Tato wprawdzie mieszkał kiedyś parę lat w Bydgoszczy, lecz definitywnie wyprowadził się stąd w 1979 roku, więc większość turystycznych atrakcji, jakie mu tu fundowałem, była dla niego nowa lub jak nowa.
Tato umysł zachował sprawny, lecz nogi nie bardzo chcą go już nosić, więc spacery odbywał w większości w wózku inwalidzkim. Ja zaś starałem się tak dobierać trasy, by jako zaprzęg wózka nie paść niczym góralski koń w drodze do Morskiego Oka. Na szczęście okazało się, że z dostępnością dla wózkowiczów takich miejsc, jak wyremontowana część bulwarów nad Brdą (wyjąwszy pokonanie kładki Esperanto) czy park nad Starym Kanałem Bydgoskim (nie licząc okolic IV śluzy), nie jest już tak źle, jak kiedyś.
Gorzej z Wyspę Młyńską, gdzie tylko najnowszy obiekt, Młyny Rothera, konsekwentnie przebudowano z myślą o niepełnosprawnych. Choć i tam można byłoby jeszcze co nieco poprawić - na przykład zamontować aparaturę automatycznie otwierającą drzwi, czego pchając przed sobą ciężki wózek samodzielnie dokonać nie sposób. Generalnie tato był współczesną Bydgoszczą zauroczony. Najbardziej jednak przypadł mu do gustu park Solankowy w Inowrocławiu. Warto latem tam się wybrać.
