Przed matematyką - łyk napoju, po biologii - jedno ciastko, przed wf - garść chipsów. Uczniowie podstawówek kieszonkowe przepuszczają w sklepikach ze słodyczami.
<!** Image 2 align=right alt="Image 33465" sub="Przed matematyką - łyk napoju, po biologii - jedno ciastko, przed wf - garść chipsów. Uczniowie podstawówek kieszonkowe przepuszczają w sklepikach ze słodyczami.">- Wszystko przez nawyki wyniesione z domu - przekonuje Czesława Feddek, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 62. - W asortymencie naszego sklepiku bywała „sucha pasza”. Mieliśmy też drożdżówki, które sprzedawały się tak sobie, podobnie jak jogurty. Najlepiej szły lizaki, małe soczki i batony. Chipsy zamieniliśmy na zdrowsze chrupki, ale ten pomysł nie chwycił. Schemat jest podobny. Uczeń nie dostaje śniadania, mama daje mu 5 zł i mówi - kup coś sobie. I tak w kółko. Ważne jest, żeby rodzice zaopatrzyli pociechy w drugie śniadanie, to oddala wszelkie pokusy.
Nie chcą zapiekanek
W SP nr 38 właściciele sklepu próbowali z tostami. - Uczniowie nie polubili zapiekanek. W tym roku ich nie zaproponuję - mówi współwłaściciel szkolnego punktu „Słonko”, Marcin Tomczuk. - Stoi dziecko w kolejce razem z mamą - przytacza sytuację sprzedawca. - Pytamy: co byś chciała, może jogurt, jabłko. Na to mówi mama: moja córka nie je jogurtów. Odchodzą z chipsami. Zimą sprzedajemy jogurty, ale ze zmiennym powodzeniem. Dla zdrowia dzieci wycofaliśmy się z napojów typu coca-cola. Modna jest, o dziwo, woda mineralna niegazowana, andruty. Wiele dziewczynek dba o linię.
Żyją „zapychaczami”
W szkole przy ul. Fredry królują słodycze. Na półce stoją także napoje, w tym silnie energetyzujące - dobre raczej dla strongmanów niż dla dzieci. - Przydałyby się kanapki, ale do ich sprzedaży potrzebne są lodówki i pozwolenia - mówi pracownica punktu. - Popkorn, wafle, drożdżówki, batony - zwłaszcza milky way - to lubią dzieciaki. Power Ride też się dobrze sprzedaje. Obserwuję, że niektórzy cały dzień żyją na produktach z naszego sklepu, bo nie wzięli śniadania z domu.
<!** reklama left>Szkoła Podstawowa nr 2 handluje w świetlicy. - Staramy się, żeby dzieci nie żywiły się tylko „zapychaczami” - zapewnia Lidia Łatuszyńska, kierowniczka świetlicy. - Po obiedzie zostaje sporo zupy i bezpłatnie ją wydajemy. Chętnych jest sporo. W sklepiku natomiast proponowaliśmy jogurty, ale nikt nie chciał ich kupować. Dochodziło do tego, że je wyrzucaliśmy, a mleko w końcu puchło w kartonikach. Zrezygnowaliśmy też z jabłek. Nie udało się zachęcić uczniów do zdrowego żywienia.
- We wrześniu zaczynamy walkę ze złymi nawykami żywieniowymi dzieci - obiecuje Aleksandra Lubińska, pełnomocniczka prezydenta Bydgoszczy do spraw osób niepełnosprawnych. - Zakończyliśmy właśnie konkurs na przyjazny sklepik szkolny. Oprócz tego mamy 35 tysięcy złotych, które przeznaczymy na organizację spotkań młodzieży gimnazjalnej i ponadgimnazjalnej z dietetykami. Zaplanowaliśmy trzy takie wykłady połączone z degustacją żywności. Dotrzemy do grupy 3 tysięcy młodych ludzi zagrożonych potencjalnie otyłością i wynikającymi z niej chorobami.