Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie człowieka nieważnego. Felieton filmowy "Spod ekranu" o "Zaginionych dziewczynach" (Netflix)

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Fot. Netflix
Często ich krytykujemy. Za życiowe wybory, złe decyzje, za pokraczne wychowywanie dzieci. To po prostu łatwy cel, jeden wielki, smutny stereotyp... Często ich krytykujemy, ale często po prostu nie zauważmy. Bo wydaje nam się, że ani w nasze życie, ani w życie całej społeczności nie wnoszą wiele. Tyle, że jak wgryziemy się w takie życie na dole, na krawędzi egzystencji, to zwykle nastrój nam siada. Szczególnie, gdy zapytamy siebie, co my zrobilibyśmy w konkretnej sytuacji.

Kiedyś mówiło się o społecznych nizinach, dziś nikt tak nie powie, bo to politycznie niepoprawne. Takie grupy społeczne są oczywiście wszędzie i dokładnie wszędzie nikogo specjalnie nie obchodzą, choć im kraj tłustszy, tym w oczy kłują bardziej. Jak w tej cudownej Ameryce naszych snów, gdzie 40 milionów ludzi nie ma ubezpieczenia społecznego. A to w czasie pandemii brzmi upiornie.

Cóż, drodzy rodacy, kina dalej stoją, znowu więc sięgamy po premiery największych serwisów filmowych online. I tu po zeszłotygodniowej wtopie z „Ciszą białego miasta” milusie zaskoczenie - „Zaginione dziewczyny”. Bo miał być zgrabny thriller, a jest mocny dramat społeczny. Owszem, oparty na strukturze thrillera, ale zrealizowany w konwencji bardziej przypominającej reportaż, niż hollywoodzki produkcyjniak.

Tak więc żyje sobie mama z dwiema córami. Trzecia wyfrunęła już w świat. Zresztą wcześnie, bo jako dziecko zabrała ją opieka społeczna. Mieszka teraz w innym mieście, zarobkuje jako prostytutka, ale z rodziną utrzymuje więź. Własnie ma wpaść na rodzinną kolacyjkę, ale nie dociera. Mama zaczyna prywatne śledztwo. I to jej samozaparcie sprawia, że policja odkrywa w okolicy wiele zwłok ofiar seryjnego mordercy prostytutek.

Wątek policji jest tu zresztą bardzo soczysty. Bo oglądamy, jak supersprawna amerykańska policja potrafi zawalić sprawę, kiedy chodzi o kogoś nieważnego. A my – cała spawa oparta jest na faktach – zastanawiamy się, czy to bardziej niekompetencja, lenistwo, czy po prostu założenie, że na ludzi tak nieistotnych, jak prostytutki, nie ma co tracić czasu. Soczysty jest też wątek rodzin ofiar, składających się zresztą z samych kobiet. Z jednej strony powielających ten sam smutny model beznadziei, z drugiej co chwilę podejmujących niesłychanie trudne decyzje.

Centralną postacią jest tu matka, świetnie grana przez Amy Ryan. Mamy huśtawkę uczuć w stosunku do niej, bo nie jest to mamusia marzeń. Ale coraz lepiej ją rozumiemy, i kiedy walczy w pracy o każdą godzinę, żeby móc zapłacić za prąd, i kiedy przyjmuje pieniądze od córki, choć wie o jej profesji. Duża rola, taka, która decyduje o sile filmu.

I żeby było jasne – nie dowiadujemy się tu niczego, czego byśmy wcześniej nie wiedzieli. Mieliśmy filmy i o klasie niższej, i o niekompetencji policji. A jednak „Zaginione dziewczyny” – swoją drogą fajny, dwuznaczny tytuł - są tak sugestywne, że długo posiedzą nam w główkach. Szczególnie, że cała ta historia kończy się bardzo nieamerykańsko. Smutno, gorzko i źle.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Życie człowieka nieważnego. Felieton filmowy "Spod ekranu" o "Zaginionych dziewczynach" (Netflix) - Nowości Dziennik Toruński