Automaty w bydgoskich podstawówkach jak stały, tak stoją. - Koledzy mojego syna nadal ładują pieniądze w automaty i wyciągają z nich batony - mówi rodzic ucznia z ZS nr 14 przy ulicy Kcyńskiej.
Automaty ze słodkościami stoją też w szkołach w Fordonie, na Wyżynach i w wielu innych miejscach, mimo że ratusz przedstawił dyrektorom szkół listę produktów zalecanych i takich, które w sprzedaży nie powinny się pojawić. Egzekwowanie tych zaleceń nie jest jednak łatwe.
[break]
- Właśnie analizujemy ankiety, które spłynęły do wydziału ze szkół - mówi Iwona Waszkiewicz, dyrektor Wydziału Edukacji Urzędu Miasta Bydgoszczy. - Nasza akcja nie była zaplanowana na wzór policyjnych. Nie chcemy wysyłać jakiejś specjalnej komisji do placówek, by sprawdzały, co sprzedaje się w automatach. Zależy nam na przekonaniu wszystkich do pomysłu odpowiedniego żywienia dzieci w szkołach. Skoro wszyscy - włącznie z dyrektorami - zaakceptowaliśmy pewien plan zmian zapisany w Strategii Rozwoju Edukacji naszego miasta, to oczekujemy, że będziemy go wspólnie realizować.
Trudno jednak zarzucić, że zmian w szkołach w ogóle nie widać. Pojawiają się jednak stopniowo.
- Mamy umowę roczną z dostawcą i ona obowiązuje do końca roku budżetowego, czyli do 31 grudnia. W trakcie umowy jednak nalegaliśmy na zmianę asortymentu i w automatach nie ma już coli czy fanty, nie ma w ogóle napojów gazowanych. Pojawiły się kanapki z kurczakiem, zniknęły chipsy. Coraz więcej batonów to batony płatkowe typu muesli - zapewnia Katarzyna Borkowska, dyrektor ZS nr 14 przy ulicy Kcyńskiej.
Nie da się ukryć, że szkoły na prozdrowotnych zmianach tracą finansowo. Uczniowie, zgodnie ze starymi nawykami, gdy mają wybór - owoc czy baton, decydują się na to drugie. Wszyscy mają jednak nadzieję, że to tylko stan przejściowy i gdy młodzież przyzwyczai się do zdrowszej oferty, sytuacja się zmieni.
- Gdy w automatach była cola, otrzymywaliśmy 300 złotych miesięcznie za jedną maszynę. To dla nas spore pieniądze, dzięki nim mogliśmy kupować różne rzeczy do szkoły. Teraz, gdy zmienił się częściowo asortyment, właściciel automatu płaci 100 złotych, bo interes nie jest już tak dobry. Jeden automat w ogóle zabrano ze szkoły, bo sprzedaż przestała się opłacać - wyjaśnia Katarzyna Borkowska.
Teraz w szkole stoją dwie maszyny, w jednej dostępne są wyłącznie soki i niegazowane wody, w drugiej pozostały jeszcze ślady dawnego asortymentu.