy, wakacji i rozmaitych warsztatów, a wreszcie kursanci nauki języka polskiego. Teraz "Łącznik" jako fizyczne miejsce ze świetlicą już nie istnieje. Skończyło się w ubiegłym roku dofinansowanie wojewody do takich działań, koszty przerosły Fundację.
Ale sama Fundacja "Kosmos" działa i nadal prowadzi kursy języka polskiego dla Ukraińców. Ba, tych grup wciąż przybywa, bo taka jest potrzeba. Są już osobne dla młodzieży, dorosłych, osób najbardziej zaawansowanych. Polskiego uczą obcokrajowców m.in. polonista i znany toruński społecznik Artura Nowak czy emerytowany wykładowca UMK dr Edmund Oberlan. Kolejny już rok też dobrą robotę wykonuje Agnieszka Dybowska, prowadząc zajęcia logopedyczne z najmłodszymi dziećmi. Nauka odbywa się w miejscach udostępnianych przez inne zaprzyjaźnione organizacje. Jedną z podstaw działania jest grant Funduszu Polskich Organizacji Pozarządowych (POP Fund).

- Autentycznie cieszą historie "naszych Ukrainek", które się usamodzielniają, zdobywają pracę zgodną czy bliską przynajmniej ich wyuczonym kwalifikacjom. Zresztą, nie chodzi tylko o kobiety - mówi Anna Lamers.
Anna śledzi zresztą losy uchodźczyń wojennych w Toruniu szerzej. - Olena, prowadzącą gabinet kosmetyczny przy ul. Poznańskiej; Katja psycholożka; lekarki, który potwierdziły dyplomy w Polsce i leczą w Toruniu - choćby kardiolożka ze szpitala na Bielanach czy ginekolożka z kliniki przy ul. Warszawskiej - wylicza społeczniczka z marszu. - Naprawdę, przybywa tych budujących przykładów.
Dodajmy, że historie takich karier zawodowych uchodźczyń podnoszą też na duchu i inspirują inne Ukrainki. Nadal większość z nich (tak wynika z badań i danych statystycznych) pracuje poniżej swoich możliwości, choć w większości to osoby albo z wyższym, albo ze średnim wykształceniem.
Dom Polsko-Ukraiński ma drzwi szeroko otwarte
Inna "kobieta - instytucja" w Toruniu to Tatiana Dembska. Z pochodzenia Ukrainka, z wyboru życiowego torunianka od wielu lat. Przedsiębiorczyni, społeczniczka, wulkan energii. Jej działaniom i podopiecznym również towarzyszyliśmy po dziennikarsku od początku wojny w Ukrainie. Początek oznaczał przyjmowanie fali uchodźców oraz otwarcie największego w mieście, obywatelskiego, punktu pomocy rzeczowej. Potem przyszedł czas na sformalizowanie pomocy.

Tatiana założyła fundację "Dobra dla Dobra", która przez blisko trzy lata zdążyła zrobić ogrom dobrego nie tylko dla samych Ukraińców, ale i na rzecz ich i naszej integracji. Dziś chyba najbardziej widocznym owocem działań fundacji jest Dom Polsko-Ukraiński, działający na toruńskiej starówce przy ul. Jęczmiennej.
Dziesiątki warsztatów, kursów, spotkań, porad zawodowych i biznesowych, uroczystości - trudno wyliczyć wszystko, co tutaj się działo i dzieje. Drzwi Domu są wciąż szeroko otwarte. Ciekawostką na pewno było uruchomienie regularnych spotkań specjalnie dla seniorów czy nauki języka i kultury ukraińskiej dla dzieci.
Spojrzenie w przyszłość. "Nie mówmy, że wszystko jest OK"
Co przyniesie rok 2025 Ukraińcom i związanym z nim Polakom, trudno prognozować w kontekście codziennie nowych informacji docierających "z wielkiej polityki". Niezależnie od tego, czy rok ten przyniesie koniec zbrojnego konfliktu czy nie, duża część przybyszy z Ukrainy już dziś deklaruje, że będzie chciała w Polsce zostać. Choć nie brakuje i takich, którzy emigrują na Zachód, np. do Niemiec.

Udawanie przez część decydentów, że integracja ukraińsko-polska już się dokonała i nie potrzeba jej dalej wspierać, to błąd - tak uważa wielu społeczników.
-Nie brakuje problemów i konfliktów, choćby w szkołach. Wiemy to dobrze. Nie mówmy zatem, że wszystko jest OK, bo to nieprawda. Jeśli te problemy nie mają narastać, to także w interesie rządzących jest wspieranie integracji. Najgorszą rzeczą natomiast jest granie "kartą uchodźców" w kampaniach wyborczych - kończy Anna Lamers.
Polecamy nasze grupy i strony na Facebooku:
