Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Morze utopionych szans

Ewa Czarnowska - Woźniak
Nie ma siły - lektura tej książki musi zaowocować oglądaniem serialu. Lub może odwrotnie... W tej drugiej sytuacji czytelnik będzie miał prawo do większej satysfakcji. Bo o ile premiera TVN-owskiej produkcji, zapowiadanej z wielką pompą i wielkim budowaniem napięcia, rozczarowała większość widzów, tak książka autorów scenariusza serialu „Belle Epoque” może się nawet spodobać wielbicielom powieściowych intryg kryminalnych, ubranych w historyczny kostium.

Poprzez telewizyjne związki, główny bohater, Jan Edigey - Korycki, będzie miał dla czytelnika nieuchronnie twarz (i... ciało) Pawła Małaszyńskiego. Edigey będzie jednak „w czytaniu” znacznie ciekawszy, bardziej wielowymiarowy niż na ekranie. Znaczna część powieści odnosi się zresztą do tego, co Jan robił między pamiętnym pojedynkiem, który doprowadził (w znamiennie innych niż serialowe okolicznościach!) do śmierci brata jego ukochanej, a czasem, kiedy po latach wrócił do Krakowa „belle epoque”.

Wcale barwny, historyczno-obyczajowy wątek jego marynarskich przygód po drugiej stronie globu jest pewnie zasługą wykształcenia Macieja Dancewicza 
- gdyby ten powieściowy nerw dało się przenieść do telewizji, pewnie mniej widzów byłoby rozczarowanych tym, co ogląda. Tymczasem minie wiele tygodni i powieściowej fabuły, zanim Jan spotka się w Krakowie ze swoim przyjacielem ze studiów, doktorem Henrykiem Skarżyńskim (w tv - niezły Eryk Lubos), z którym skutecznie będzie próbował rozwikłać zagadkę tragicznej śmierci swojej matki Cecylii.

Ten wątek w tv spakowany jest w jeden odcinek, tymczasem w książce temu śledztwu towarzyszy wiele odniesień i bocznych tropów, równie ciekawych, co główny temat. To interesująco buduje napięcie prowadzące do nieoczekiwanego, metafizycznego (!) finału. Nie wiem, co scenarzyści przygotowali w „Belle Epoque” na następne tygodnie, ale gdyby patent z powieści miał być zastosowany w serialu, dawno już powinien być zgrabnie wykorzystany...

Jako się rzekło, Paweł Małaszyński, dotąd spełniający się w odtwarzaniu „mocnych” facetów, tutaj wypada, w porównaniu z powieściowym pierwowzorem, dość blado. Kompletnym zaś nieporozumieniem dla czytelnika będzie odtwórczyni roli Konstancji. W książce Edigey nie może zapomnieć o młodzieńczej (acz... skonsumowanej) miłości do delikatnej arystokratki, ona jest motorem wszystkich jego działań, przekonującą siłą sprawczą burzliwego zachowania, w telewizji dostajemy zaś w tej roli zimnolicą i... niemłodą Magdalenę Cielecką. Takich niewykorzystanych szans, które niosła powieść, jest znacznie więcej. Nie wiem zupełnie, czemu sobie to zrobili. W produkcji, która ponoć operowała rekordowymi środkami i możliwościami, polegli na scenariuszu. Tym bardziej warto sięgnąć po książkę.
Marek Bukowski, Maciej Dancewicz, Najdłuższa noc, WWL MUZA S.A., Warszawa 2017.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!