Po pięciu latach pracy 19 maja 1973 roku w Poznaniu zakończono budowę ronda Kopernika (dziś nosi ono nazwę rondo Kaponiera). Uroczystość otwarcia nowej budowli po swojemu uczcił Zenon Laskowik z kabaretem Tey. Napisał piosenkę pod tytułem „Poznań dziki blues”, w której znalazł się taki oto passus: „Izwiestija napisały, że w Poznaniu postroili rondo - takie samo, jak u siebie w domu postroit Belmondo”.
Rok później, 22 lipca 1974 roku w Bydgoszczy uroczyście otwarto rondo XXX-lecia PRL. Nikt o tym wprawdzie nie napisał piosenki, lecz i u nas dało się słyszeć głosy, że to rondo niekoniecznie jest na miarę naszych czasów i aspiracji. Moją bliższą przygodę z rondem XXX-lecia rozpocząłem rok później, gdy stałem się dumnym uczniem I LO. Z tamtych czasów i tamtego ronda najbardziej wbił mi się w pamięć szalet przy wejściu na schody prowadzące na perony tramwajowe. Szalet ten powinien mieć przy wejściu taki sam napis, jaki Dante umieści przy wejściu do piekła: „Porzućcie wszelką nadzieję wy, którzy tu wstępujecie”. Także oblodzone zimą, strome schody budziły przestrach nawet wysportowanego młodzieńca, którym wtedy byłem. A cóż dopiero powiedzieć o ludziach z niepełnosprawnościami. Nazywanych ich wtedy krótko kalekami lub inwalidami i równie krótko zawracano sobie nimi głowy.
Dziś przystosowanie dla potrzeb ludzi z niepełnosprawnościami stało się jednym z najważniejszych powodów przebudowy ronda Jagiellonów, na jakie przechrzczono rondo XXX-lecia. Nie ukrywam, że cieszy mnie ten fakt i będę tej przebudowie kibicował. Jako że rozpoczęły się w tej sprawie konsultacje społeczne, chciałbym do planów pokazanych przez miasto dorzucić swe trzy grosze.
Po pierwsze i najważniejsze, bez względu na sytuację gospodarczą, na takich planach, jak przebudowa bodaj najważniejszego ronda w mieście, nie opłaca się oszczędzać. Proszę zwrócić uwagę na to, że od otwarcia ronda za rok minie pół wieku. Tyle czasu męczymy się w centrum Bydgoszczy z obiektem nie do końca funkcjonalnym, niebezpiecznym na powierzchni oraz niebezpiecznym i okropnie brzydkim pod powierzchnią. I jeśli przebudujemy to miejsce tanim sumptem, to zafundujemy sobie kłopot na kolejne pół wieku.
Po drugie, niezbyt rozumiem sens ogłoszonych z przytupem konsultacji społecznych, skoro z wypowiedzi jednego z wiceprezydentów miasta wynika, że głosy mieszkańców wiele nie będą mogły zmienić. „Są możliwe niewielkie modyfikacje przestrzeni, zaimplementowanie ich (czyli mieszkańców – przyp. J.R.) pomysłów – zapewnia wiceprezydent Mirosław Kozłowicz. Dodaje jednak, że nie wszystkie uwagi zostaną wcielone w życie”. To o czym będą mogli decydować mieszkańcy w konsultacjach? O kolorze farby na poręczach?
Ktoś z mieszkańców jeszcze przed konsultacjami wyraził obawę o to, czy windy, które mają wynosić pasażerów z podziemi na powierzchnię, nie będą się często psuły. Cóż, poczekamy, zobaczymy. Mnie z kolei niepokoi to, czy zatłoczone windy w godzinach szczytu nie będą rozsadnikami wirusów, bakterii i innych drobnoustrojów szkodliwych dla zdrowia. Jak często będą te windy dokładnie czyszczone?
Ostatni temat: rowery na rondzie. Zdarzyło mi się parokrotnie pokonać rondo w ten sposób. Raz niemal otarłem się o auto wymuszające pierwszeństwo i od tego dnia wolę pomęczyć się, sprowadzając rower do podziemi, niż ryzykować życie. Po przebudowie wprawdzie mają pojawić się na rondzie pasy ruchu dla rowerów. Ale czy to wystarczająco uchroni rowerzystów – zwłaszcza że pasy ruchu dla rowerów ograniczą przestrzeń dla samochodów? Owszem, słyszałem opinię, że ruch na rondzie Jagiellonów zmniejszy się, kiedy powstanie trasa W-Z. Tylko najpierw musi powstać, a do tego daleka droga.
