https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kujawsko-Pomorskie. Oto historia komendanta policji Janusza B., pseudonim "Perełka". Finał będzie za kratami?

Małgorzata Oberlan
Janusz B., pseudonim "Perełka", był komendantem policji w Toruniu, a wcześniej w Grudziądzu i Rypinie. Jeszcze wcześniej pracował w policji w Brodnicy - stąd zaczął awansować. Przez lata jego kariera pięknie się rozwijała. Odszedł w niesławie, a teraz będzie miał proces karny za łapówkarstwo. Grozi mu do 10 lat więzienia. (Na zdjęciu głównym: w radiowozie z o. Tadeuszem Rydzykiem).
Janusz B., pseudonim "Perełka", był komendantem policji w Toruniu, a wcześniej w Grudziądzu i Rypinie. Jeszcze wcześniej pracował w policji w Brodnicy - stąd zaczął awansować. Przez lata jego kariera pięknie się rozwijała. Odszedł w niesławie, a teraz będzie miał proces karny za łapówkarstwo. Grozi mu do 10 lat więzienia. (Na zdjęciu głównym: w radiowozie z o. Tadeuszem Rydzykiem). Polska Press archiwum
Były szef policji w Toruniu, Grudziądzu i Rypinie w sierpniu oskarżony został o branie łapówek od skazańców. Czeka na proces, a grozi mu nawet 10 lat więzienia. Skończy w niesławie i za kratami? A przecież jego kariera tak pięknie się latami rozwijała...

To, że postać Janusza B. trwale zapisze się w historii polskiej policji, nie ulega kwestii. Ma na swoim koncie już wiele "dokonań". Jak będą brzmiały ostatnie zdania jego biografii, jeszcze nie wiadomo.

7 sierpnia br. Prokuratura Okręgowa w Toruniu skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko niemu. Zarzuca mu po pierwsze przyjęcie łącznie 30 tysięcy złotych w łapówkach od osób skazanych na prace społeczne, którym jako pracownik Ośrodku Sportu i Rekreacji w Brodnicy fałszywie potwierdzał odbycie kary. Po drugie jednak także nakłanianie świadka do składania fałszywych zeznań i utrudnianie śledztwa na inne sposoby.

W związku z tą sprawą 63-letni obecnie Janusz B. przesiedział już pół roku w areszcie. Teraz ma dozór policji i zakaz opuszczania kraju, a na jego majątku dokonano tzw. zabezpieczeń na poczet przyszłych kar.

Czy inni aresztanci wiedzieli, z kim siedzą w celi? Nie wiadomo. Sam fakt tymczasowego aresztowania człowieka, który rządził komendami policji w Toruniu, Grudziądzu i Rypinie jest już szokujący. Teraz Janusz B. czeka na swój drugi w życiu proces karny. Grozi mu do 10 lat więzienia.

A przecież kariera Janusza B. tak pięknie się rozwijała...

Gruntowanie wykształcony, ambitny (według niektórych - chorobliwie), pracowity, otwarty na media (według niektórych - z parciem na szkło i autopromocję), umiejący układać sobie współpracę z władzą (według złośliwych - aż za bardzo), przystojny. Już do Torunia przywędrował z pseudonimem "Perełka".

Janusz B. od początku swojej kariery zawodowej budził skrajne opinie i emocje. Jedni poszliby za nim jak w dym, doceniali reformatorskie zapędy i rozgrzeszali za słabości, na przykład tę do płci pięknej.

Innych Janusz B. - w jakiejkolwiek komendzie by nie pracował - najzwyczajniej w świecie wkurzał. Bo wyganiał policjantów zza biurek do roboty na ulicy, wprowadzał jakieś nowe porządki, lubił się polansować. Przez lata służby nasz policjant zapracował sobie nie tylko na całkiem spore grono zawistników, ale i najprawdziwszych wrogów.

Jak zaczynał karierę nasz bohater? Absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego do służby trafił w 1983 roku - do pionu prewencji. Najpierw był funkcjonariuszem w ogniwie patrolowym, a potem - przez 8 lat - dzielnicowym. Awansować zaczął w Brodnicy. Przez wiele lat pełnił służbę na stanowiskach kierowniczych: naczelnika sekcji prewencji, naczelnika ruchu drogowego, komendanta powiatowego i miejskiego kolejno w Rypinie i Grudziądzu. Na koniec został szeryfem w Toruniu.

Co ważne, bo przed laty wcale nie było to w policji standardem, ukończył studia podyplomowe na Uniwersytecie Wrocławskim, jak również resortowe kursy menedżerskie. Jest absolwentem Europejskiego Kursu Zarządzania.

W komendzie w Rypinie zapamiętali jego reformatorskie zapędy, choć z perspektywy czasu były to po prostu próby uporządkowania i unowocześnienia pracy w małym miasteczku. W Grudziądzu miał opinię sprawnego organizatora i profesjonalisty. Za jego rządów wzrosła wykrywalność i wraz z nią spadła w mieście przestępczość.

Polecamy

Toruńskie dzieje komendanta: "Złota Pała" i kurs z ojcem Rydzykiem

Po Brodnicy, Rypinie i Grudziądzu przyszedł czas w karierze na większe miasto. Janusz B. piął się po szczytach kariery. W 2006 roku został komendantem miejskim policji w Toruniu. Tutaj znów jego reformy nie wszystkim były w smak...Szczególnie funkcjonariuszom, którzy za czasów jego poprzednika siedzieli za biurkami, a którym kazał patrolować na ulice.

Nie uniknął krytyki także w sieci. Na internetowym forum policyjnym zagorzały oponent komendanta przyznał mu nawet "Złotą Pałę 2006" za "najbardziej absurdalne polecenia służbowe". A dokładniej, za rzekomy rozkaz dla oficerów dyżurnych, by zgłaszającym przestępstwo obywatelom mówić, że radiowóz jest w drodze, nawet gdy żaden policyjny wóz nie był akurat wolny.

Jak się potem okazało, szefa obsmarował w sieci - i to w godzinach pracy, ze służbowego sprzętu - pewien dzielnicowy z Podgórza (rejon Torunia). Komendant wszczął przeciwko niemu postępowanie dyscyplinarne.

Nowy szeryf w Toruniu ocieplał sobie jednak wizerunek nietypowym hobby. Do dziś pamięta się jego rajdy po starówce welocypedem - takie miał oryginalne hobby, o którym zresztą chętnie dziennikarzom opowiadał. Do historii miasta przeszły zdjęcia szefa policji jeżdżącego takim to bicyklem w stroju z epoki: np. w meloniku czy cylindrze, getrach, kamizelce.

-Umiejętność utrzymania równowagi jest bardzo istotna, bo cały czas kręcą się pedały, a więc należy w odpowiednim czasie położyć na nich nogi. Nie należy też zbyt mocno przechylić się do przodu, bo można po prostu spaść - objaśniał dziennikarzom Janusz B. sztukę jazdy na welocypedzie (rok 2006).

Równowagę komendant jednak zaczął w Toruniu tracić - na gruncie zawodowym. Zimą 2007 roku oficjalnie krytykować zaczęła pracę toruńskiej policji prokuratura. Zachowały się w medialnych archiwach np. wypowiedzi prokuratorów Jacka Winiarskiego czy Tadeusza Zymana. "Niepokoi nas niski poziom wykrywalności" - padło.

Czarne chmury zaczęły się jednak nad komendantem zbierać po tym, jak radiowozem podwiózł ojca Tadeusza Rydzyka w trakcie imprezy 15. urodzin Radia Maryja. Sprawa była głośna była w całym kraju, m.in. za sprawą materiału TVN. Odwołania Janusza B. domagali się, co zrozumiałe, politycy i sympatycy Platformy Obywatele. W obronie szeryfa stanął natomiast po pierwsze ówczesny prezydent miasta Michał Zaleski.

Ostatecznie komendant wojewódzki policji w Bydgoszczy, po trwającej prawie dwa miesiące procedurze odwoławczej, zdecydował Janusza B. na stanowisku zostawić. Przepisów nie złamał, godności munduru nie zhańbił - taka była konstatacja, potocznie rzecz ujmując. Kariery szeryfa w Toruniu to jednak nie uratowało...

Proces, wyrok i ostre słowa. Sędzia: "Przyświecała mu raczej chuć"

Atmosfera wokół Janusza B. w Toruniu i Bydgoszczy gęstniała. We wrześniu 2008 roku komendant sam złożył dymisję, którą szef KWP w Bydgoszczy przyjął. Oficjalnym powodem była chęć przejścia na emeryturę.

Potem jednak Janusz B. usłyszał prokuratorskie zarzuty karne i postawiony został w stan oskarżenia. Za co? "Zgubiły go kobiety" - tak do dziś wspomina sprawę część ludzi z branży.

Sąd Rejonowy w Toruniu uznał, że w 2008 roku Janusz B. jako szef Komendy Miejskiej Policji w Toruniu co najmniej 20 razy podróżował służbowym samochodem do Bydgoszczy, gdzie prywatnie spotykał się z policyjną panią psycholog. Wyłudził także z policyjnego funduszy pieniądze na kwiaty dla swojej znajomej. Ale to nie wszystko - naciskał na pracowników działu kadr, by zwolnili z pracy jedną z zatrudnionych przez siebie podwładnych.

Wyrok? Winny - orzekł sąd pierwszej instancji i skazał Janusza B. na 2 lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat. Były już wtedy komendant odwołał się jednak wyżej i apelację rozstrzygał Sąd Okręgowy w Toruniu. A tutaj na oskarżonego nic dobrego nie czekało. Przeciwnie - winę nie tylko potwierdzono, ale i winnego zrugano.

Badając ponownie sprawę sąd drugiej instancji najsurowiej ocenił próby komendanta zwolnienia swojej podwładnej. Za to, że nie chciała utrzymywać z nim "prywatnych kontaktów".

- Sytuacja, w której zatrudnia się pracownika po to, by wykorzystywać go seksualnie, a później zwalnia, gdy spotyka się z odmową, jest rażącym nadużyciem władzy - uzasadniał wyrok sędzia Rafał Sadowski. - To wręcz ostentacyjne wykorzystywanie swoich kompetencji. Podobne do postępowania z niewolnikami. Januszowi B. przyświecała jedna pobudka i to nie była chciwość. Raczej chuć.

Ostatecznie sprawa ta zakończyła się prawomocnym skazaniem Janusza B. na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata i 3,5 tys. zł grzywny. Winny dostał też 3-letni zakaz pełnienia stanowisk kierowniczych.

Te wyroki jednak uległy już zatarciu. Przy okazji aktu oskarżenia za łapówkarstwo Prokuratura Okręgowa w Toruniu używa już określenia: "nie był dotąd karany". Jak tłumaczy jej rzecznik, jako taka osoba Janusz B. figuruje obecnie w Krajowym Rejestrze Karnym.

Powrót do pięknej Brodnicy i posada w OSiR-e. A tutaj łapówkarstwo?

Ostatnia, jak na razie, karta zawodowej historii Janusza B. to już czasy brodnickie. Tutaj powrócił po zakończeniu policyjnej kariery. Dostał posadę w podległym miastu Ośrodku Sportu i Rekreacji.

Ta instytucja została wyznaczona przez burmistrza miasta jako miejsce, w którym skazani przez sąd wykonują prace społeczne. To właśnie Janusz B. odpowiadał za realizację tego zadania. Według ustaleń prokuratury, brał łapówki od skazańców za fałszywe potwierdzanie im odbycia kary.

Do obowiązków Janusza B. należało m.in. nadzorowanie wykonywania prac społecznie użytecznych przez osoby skazane na kary ograniczenia wolności. Potwierdzał i ewidencjonował roboty, a potem sporządzał sprawozdania trafiające do kuratorów. Na ich podstawie wydawane były przez kuratorów opinie o skazanych, decydujące o ich dalszym losie.

-W śledztwie ustalono, że Janusz B. przyjął od 15 skazanych pieniądze w różnych kwotach, łącznie 30.800 zł w zamian za poświadczenie nieprawdy w dokumentacji, że wykonywali oni prace społecznie użyteczne w OSiR w Brodnicy. Ponadto, Janusz B., dowiedziawszy się od B. M., że będzie ona przesłuchiwana w charakterze świadka, nakłaniał ją do złożenia fałszywych zeznań. Podejmował także inne działania mające na celu utrudnianie śledztwa - wylicza prokurator Andrzej Kukawski, rzecznik toruńskiej prokuratury.

Janusz B. przesłuchiwany w charakterze podejrzanego nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów. Odmawiał składania wyjaśnień. Za kratami przesiedział już pół roku. Był tymczasowo aresztowany od 23 maja 2023 do 7 lutego 2024 roku. Potem prokurator zamienił mu areszt na tzw. środki wolnościowe.

-Janusz B. został poddany badaniom sądowo – psychiatrycznym, połączonym z obserwacją w zakładzie leczniczym. Ustalono, po ich zakończeniu, że w czasie popełnienia zarzucanych mu czynów miał on w pełni zachowaną zdolność zrozumienia znaczenia czynów oraz pokierowania swoim postępowaniem - zaznacza prokurator Kukawski.

Tym razem o sprawstwie i winie Janusza B. orzekać będzie najpierw Sąd Rejonowy w Brodnicy. Najpierw, bo zawsze przecież możliwa jest apelacja. Oskarżonemu grozi od roku do 10 lat więzienia.

PS Przygotowując artykuł korzystałam m.in. z publikacji red. Łukasza Fijałkowskiego z lat 2006-2010 w "Gazecie Pomorskiej".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Świat żegna Franciszka. Tłumy wiernych na Placu św. Piotra

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski