Czeski romantyzm i francuski barok sąsiadowały na dwóch festiwalowych przedstawieniach. Barok, choć starszy, chyba lepiej trafił do publiczności.
„Matowe dźwięki” barokowych instrumentów po dwóch latach powróciły na bydgoski festiwal. Stefan Plewniak i jego międzynarodowa orkiestra Il Giardino d’Amore wcześniej wystawili tu „Zamorskie zaloty” jednego z najbardziej znanych reprezentantów późnego baroku – Jeana Philippe’a Rameau. W poniedziałek zespół pokazał inną operę-balet Rameau - „Nais”. Wśród zapomnianych instrumentów zabrakło tym razem maszyny wiatrowej, ale były dwa klawesyny i wyróżniająca się długością gryfa teorba – starsza siostra gitary.
Czytaj także:
"Zamorskie zaloty" - recenzja
Bodaj pierwszy raz na festiwalu mieliśmy też do czynienia z półinscenizacją. Przedstawienie została pokazana bez scenografii (w tle scenę urozmaicały projekcje wideo) i bez kostiumów z epoki. W pełni wybrzmiała za to muzyka i głosy, wśród których wyróżniał się świetny mezzosopran Natalii Kawałek-Plewniak, prywatnie żony szefa orkiestry.
„Nais” to konwencjonalna opowieść o miłości boga Neptuna (partia angielskiego tenora, Seana Claytona) do nimfy Nais. Neptun postanawia ją zdobyć w przebraniu śmiertelnika, w czym usiłują mu przeszkodzić dwaj inni zalotnicy. Jak widać, śledzenie libretta nie ma w tym wypadku większego sensu. Za to brzmienia urzekły publiczność - nieco młodszą niż niż na poprzednich festiwalowych spektaklach. Stefan Plewniak pokazał się także jako energetyczny showman.
Zobacz również:
Śluby znanych osób w Bydgoszczy i regionie. Pamiętacie? [zdjęcia]
„Pocałunek”, który w Bydgoszczy obejrzeliśmy w niedzielę, to pierwsza opera Bedrzicha Smetany, którą komponował całkiem głuchy. Jakby na przekór temu utwór jest melodyjny, rzewny. Kojarzy się z powieścią Reymonta. Z „Chłopów” mamy tu motyw zgodny z przysłowiem „Wiedzą sąsiedzi, jak kto siedzi”. Społeczność wiejska, jej ocena postawy bohaterów, ma przemożny wpływ na pozycję i losy bohaterów.
Libretto pachnie melodramatem. Vendulka i Lukasz zrywają ze sobą, bo... ona nie chce go pocałować przed ślubem. Vendulka nie ma natomiast moralnych oporów, by później przyłączyć się do... przemytników. W sumie dobrze, że tak się stało, bo dzięki temu Smetana skomponował piękną pieśń przemytników.
Jak na bardzo tradycyjny utwór, zaskakująca była bardzo nowoczesna scenografia, przygotowana przez Evę Jirzikowską do prezentowanego w Bydgoszczy spektaklu w wykonaniu Narodowego Teatru w Brnie Opery im. Janaczka. Składała się ona z mnóstwa okien (patrz: zdjęcie), nawiązując do wiejskiego podglądactwa. Ważną rolę odgrywały znicze, symbolizujące rozpalające się lub gasnące nadzieje. Dobrze wypadła także choreografia - na scenie ciągle coś się działo, nawet podczas uwertury.
W środę na festiwalu jeden ze smaczków – „Kreda/Czarny diament” w wykonaniu nowoczesnego Duńskiego Teatru Tańca.