Mam ten staroredaktorski przywilej, że mogę już dziś - jak mawiał śp. Red. Wojciech Woźniak - przeczytać jutrzejszą gazetę. A ta dzisiejsza dla Państwa, a jutrzejsza dla mnie, piszącej tu i teraz te słowa, ma bardzo specjalny charakter.
Otrzymali Czytelnicy „papierowi” - a sukcesywnie później również Internauci
- chronologicznie nieco spóźniony, ale epicki w swym kształcie, dodatek na trzydzieste piąte urodziny „Expressu Bydgoskiego”. Kiedy go przeglądam, siłą rzeczy, zatrzymuję się na niemal każdym kawałku z nostalgią. Przez prawie trzydzieści lat byłam częścią „EB” (kiedyś ten skrót był zresztą powodem do żartobliwych odniesień do pewnego... browaru). Tak mu oddaną, że przemieszał mi się mocno - i mocno odcisnął na nim - z życiem osobistym. Więc kiedy zaglądam na kolejne karty historii „Expressu”, czuję się dokładnie tak, jak większość z nas, którzy wzruszają się podczas oglądania starych rodzinnych zdjęć. Każde odnosi się przecież do jakiejś historii, wiele - do osób, których już nie ma, a które wiele dla nas znaczyły. Ale nie można zapominać, że z przyglądaniem się historii gazety, zwłaszcza lokalnej, wiąże się szczególna waga. To wszak zapis zmian dynamicznie zachodzących i w mieście, i w losach pojedynczych ludzi czy grup osób. Przynajmniej kiedyś tak nam się wydawało, że wszystko zmienia się szybko, skąd mogliśmy wiedzieć, jakie wyzwania przyniosą nowe czasy... Nie da się ukryć, wiele z naszych historii reporterskich już trąci myszką, niektóre są absolutnie anachroniczne. Aż trudno sobie dziś wyobrazić, jak dużo mieliśmy kiedyś czasu na znalezienie i wyjaśnienie interesującego tematu, jak analogowymi narzędziami się posługiwaliśmy, by go uwierzytelnić. Trzeba się było zatem błyskawicznie przystosowywać, wszak dziennikarstwo to domena ludzi kreatywnych i otwartych na zmiany. Ale też, co bardzo ważne, przygotowanych profesjonalnie do dostarczania informacji - zwłaszcza w dobie, gdy niemal każdemu z dostępem do internetu wydaje się, że lepiej „obraca” newsem i ma legitymację do jego komentowania.
Na moją legitymację składało się przez te wszystkie lata, między innymi, bezwzględne zapatrzenie w Bydgoszcz, oddanie miastu niemal bezwarunkowe. Zawsze byłam go tak bardzo ciekawa i tak dumna, gdy coś lub ktoś podnosił jego prestiż. Każdy, kto ten pogląd podzielał, stawał się z miejsca moim ziomkiem. Teraz, na dziennikarską starość, dostaję wręcz zadyszki, gdy doświadczam tempa zmian lokalnych. Kronika bydgoska - jak ją widzę - jest zbiorem refleksji na wybrany z nich temat. Ale, proszę mi wierzyć, gdy zabieram się do „researchu” materiału z bieżącego tygodnia, ciężko się zdecydować, na którym wątku osiąść. Np. teraz - tu sypią się ruiny Fabryki Lloyda, a tu sypie się koncepcja Hali Targowej, tu Muzeum Okręgowe otwiera wybitną wystawę prac Olgi Boznańskiej, a tu Opera Nova generalnie próbuje otwarcie kolejnego Bydgoskiego Festiwalu Operowego... Dzieje się w tej naszej Bydgoszczy, co jest świetnym paliwem dla współczesnych redaktorów. I świetnie, i tak trzymać.
Nasz jubileuszowy dodatek, którego lekturę z radością i dumą mam zaszczyt rekomendować z „wyżyn” mojej „Expressowej” historii, ma też przecież szczególny walor - to nie tylko nurzanie się w przeszłości, ale i spojrzenie w przyszłość. Nie bez powodu rysujemy tu nasz wkład w rozwój mediów internetowych i pytamy VIP-ów, jak widzą perspektywy tytułów informacyjnych w dobie rozwoju technologii i zmian w potrzebach odbiorców. Można się - od czasu do czasu, od rocznicy do rocznicy - porozczulać nad starymi latami, ale praca w mediach zobowiązuje do trzymania ręki na pulsie. Na Waszym pulsie...
