<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/bobbe_slawomir.jpg" >Słowo obiad kojarzy mi się z czymś szczególnym, czego przygotowanie i konsumpcja wymaga czasu. Jest pewną celebracją, dokonywana najlepiej w towarzystwie. Słowo catering, wprost przeciwnie, ma barwę i smak fast foodów. Łączę je raczej z konferencjami, spotkaniami, szwedzkim stołem i szybkimi daniami, które jeszcze szybciej trzeba zjeść.
Jedna z mam dziecka odprowadzanego do przedszkola mówiła mi, że gdy wchodzi do niego rano, od drzwi czuje zapach z kuchni. Wie więc, że niedługo jej córka zje coś ciepłego i świeżego. Podobnie cieszy się, że jej starsza pociecha o normalnej porze może zjeść pożywny obiad w szkole. Bo nad posiłkami w szkołach czuwa sztab ludzi, od dietetyków, po służby sanitarne. Rodzice boją się, że z cateringiem może być różnie. Ale obraziłoby się tę ciągle rozwijającą się branżę, gdyby powiedzieć, że firmy cateringowe robią jedzenie złe, niesmaczne czy z pośledniej jakości składników. Ta żywność też zapewne jest badana, a przygotowujący posiłki ludzie dbają, by były smaczne.
<!** reklama>Tu chodzi o coś innego, o coś co nazwać można byłoby stylem jedzenia. Bo tak, jak obrazą dla dobrego piwa jest podanie go w plastikowym „kuflu”, tak obrazą dla obiadu jest przyniesienie go w plastikowym pudełku i jedzenie plastikowym nożem i widelcem. Inwestując w szkolny catering inwestujemy w konsumpcyjny styl życia dzieci i wychowujemy nowe pokolenia klientów fastfoodowej gastronomii.
O ochronie środowiska nie wspomnę, tony plastikowych talerzyków, widelców i tacek już zalegają na wysypiskach.