Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premiera Netflix: “Kobieta w oknie” - czyli jak przeżyć śmierć

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Zawsze wierzymy, że przytrafia się to innym. Tym słabszym, pechowym, tym, co to złe geny mają, albo świat piękny ich nie lubi… Ot choćby załamanie nerwowe. Albo depresja. Albo lęki i postrzeganie wszystkiego wokół innym, niż jest w realu. Niestety, jak życie uczy, od zaburzeń psychicznych często dzieli nas niewiele. Może tylko jeden impuls, śmierć kogoś bliskiego, albo nawet jeden zły bliźni. Główna heroina„Kobiety w oknie”, dziecięca psycholożka, też pewnie nie sądziła, że skończy zamknięta w kamienicy, ze stanami lękowymi i agorafobią, a na dokładkę z myślami samobójczymi w głowie.

Cóż, „Kobieta w oknie” to miało być łupnięcie sezonu. Nie dość, że to ekranizacja bestsellera, to jeszcze z megaobsadą – od wspaniałej na wieki wieków Amy Adams, przez Jennifer Moore i Jennifer Jason Leigh, po siwiutkiego Gary’ego Oldmana. I jak ta premiera Netfliksa się udała? Uczucia mam z lekka zmieszane. Niby ładnie jest, niby Amy Adams jak zawsze czaruje ekran - choć to spore wyzwanie, bo w scenariuszu narysowano jej postać nieco ułomnie - ale wyszło tak sobie. I to pewnie nie tylko dla takich biedaczyn jak ja, które czytały książkę, więc musiały obyć się bez suspensu.

Tak więc pani psycholog tkwi w ponurym domu po jakiejś enigmatycznej traumie. Spędza czas na żłopaniu wina i życiu życiem sąsiadów. Właśnie trafiają się nowi – biznesmen, jego roztrzęsiony synek i żona. Pani psycholog zaczyna badać przemocowy – jak jej się wydaje - charakter rodziny. Kiedy pewnego dnia widzi zabójstwo w domu naprzeciwko, wzywa policję. No i zaczynamy się bawić w dociekanie, czy to wytwory jej wymęczonej psyche, czy jednak niekoniecznie.

Zaraz, zaraz, coś wam to przypomina? O tak, i to niejeden film, i niejedną księgę. Bo to zlepek klisz – i może to być zarzut, ale nie musi, bo z klisz też można wykrzesać całkiem nowe cudeńko. Tym razem zwroty akcji są i to nawet nie do końca przewidywalne – ale niestety krzesanie nowego cudeńka nie wyszło. Całość zmajstrowano zresztą w hitchcockowskim klimacie, co mogło mieć sporo uroku, ale w pewnym momencie zaczyna nas dusić przesada tego pomysłu. I jasne, od czasu do czasu miewamy jakiś formalny strzał, ale miewamy też bardzo teatralną tonację. Aż zaczynamy dumać, czy nie lepiej puścić sobie jeszcze raz „Okna na podwórze” niż oglądać „Kobietę w oknie”.

A warstwa głębsza? Tu znowu dostajemy ograne motywy – ale takie, które ogrywa się od lat, bo od lat nie dają nam spać. Są i próby pogodzenia się z życiową stratą, co jak wiadomo wszystkim wychodzi źle, ale niektórym znacznie gorzej. I coś tam nas nawet rusza, ale szczerze mówiąc z takimi aktorami powinno nas ruszać boleśniej. Jest też motyw postrzegania świata i ludzi przez własne chciejstwo – ale to wpisano w thrillerową intrygę, zmagania o to, żeby zimny świat uwierzył bohaterce i podporządkowano wszystkiego suspensowi, więc nam się ta głębia wypłaszcza.

No a jak dodamy do tego jeszcze chudziutko namalowane postacie i problemy z utrzymaniem napięcia to zamiast wielkiego kina wyszło niewielkie rozczarowanie. Niestety.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Premiera Netflix: “Kobieta w oknie” - czyli jak przeżyć śmierć - Nowości Dziennik Toruński