Mural tasiemiec ma mieć 440 metrów długości i pochłonąć pół tysiąca litrów farby. Wybrana ekipa grafficiarzy dostała od miasta 80 tysięcy złotych na wykonanie malowidła. Sama nagroda za zwycięstwo w konkursie wygląda przy tej kwocie blado. To 5 tysięcy złotych. Domyślam się jednak, że w tym wypadku ważniejsza niż pieniądze jest mołojecka sława, jaką po ukończeniu dzieła (muszą się uwinąć do końca listopada) cieszyć się będą twórcy w środowisku popkulturowych artystów.
Nie mam nic przeciwko muralom. Myślę, że to dzieło ma szansę zainteresować turystów. Także miejscowym jego widok bardziej umili podróż tramwajem niż widok sznura samochodów. Pod warunkiem jednakże, że panowie Syruć i Kołodziej okażą się spadkobiercami talentu Diego Riviery – słynnego meksykańskiej twórcy gigantycznych graffiti sprzed prawie wieku. No i że gdańszczanie nie będą tak złośliwi i ideologicznie zainfekowani, jak wspomniany Riviera. Tenże bowiem, gdy dostał w Stanach Zjednoczonych superintratne zlecenie od milionera na pokrycie malunkiem ściany Rockefeller Center w Nowym Jorku, przemycił do grona postaci widniejących na tym graffiti… Włodzimierza Ilicza Lenina. I gdy ta kontrabanda wyszła na jaw, właściciel gmachu nakazał mural zamalować.
Najdłuższy w Bydgoszczy mural na Kujawskiej nabiera barw i k...
Żartuję oczywiście. Nie podejrzewam, by dwaj artyści z Gdańska kazali bydgoszczanom podziwiać w drodze do śródmieścia na przykład głowę Władimira Putina. Poważnie natomiast zastanawiam się, jaka jest dawka murali, którą bydgoszczanie potrafią przyjąć bez odruchów wymiotnych. Mural tu, mural tam. W kolejce następni pomysłodawcy. Jak już pisałem, od ściennych dokonań Diego Riviery minęło blisko sto lat. Pewnie nie należy się więc obawiać, że za kolejnych dziesięć ten rodzaj sztuki opatrzy się i wyjdzie z mody. Nie zapominajmy jednak, że są i inne formy plastyczne, które sprawdzają się na świeżym powietrzu. Owszem, zapanowała ostatnia jeśli nie niechęć, to rezerwa w stosunku do pomników. Ale myślę, że dotyczy ona tradycyjnych monumentów, w rodzaju króla na koniu czy prezydenta na mównicy. Nie sądzę, byśmy mieli coś przeciwko rzeźbom odideologizowanym, w rodzaju dzieci i gęsi w fontannie na Starym Rynku czy Łuczniczki naprzeciwko Teatru Polskiego.
W grę wchodzą także inne trójwymiarowe dzieła, jak instalacje. Z ostatnich lat przypominam sobie jedną tylko próbę ich wykorzystania w wolnej przestrzeni Bydgoszczy. To kompozycja, na którą przeniesiono kłódki zakochanych, gdy nazbyt zaczęły obciążać most Jana Kiepury przy operze. Rzeźby i instalacje świetnie sprawdzają się zatopione w parkową zieleń – tak jak to jest z głowami wielkich kompozytorów w parku Kochanowskiego czy fontanną Potop w parku Kazimierza Wielkiego. Na szczęście zieleni mamy w mieście pod dostatkiem, więc miejsca na kolejne ciekawe dzieła na pewno nie zabrakłoby.
Rzeźby i instalacje wydają się też bardziej trwałymi obiektami niż murale. Gdańszczanie dają na malowany przez nich mural na Kujawskiej pięć lat gwarancji. Na zakończenie prac pokryją też mural warstwą antygraffiti – powłoką utrudniającą niszczenie malowidła przez grafficiarzy partyzantów. Czas pokaże, czy skutecznie. Wiadomo, że każda akcja rodzi reakcję, a Polak potrafi. Zobaczymy też, jak będzie wyglądał mural na Kujawskiej, gdy okres okres gwarancji upłynie. Pięć lat w dziejach miasta to chwilka.
Mam wreszcie wątpliwości, czy 440 metrów obrazu na Kujawskiej zdoła wywołać nad Brdą „efekt Bilbao”, o czym ostatnio podczas dyskusji o przyszłości miasta mówił Wacław Kuczma, dyrektor galerii bwa. Hiszpańskie Bilbao po utworzeniu w nim Muzeum Guggenheima z miasta przemysłowego zamieniła się w turystyczną atrakcję. Miałżeby mural równie wielką moc?
