https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Koniec świata księgarń zatopionych w ciszy. Felieton Jarosława Reszki

Jarosław Reszka
Potykacz przed bydgoską księgarnią "Toniebajka", zachęcający do wspierania niezależnych księgarzy
Potykacz przed bydgoską księgarnią "Toniebajka", zachęcający do wspierania niezależnych księgarzy Jarosław Reszka
Niedobitki niezależnych bydgoskich księgarzy toczą bój o przetrwanie. Kibicuję im, lecz głównie dlatego, że jako człowiek wrażliwy i współczujący zwykle biorę stronę słabych i cierpiących. Patrząc bowiem chłodnym okiem, nie widzę racji bytu dla księgarń takich, jakie w większości dziś w Bydgoszczy znajduję.

Uczciwie dodam, że niedola księgarzy nie jest czymś nowym ani właściwym jedynie bydgoskim czy szerzej: polskim realiom. Na dowód parę zdań z wydanej w 1937 roku powieści science fiction „Dwa końce świata” autorstwa Antoniego Słonimskiego (tak, tak - poeta skamandryta także tym gatunkiem się parał). Słonimski opowiada w niej o zagładzie ludzkości w połowie ubiegłego stulecia za sprawą zabójczych Niebieskich Promieni, którymi świat zaatakował urażony grafoman. Zapowiedzianą na falach radiowych apokalipsę poprzedzają sceny ogólnoświatowego rozprzężenia w obliczu rychłej zagłady, która wpierw ma dotknąć angielskiego Birmingham, gdzie władający straszliwą bronią psychopatyczny literat został najbardziej spostponowany: „Panika ogarnęła ludzkość. Armia Zbawienia urządziła ogromny pochód przez miasto. Ofiarą tłumu padła również księgarnia Denbry. Była to w ogóle pierwsza księgarnia od początku świata rozgrabiona przez tłum, gdyż znaną jest rzeczą, że w czasie rozruchów tłum rabuje wszystkie sklepy z wyjątkiem księgarń”.

We współczesnym świecie również to nie rabusie stanowią zagrożenie dla tradycyjnych księgarzy. Ich katami są... oni sami, działający w Internecie. Co ciekawe, internetowi kaci gotowi są ciąć toporami także gałęzie, na których siedzą. Przekonałem się o tym parę razy, kupując w księgarni tę samą pozycję, którą ta sama firma handluje w Internecie. Książka zamówiona przez Internet z odbiorem np. w tradycyjnej księgarni tejże firmy potrafi być o jedną trzecią tańsza niż egzemplarz zdjęty z prawdziwej półki i zaniesiony do prawdziwej kasy. Ponad 30 procent narzutu względem sprzedaży w sieci - toż to rozbój w biały dzień! A dla klienta nauczka, by kupować wyłącznie w wirtualnych księgarniach.

Tracą na tym sieciówki, jeszcze więcej tracą mali, niezależni księgarze. Ci bitwy na ceny z sieciówkami, w realu czy wirtualu, z pewnością nie wygrają. Bydgoskie niedobitki postanowiły bronić życia, wywierając presję na miejski samorząd i domagając się odeń m.in. nadzwyczajnej obniżki czynszu dla księgarń działających w lokalach komunalnych. W niedawnym wystąpieniu na sesji rady miasta lider niezależnych księgarzy przywołał przykład Warszawy, Gdańska i Gorzowa Wielkopolskiego, gdzie czynsze księgarzom obniżono ponoć o całe 90 procent.

Cóż, gotów jestem zgodzić się z argumentem, że księgarnie to nie lumpeksy i powinno się je wspomagać w ramach wspierania tzw. kultury wysokiej. Jednakże pod warunkiem, że taką kulturę rzeczywiście krzewią.

Dlatego postanowiłem urządzić sobie spacer badawczy po śródmieściu, by sprawdzić, jak to księgarskie krzewienie kultury wygląda na co dzień. Tym „co dzień” był czwartek, późne popołudnie przy ładnej pogodzie, a zatem pora, w której po śródmieściu kręciło się sporo ludzi. Po śródmieściu owszem, ale bynajmniej nie po księgarniach. W czterech ostatnich dziuplach z książkami, które się na bydgoskiej starówce uchowały (księgarnie na Gdańskiej, Focha, Jezuickiej i antykwariat na Starym Rynku), tylko w jednej był jeszcze jeden klient oprócz mnie. I tylko w tej jednej właśnie ktoś z obsługi zainteresował się mną, gdy kręciłem się pomiędzy regałami. W innych miejscach personel a to zajmował się pogaduszkami między sobą, a to tkwił z nosem pochylonym nad ekranem komputera. Choćby z nudów zagadali do klienta, zapytali, czego szuka, ale nic z tych rzeczy!

Nie będę operował nazwami księgarń, bo nie chcę sprawiać wrażenia sadysty, który tonącego wpycha pod wodę, ani z drugiej strony, ratownika, który tylko jednemu z tonących rzuca koło. Tak się jednak złożyło, że także tylko w tej jednej księgarni działo się coś, co wychodziłoby poza codzienną rutynę handlu książkami. Był w niej mianowicie Pan Autor, tak się złożyło, że bydgoszczanin i bydgostianista, który podpisywał swoją nową książkę i prowadził ożywioną rozmowę z przyszłym czytelnikiem. Dodam, że nie byłem nim ja, ale dodam też, że wspomnianą książkę tam, nie w Internecie, kupiłem i był to jedyny zakup, na jaki się podczas badawczego spaceru skusiłem. I wreszcie, ta sama księgarnia - dzięki potykaczowi - jako jedyna potrafiła znaleźć sposób na zwrócenie na siebie uwagi przechodnia, który kroczy przez miasto bez ściśle wytyczonego celu. Pozostałe punkty przegrywały pod względem zewnętrznej reklamy nawet z wszędobylskimi i w związku z tym tak opatrzonymi dla bydgoszczan żabkami.

Puenta z opisu mej wyprawy wynika jasno. Samorząd powinien wyciągnąć rękę do niezależnych księgarzy, lecz tylko takich, którzy na co dzień, nie od święta, są krzewicielami kultury, aktywnymi i potrafiącymi dostosować się do kulturalnych wymogów współczesnego świata. Księgarzom, którzy odejdą od koncepcji sklepu z książkami w stronę klubu, być może skupiającego miłośników jednego gatunku literatury (fantasy, science fiction, kryminału etc.), z fotelami, stolikami, parzoną smaczną kawą i przede wszystkim rozmową.

Tym zaś księgarzom, którzy oferują jedynie same, choćby najciekawsze książki na półkach pogrążonych w sennej ciszy, nawet całkowite zwolnienie z czynszu nie pomoże. Ich czas już minął...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kultura i rozrywka

Komentarze 3

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze!
Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA i obowiązują na niej polityka prywatności oraz warunki korzystania z usługi firmy Google. Dodając komentarz, akceptujesz regulamin oraz Politykę Prywatności.

Podaj powód zgłoszenia

d
do Andrzej Wolk
Jeśli tam się na rynkowych zasadach utrzymują to niech robią co chcą. U nas chcą działać na uprzywilejowanych zasadach to niech dają coś od siebie.

Żeby była jasność - ja jestem za tymi przywilejami.
A
Andrzej Wolk
mieszkam w Londynie, gdzie ksiegarni malych, spokojnych, gdzie nic sie nie dzieje, poza sprzedaza ksiazek jest naprawde duzo. Nie musza sie wysilac i nie wiadomo jakie atrakcje oferowac. Wg mnie problem tkwi w ludziach, ktorzy po prostu nie czytaja, a gapia sie w ekrany i wybieraja latwa rozrywke.
J
Jarek Kaczyński
Bardzo dobry komentarz mój imienniku. Podpisuje się pewnie pod tym komentarzem.

Księgarnie muszą dać coś od siebie dla miasta i wtedy słusznie wymagać. Pan z potykaczem chce obniżenia czynszu, ale chciał opłaty za oglądanie (nie kupienie książek) książek? Bo pisał że mu się łażenie ludzi nie podoba. Jak nie podoba to niech działa rynkowo, skoro nic nie chce dać miastu.
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski