https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dzieci jedzą śmieciowe jedzenie, rząd myśli, jak to zmienić

Sławomir Bobbe
W szkolnych sklepikach znajdziemy głównie słodycze. Innych produktów podobno sprzedawać się nie opłaca
W szkolnych sklepikach znajdziemy głównie słodycze. Innych produktów podobno sprzedawać się nie opłaca Tymon Markowski
Rząd przyjął projekt ustawy, która pozwoli wyrzucić ze szkolnych sklepików śmieciowe jedzenie. Ich śladem pójdą automaty z batonami, chipsami i colą.

Projekt musi jeszcze przejść przez Sejm, ale w Bydgoszczy nie czekają na rządowe dyspozycje. Założenia „Strategii rozwoju edukacji miasta Bydgoszczy” dają podstawy do walki ze śmieciowym jedzeniem w szkołach.
[break]

Tyle że sprawa nie jest wcale taka prosta. Niektórzy dyrektorzy szkół wskazują, że zakazy nie mają sensu i w ostatecznym rachunku nie opłacają się. Wszystko przez rozporządzenie prezydenta Bydgoszczy dotyczące zasad wynajmu obiektów szkolnych i ich powierzchni. Za każdy automat vendingowy (to urządzenie sprzedające colę, chipsy czy batony) szkoła może dostać ponad 100 złotych miesięcznie. Gdy doliczyć do tego dzierżawę sklepiku i inne rodzaje wynajmu, miesięcznie do kasy szkoły wpływać może kilka tysięcy złotych. Pieniądze te można wykorzystać choćby na zakup pomocy dydaktycznych.

- Oczywiście pewnych rzeczy nie przeskoczymy. Jeśli rodzic dalej będzie pakował dziecku do tornistra chipsy czy napój energetyczny, szkoła nie może nic z tym zrobić. Przepisy nam na to nie pozwalają. Nie mamy też wpływu na to, co dzieci robią chociażby z rozdawanymi w szkole warzywami czy mlekiem - mówi Magdalena Buschmann, kierownik referatu organizacji oświaty bydgoskiego ratusza.

Rodzice doskonale wiedzą, co się z takimi warzywami - trafiającymi do dzieci między innymi dzięki unijnym środkom - dzieje. - Mój syn mówi, że plasterki marchewki fajnie latają i można się nimi rzucać. Córka przynosi mleko w takich małych kartonikach ze słomką do domu. Ono nie jest słodkie i nie ma smaku, więc dzieciaki niechętnie to piją. Ja wykorzystuję to mleczko do pracowniczej kawy, dobrze się sprawdza - mówi pani Katarzyna z Fordonu.

- Dlatego warto zacząć od zmiany nastawienia uczniów i rodziców - nie ma wątpliwości Magdalena Buschmann. - W ramach „Strategii rozwoju edukacji miasta Bydgoszczy” planujemy stopniową eliminację tego typu produktów ze szkół. Owszem, dodatkowe wpływy są ważne, ale priorytetem jest zdrowie dzieci i młodzieży. Ta, niestety, zmienia swój styl życia na siedzący, co dodatkowo naraża ją na negatywne działanie pustych kalorii, otyłość i problemy z zębami.

Okazuje się, że można i bez ustawowych nakazów wyrugować ze szkół śmieciowe jedzenie. W SP nr 38, mającej certyfikat „Szkoła promująca zdrowie”, dyrektor postawił ajentowi sklepiku ultimatum - albo sprzedaje zdrową żywność i unika fast foodów, albo umowa zostanie wypowiedziana. Ajent wybrał drugą opcję i sklepiku w szkole nie ma, podobnie jak automatów. - Jest za to dla dzieci dostępna zawsze herbata - ciepła jesienią i zimą, a zimna wiosną i latem. Za darmo - mówi Hanna Rauchfleisch, wicedyrektor szkoły. - Dodatkowo w szkole mamy śniadania, które uczniowie często przygotowują z nauczycielami, i obiady w stołówce. Świadomość uczniów na temat żywienia jest wysoka, nawet jeśli ktoś przyniesie chipsy do szkoły, spotyka się ze znaczącymi spojrzeniami kolegów i mówi, że to tylko ten jeden, wyjątkowy raz - śmieje się pani wicedyrektor.

Komentarze 2

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

N
Nowobogacki
Tu niema co rząd do myślenia !... tu trzeba rząd peło wyrzucić przy urnie wyborczej bez myślenia, a nie jedzenie.
N
Nowik
Kazdy czlowiek jest wolnym wiec moze jesc na co ma ochote
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski