Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia Ewy trafiła do czytelników. Powieść Ezo Oneir „Burze na Słońcu” cieszy się zainteresowaniem

Justyna Tota
Justyna Tota
Bydgoska artystka fotografka Ezo Oneir, czyli Agnieszka Mlicka znana jest z onirycznych sesji „Poza Rzeczywistością”. Jej drugą marką staje się powieściopisarstwo
Bydgoska artystka fotografka Ezo Oneir, czyli Agnieszka Mlicka znana jest z onirycznych sesji „Poza Rzeczywistością”. Jej drugą marką staje się powieściopisarstwo Ezo Oneir, autoportret
Zbiórka na wydanie pierwszej powieści zakończyła się jesienią ubiegłego roku sukcesem na polakpotrafi.pl. Od dobrego miesiąca powieść jest w księgarniach, które zamawiają dodruki, a Ezo Oneir pisze już... trylogię. W rozmowie z „Expressem Bydgoskim” Agnieszka Mlicka mówi o swym literackim debiucie, reakcjach czytelników, kolejnych częściach powieści, nowym klimacie marki „Poza Rzeczywistością” oraz najbliższych spotkaniach autorskich.

Jeśli dobrze liczę, dwukrotnie zamawiano dodruk Pani powieści „Burze na Słońcu” - pierwszy w 12 dni od premiery! Czy spodziewała się Pani takiego debiutu literackiego?
Pierwszy nakład wynosił zaledwie 300 egzemplarzy. Był zarówno dla mnie, jak i dla wydawnictwa eksperymentem i sprawdzianem, czy powieść się przyjmie. Do samego końca nie potrafiłam ocenić, czy historia Ewy jest „poczytna”. Za dużo w niej było moich przeżyć, żebym mogła spojrzeć na to obiektywnie. Kolejny nakład poszedł już w 1000 egzemplarzy. Z drugiej strony, niczego w życiu nie robię po łebkach - jeżeli „Burze na Słońcu” przeszłyby bez echa, po prostu pracowałabym ciężej nad ich promocją. Nie jest wyzwaniem wydać książkę - wyzwaniem jest ją sprzedać i mam tego absolutną świadomość. W każdym roku na polski rynek wydawniczy trafia średnio 5 tysięcy tytułów z beletrystyki, więc można utonąć. A ja nie wydałam tej książki dla siebie, tylko dla innych.

Słyszałam, że Pani książka jest już dostępna także poza krajem - mogą ją kupić Polacy w Wielkiej Brytanii.
To zasługa zasięgu wydawnictwa Poligraf. Bardzo mnie to ucieszyło, gdyż przesyłka z Polski do Wielkiej Brytanii jest skandalicznie droga.

Może warto by powieść przetłumaczyć? Historia Ewy w języku angielskim miałaby zasięg globalny…
Najpierw niech trafi do serc Polaków. Jest osadzona w naszych realiach. Jesteśmy narodem, który pracuje najciężej w Europie - a o tym po części też jest historia Ewy. Myślę, że wciąż mamy zakorzenione w sobie, żeby o wszystko walczyć. Gdy nie pracujemy ciężko, mamy poczucie winy, a wcale nie musi tak być. Inne narodowości mogą sobie pozwolić na większy dystans do pracy zawodowej. Zarabiają więcej i mają więcej wolnego czasu. My modlimy się, aby doba cudownym sposobem się wydłużyła. Dlatego uważam, że pod tym względem, Ewa jest bardziej „polska”. Ale naturalnie nie wykluczam w przyszłości przetłumaczenia powieści. W końcu zawiera w sobie również prawdy uniwersalne - jak poszukiwanie miłości, bliskości, tego co w życiu ważne.

Wracając zatem do polskich czytelników, czy ludzie dzielą się z Panią swoimi wrażeniami po przeczytaniu „Burz na Słońcu”?
Bardzo mnie zaskoczyły reakcje na powieść. Nie jest grubym tomiszczem, do którego trzeba podchodzić w sposób zaplanowany. Można ją „pochłonąć” w jeden wieczór, bo bardzo wciąga. Okazało się, że pomimo bardzo osobistej historii jaką opowiada - każdy kto ją czyta, odnajduje tam cząstkę siebie i tego, o co sam w życiu walczy. W kręgach osób zajmujących się duchowością otrzymałam informację zwrotną, że ich „walka z cieniem” przebiegała podobnie i wiele by dały, aby w tym mrocznym czasie, móc sięgnąć po odpowiedź w postaci tej książki. Ci, którzy nie mają nic wspólnego z ezoteryką, utożsamiają się z wątkiem ucieczki w pracoholizm i płytkich relacji damsko-męskich, podkreślają ogólny brak głębokich więzi i tęsknoty za bliskością. Jeszcze inni podają opis typowego psychologicznego aspektu kat - ofiara, wpływ wydarzeń z dzieciństwa na wybory w dorosłym życiu.

Nie jest wyzwaniem wydać książkę - wyzwaniem jest ją sprzedać. Nie napisałam jej dla siebie, tylko dla innych.
Ezo Oneir (Agnieszka Mlicka)

Któraś z tych czytelniczych recenzji wyjątkowo Panią wzruszyła albo zaskoczyła?
Otrzymałam wiele tzw. laurek, które potwierdzają, że treść powieści trafia do serc. Najbardziej jednak wybrzmiała we mnie recenzja Elizy Żywickiej, autorki książki „Kobietą być”. Odebrała historię Ewy bardzo osobiście i sercem, gdyż zauważyła w niej analogię do własnych działań. Napisała m.in. „Ten sam ból, te same odkrycia, te same zaskoczenia i na koniec te same pragnienia – miłości, wolności, szczęścia”. Pierwszy raz autentycznie płakałam ze wzruszenia i poczułam, że warto było napisać tą historię.

Jak na wieść o Pani książce zareagowała polonistka, która w Techniku Fotograficznym w Bydgoszczy podobno wystawiła Pani „tróję z plusem”?!...
Z entuzjazmem, ciekawością i autentyczną życzliwością. Być może zostanę posądzona o masochizm, ale pomimo niesprawiedliwości która mnie wtedy spotkała, uważam ją za jednego z najlepszych nauczycieli na swojej drodze. Poza tym, ostatnio spotkałyśmy się i zamieniłyśmy parę słów. Przez lata pracy w szkole - przewinęło się przez jej ręce tysiące uczniów. Po ponad 17 latach poznała mnie od razu. Być może ma po prostu genialną pamięć, ale myślę, że to coś więcej.

W mediach społecznościowych opublikowała Pani już okładkę drugiej powieści, którą nazwała „Imperium Lilith”. Czy ten plik tekstowy ma już dużo stron?
Pierwszy rozdział już za mną. Kolejne wyrywają się z myśli tak, iż odnoszę wrażenie, że stałam się tylko kimś, kto służy do uderzania w klawiaturę. Ale z weną właśnie tak jest. Powiem więcej – trzecia powieść też niebawem będzie, bo ze zdziwieniem stwierdziłam, że „Burze na Słońcu” to… trylogia.

Podczas naszej pierwszej rozmowy, stwierdziła Pani, że nie będzie fatygować Ewy do kolejnej powieści, bo ta bohaterka znalazła już swoją bezpieczną przystań. Jaka więc jest Lilith? Czy ona jest zupełnym przeciwieństwem Ewy?
Lilith nie jest imieniem głównej bohaterki, ale funkcjonującym powszechnie archetypem wyklętej części żeńskości. Jeżeli jako kobiety, akceptujemy ją w sobie – daje nam dumę, poczucie własnej wartości, niezależność, siłę i świadomą seksualność. W ciemnej odsłonie natomiast uosabia toksyczną dominację, egoizm, wyrodność i ucieczkę. Właśnie dlatego w każdym społeczeństwie potępiano kobiety niezależne i świadome swojej kobiecości, nieustraszone. Palono je na stosach. Do tej pory niektórzy mężczyźni nie akceptują kobiet, które w pełni ukochały swoją żeńskość. Lilith, według mitu, wolała uciec i pogrążyć się w upadku, niż służyć mężczyźnie. Wyraziła swój sprzeciw, więc uczyniono ją partnerką szatana.
„Imperium Lilith” opisuje wydarzenia, które miały miejsce 20 lat przed „Burzami na Słońcu”, gdzie zarysowałam pewną ciekawą postać, ale nie dałam jej dojść do głosu. Opowiada historię Mirki i Igora. Odpowiada na pytanie, w jaki sposób Mirka pogrążyła się w obłędzie. Jest wiele odwołań do społecznie napiętnowanych działań, przekłamań. A zatem „Imperium Lilith” to nazwa miejsca w jaźni głównej bohaterki, która przerabia mroczną stronę swojej kobiecości w zastanych realiach społecznych.

Czy pracując nad drugą powieścią, ma Pani gdzieś z tyłu głowy sukces „Burz na Słońcu”, który stawia poprzeczkę wyżej i każe Pani myśleć, że pisząca się właśnie historia nie może być gorsza od tej pierwszej?
Nie stosuję takich porównań. Każda następna powieść będzie po prostu inna. Nie traktuję też „Burz...” jako mojej najlepszej powieści. Zawsze będzie dla mnie bardziej rozliczeniem pewnego etapu życia niż popisem umiejętności literackich. Etapu, dzięki któremu jestem dzisiaj inną osobą, bardziej świadomą, odważną i idącą swoją wybraną drogą.

W najbliższym czasie czekają Panią co najmniej dwa autorskie spotkania, promujące szamańską powieść. Czuje się Pani gotowa na taką bezpośrednią konfrontację z czytelnikami?
Wiem, że tematy poruszane w powieści mogą wywołać w czytelnikach niepokój. Inaczej czyta się kryminały czy horrory, gdy ma się świadomość, że to fikcja literacka. „Burze na Słońcu” kryminałem nie są, ale od początku dają do zrozumienia, iż powstały na bazie autentycznych przeżyć. Tadeusz Oszubski w jednej z naszych rozmów dotyczących spotkania autorskiego w Domu Legend (31 stycznia godz. 18.00), podsumował – cytuję „Zobaczymy, czy bydgoszczanie pokochają Ezo Oneir”. Odpowiedziałam mu wtedy, iż wystarczy, że mnie nie spalą na stosie. Biorąc pod uwagę bilans tragicznych zakończeń poprzednich wcieleń, będę to uważać za sukces.

Drugi z autorskich wieczorów (3 lutego o 16.00) będzie mieć miejsce w Pani ukochanym pałacowym Ostromecku. Tu niejednokrotnie kreowała Pani swój fotograficzny świat „Poza Rzeczywistością”. Ten wieczór też taki trochę będzie?
Kocham to miejsce i w sercu traktuję jak drugi dom. Z pewnością będzie ciekawie, bo poprowadzą go dwie bliskie mi osoby - Alicja Dużyk i Kinga Puchowska. Wiem, że obie całkowicie inaczej odebrały lekturę powieści, więc spodziewam się też całkowicie odmiennych pytań i poruszenia odmiennych aspektów. Alicja podejdzie do tego zapewne bardziej z punktu widzenia psychologii, poruszy kwestię schematów, w jakie wpadamy. Kinga być może zainteresuje obecnych wątkiem duchowym i jego skutkami. Połączenie dwóch światów zawsze jest intrygujące i poza rzeczywistością.

Czy jednak marka „Poza Rzeczywistością” obecnie nie zeszła w Pani życiu trochę na drugi plan? Pytam, bo jeśli Pani pisze powieść, to na sesje zdjęciowe jest na pewno mniej czasu.
Marka „Poza Rzeczywistością” rośnie w siłę i ewoluuje. Przechodzi obecnie w całkowicie inny wymiar. Już teraz wiem, że będzie jeszcze bardziej oniryczna i tajemnicza. Wchodzę w etap surrealizmu, moi modele będą więc ukazani w świecie, gdzie przedmioty przestają pełnić swoje pierwotne funkcje, przeinaczona zostanie ich perspektywa i wielkość. Faktycznie można odnieść wrażenie, że od czasu wydania powieści, fotografia spadła na dalszy plan. Pragnę uspokoić - zawsze będzie najważniejsza, tyle że już nieco inna niż wcześniej.

Czy w takim razie mogę mieć prośbę co do wydania Pani kolejnej książki?
Oczywiście.

Bardzo proszę zamieścić w niej więcej fotograficznych kreacji niż tylko na okładce. Będą cieszyć oko, ale i dadzą czytelnikowi jeszcze więcej do przemyślenia. A przy okazji zaprezentuje Pani odbiorcy oba swe talenty jednocześnie – w bardziej zrównoważonej dawce.
Pomyślę nad tą koncepcją. Na ten moment mogę się pochwalić gotowymi okładkami trylogii. Trzecia część będzie wyzwaniem, bo postanowiłam opisać historię z męskiego punktu widzenia. Ale to na razie tajemnica...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!