O tym, że Polak na chorobowym potrafi kombinować, wiadomo od dawna. Naprawdę nie brakuje jednak sytuacji, gdy ZUS kontrolujący prawidłowość wykorzystywania L4 jest nadgorliwy, tkwi w błędzie, a czasem wręcz wydaje się w swoim podejściu bezwzględny.
Skoro kontroli przybywa, przybywa też decyzji o cofniętych zasiłkach chorobowych. Jednocześnie też - czego ZUS już z zapałem wcale nie raportuje - spraw w sądach pracy. To do nich trafiają sprawy nieuwzględnionych przez ubezpieczyciela odwołań, wnoszone przez niesprawiedliwie potraktowanych ludzi. Tak też jest w Kujawsko-Pomorskiem.
Pani Danuta z piekarni. Leczona przez psychiatrę po gnębieniu w pracy
Niektóre sprawy trafiające na sądową wokandę poruszają do głębi. Tak jak choćby ta dotycząca pani Danuty, sprzedawczyni z piekarni. Korzystny dla niej wyrok w Sąd Rejonowy w Toruniu ogłosił niedawno, bo 30 października. Jest jeszcze nieprawomocny, ale szanse na jego zmianę przy ewentualnej apelacji ubezpieczyciela nie wydają się duże.
Kim jest pani Danuta? Przez sześć ostatnich lat pracowała w piekarni w jednej z miejscowości w Kujawsko-Pomorskiem. Chodzi o sporą sieć tzw. piekarni-cukierni. Praca była dla niej przez ostatni czas źródłem długotrwałego, rosnącego stresu.
Cierpiąca od ponad dekady na zaburzenia nerwicowe kobieta dbała o zdrowie psychiczne - była pod kontrolą specjalisty, brała w razie potrzeby leki. Taka osoba jest w stanie normlanie funkcjonować w domu i pracy pod warunkiem, że nie będzie to otoczenie toksyczne. W tym przypadku było jednak inaczej...
-W lutym 2024 r. doszło do pogorszenia stanu psychicznego ubezpieczonej. Wiązało się to z problemami w pracy. Była tam straszona zwolnieniem dyscyplinarnym. Kierowano ją do pracy w innych sklepach. Pracowała w zwiększonym wymiarze czasu pracy. Miała problem z korzystaniem z dni wolnych od pracy. Na skutek rozmów z przełożonymi bardzo wzrastało jej ciśnienie tętnicze, krwawiła z nosa. Stała się płaczliwa. Pojawił się lęk, myśli rezygnacyjne - odnotował sędzia Andrzej Kurzych z IV Wydziału Pracy i Ubezpieczeń Społecznych w Toruniu.
Pani Danuta poszła do psychiatry, który przypisał jej leki i dał zwolnienie chorobowe. Potem kolejne i jeszcze jedno, i następne. Tyle, że każdy kontakt z przełożonymi z pracy wywoływał u niej już nie napady lęku, ale wręcz paniki. Tak było choćby po wizycie kierowniczki u niej w domu (przyniosła PIT-a i wypytywała o chorobę).
"Ubezpieczona (na kolejnej wizycie u psychiatry-red.) wskazywała, że jest przerażona, ma trudności z mówieniem, zapomina słów, zacina się. Bardzo boi się konieczności powrotu do pracy" - odnotował w aktach sprawy sąd.
Lekarz kazał wyjechać, a wcześniej uprzedzić ZUS. I tak zrobiła...
Co było dalej? Tylko gorzej. Leczenie nie przynosiło szybkich rezultatów. -We wszystkich zwolnieniach lekarskich znajdowała się adnotacja, że "chory może chodzić". Począwszy od wizyty w dniu 18 marca 2024 r. lekarz rozpoznawał u ubezpieczonej ciężki epizod depresyjny, bez objawów psychotycznych - odnotował sędzia Kurzych.
Kolejne już zwolnienie psychiatra wystawił pani Danucie na czas od 21 czerwca do 29 lipca br. Zalecił jej też wyjazd z miasta, zmianę otoczenia - po to, by odizolować się od środowiska pracy (piekarnia mieści się blisko jej domu).
Znający realia psychiatra zalecił też swojej pacjentce, by taki wyjazd wcześniej zgłosiła ZUS-owi. I pani Danuta dokładnie tak właśnie postąpiła! O wyjeździe zaleconym przez lekarza ubezpieczyciela uprzedziła. A gdzie pojechała i co robiła?
Mąż pani Danki wynajął skromną kwaterę na 7 dni w miejscowości S., dokąd pojechali w towarzystwie siostry i szwagra. Posiłki przygotowywali sobie samodzielnie. "Podczas wyjazdu ubezpieczona głównie spacerowała po lesie. Odbyła też jedną wycieczkę do miejscowości J." - zapisano w aktach sprawy.
Czy i kto zainicjował kontrolę tego L4? Można się tylko domyślać. Efektem jej stała decyzja ZUS o cofnięciu pani Danucie prawa do zasiłku chorobowego na czas czerwcowo-lipcowy. A to, jak wiadomo, oznacza konieczność zwrotu pieniędzy. Powód? Nieprawidłowe wykorzystywanie zwolnienia. Najkrócej rzecz ujmując, ZUS uznał, że kobieta kombinowała i "pojechała sobie na urlop".
Tłumaczenia pani Danuty i jej odwołanie od decyzji ubezpieczyciela nie przekonały. Sprawa trafiła do sądu w Toruniu, bo swoim rejonem obejmuje opisywaną okolicę. Tutaj wszystkie okoliczności i fakty przeanalizował wspomniany sędzia Andrzej Kurzych. Nie miał wątpliwości, że racja jest po stronie chorej.
-Ubezpieczonej w żadnym razie nie można zarzucić nadużycia zwolnienia lekarskiego. Poprzez pobyt w S. w dniach 22-29 czerwca 2024 roku dostosowała się do zaleceń lekarskich wskazujących na potrzebę opuszczenia miejsca zamieszkania. Miało to na celu chociażby krótkotrwałe wyeliminowanie kontaktów z pracodawcą i zmniejszenie lęku przed kontaktami z ludźmi. Podczas pobytu ubezpieczona spacerowała i odbyła jedną wycieczkę samochodową, zresztą niezbyt odległą. Trudno uznać, że taka postawa w jakimkolwiek zakresie pozostawała w sprzeczności z celami udzielonego jej zwolnienia lekarskiego. Wręcz przeciwnie, z pewnością sprzyjała ona procesowi terapeutycznemu - podkreślił uzasadniając wyrok sędzia.
[polecany]27004659[/polecany]
Te sprawy ZUS także przegrał. Każda historia porusza...
Historia pani Danuty jest jedną z licznych tego typu, które w bieżącym roku stawały na wokandzie toruńskiego sądu pracy.
Porusza przypadek pan Piotra z Torunia, który po zjedzeniu jabłka doznał wstrząsu anafilaktycznego. Karetka zabrała go do szpitala i w ocenie medyków jego życie było zagrożone. Gdy wyszedł z lecznicy - zdaniem ZUS w Toruniu - od razu był zdolny do opieki nad chorym synkiem. Tę sprawę ubezpieczyciel także przegrał w sądzie.
Toruński oddział ZUS kazał oddać zasiłek opiekuńczy matce, żonie pana Piotra, która na jedną dobę wzięła opiekę nad chorym synkiem. Ubezpieczyciel uparł się przy tym, że tego dnia opiekować mógł się dzieckiem ojciec, a zatem w świetle prawa pieniądze się nie należały. Torunianka w sądzie wygrała.
-Przedstawione argumenty i okoliczności wskazują na to, że mężczyzna w dniach 26 i 27 lutego 2024 roku nie powinien opiekować się chorym synem. Mimo że jego stan co do zasady był już dobry, to jednak wymagał odpoczynku i obserwacji. Konieczna też była wizyta lekarska, którą odbył - co należy podkreślić - w drugim dniu choroby syna. Lekarz na co dzień leczący mężczyznę w zaświadczeniu lekarskim wprost wskazał, że ze względu na ciężki wstrząs anafilaktyczny oraz na skutek działania leków podawanych w trakcie terapii nie była wskazana opieka pełniona przez pacjenta nad osobami małoletnimi -podsumował sąd uzasadniając wyrok.
Wyrok w tej sprawie, wraz z uzasadnieniem, 6 listopada br. opublikowany został w Portalu Orzeczeń Sądowych i oznaczony jako nieprawomocny.
Z tym samym oddziałem ZUS sprawę o zasiłek chorobowy wygrał też członek rady nadzorczej pewnej Spółdzielni Mieszkaniowej niedaleko Torunia. Jemu - i to po kilku latach! - ubezpieczyciel wytknął, że będąc na chorobowym w czasie pandemii wziął udział w posiedzeniu rady. Uznał, że złamał warunkiL4, bo pracował i zarobkował.
Sąd absolutnie się z tym nie zgodził. Okazało się po pierwsze, że mężczyzna nawet nie wyszedł z domu - zebranie było w trybie "obiegowym". Dokumenty do analizy i podpisania przyniesiono choremu do domu. Zajęło mu to 20 minut. Poza tym, jak zaznaczył sąd, zasiadanie w takiej radzie jest ryczałtowane, ale w świetle przepisów nie jest żadną praca zarobkową.
[polecany]26984237[/polecany]
Ślub na chorobowym nie musi być grzechem!
Latem bieżącego roku opisywaliśmy na łamach historię pani Anety, urzędniczki z Torunia. Czym ona według ZUS zgrzeszyła na chorobowym? Kobieta wzięła ślub cywilny w tym czasie. Chorowała przewlekle i postanowili wraz z partnerem zalegalizować związek także dlatego, by uniknąć kłopotów w placówkach medycznych.
Urzędniczka "wpadła" niejako na własne życzenie, bo tuż po ślubie zajrzała do miejsca pracy, pochwaliła się ślubem, a nawet zostawiła koleżankom kilka butelek trunku. Znalazł się życzliwa pracownica, która o tym poinformowała kogo trzeba. ZUS przeprowadził kontrolę i cofnął pani Anecie zasiłek chorobowy za nieprawidłowe wykorzystywanie L4.
W sądzie kobieta wygrała. -Po pierwsze, w zwolnieniu lekarskim ubezpieczonej lekarz wskazał, że ubezpieczona „może chodzić”. Po drugie, z zeznać ubezpieczonej wynikało, że lekarz wręcz zalecił jej krótkie i częste spacery. Po trzecie, uroczystość ślubna w USC trwała około 30 minut, a więc nie wiązała się ze znaczącym wysiłkiem - zaznaczył sędzia Andrzej Kurzych uzasadniając wyrok.
Podobnych historii opisywaliśmy w tym roku więcej. Poruszała sprawa pana Kamila, młodego budowlańca z Torunia, który po wypadku w pracy bardzo chciał wrócić do sprawności. Rehabilitował się, jak mógł - także biorąc pod uwagę koszty. Wystarczyło, że kontrolerzy ZUS nie zastali go w domu, bo poszedł ćwiczyć na siłownię zewnętrzną, i już stał się "kombinatorem". Sąd stanął w pełni po jego stronie.
Takie sprawy to tylko przykłady z sądu pracy w Toruniu i tylko z bieżącego roku. Chorzy sądzą się jednak z ZUS-em w całym kraju. Jedno, co radzą prawnicy, to po prostu odwoływać się - nie przełykać decyzji ubezpieczyciela, tylko walczyć o swoje. Pod warunkiem, oczywiście, że mamy czyste sumienie i potrafimy tego dowieść.
WAŻNE. Jak się odwołać od decyzji ZUS?
- Jeśli nie zgadzamy się z decyzją ZUS w naszej sprawie to odwołanie od niej trzeba złożyć w terminie miesiąca od doręczenia decyzji. Odwołanie do ZUS składamy na piśmie do organu (oddziału), który wydał decyzję, lub do protokołu sporządzonego przez ten organ.
- Co musi zawierać odwołanie? Koniecznie: dane osobowe i adresowe osoby składającej odwołanie, datę odwołania, oznaczenie zaskarżonej decyzji, określenie i zwięzłe uzasadnienie zarzutów i wniosków oraz podpis ubezpieczonego albo jego przedstawiciela ustawowego lub pełnomocnika.
- Jeśli ZUS odwołanie uzna za niezasadne, to sprawa trafi do sądu - do wydziału pracy i ubezpieczeń społecznych.
