Nie jestem wielkim fanem graffiti. Uważam, że jeśli już gotowi jesteśmy wpuszczać sztukę do przestrzeni publicznej miasta, to powinniśmy to robić, korzystając z różnych jej rodzajów. Kiedyś w Bydgoszczy królowały pomniki, obecnie oszaleliśmy na punkcie graffiti.
Rozumiem, że najważniejszym argumentem jest tu cena. Dzieło, które powstaje w trzy dni głównie przy użyciu farby, choćby było bardzo duże, musi kosztować wielokrotnie mniej niż na przykład pomnik fontanna Potop. I pewnie też trochę mniej niż jedyna bodaj instalacja, która w ostatnich latach zaistniała w Bydgoszczy. Myślę o mało udanej instalacji „Kadr na miłość”, która powstała pomiędzy ulicami Grodzką i Bernardyńską - inicjatywie ujęcia w formę sztuki i jednocześnie odciążenia od tony kłódek kładki Jana Kiepury obok opery.
Niestety, mało kto bierze pod uwagę, że graffiti nie trafia w gusta wszystkich mieszkańców. Mimo to przyznaję, że graffiti na ogrodzie botanicznym jest nadzwyczaj udane. Ciekaw tylko jestem, jak się będzie prezentowało za, powiedzmy, 10 lat. Oby nie tak, jak ogród botaniczny przed remontem.
