Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ważny i trudny temat ugrzązł w stylistyce szkolnej akademii [RECENZJA SPEKTAKLU "SWARKA"]

Jarosław Jakubowski
Na scenie, na której nie ma wielu rekwizytów, aktorzy uczestniczą nie tyle w tworzeniu postaci, co postaw wobec zbrodni sprzed ponad 70 lat
Na scenie, na której nie ma wielu rekwizytów, aktorzy uczestniczą nie tyle w tworzeniu postaci, co postaw wobec zbrodni sprzed ponad 70 lat Filip Kowalkowski
"SBAPKA (swarka)" w reżyserii Katarzyny Szyngiery otwiera nowy sezon bydgoskiej sceny. Teatr Polski w swojej najnowszej produkcji mierzy się z tematem trudnych relacji polsko-ukraińskich. Spektakl był w zamyśle interwencyjny. Jak wypadł?

[break]
Przedstawienie powstało w ramach cyklu "Interwencje", który w bydgoskim Teatrze Polskim zaowocował jak dotąd jednym spektaklem - "Romville", o Romach z Bydgoszczy.

Tym razem twórcy zmierzyli się z tematem rzezi wołyńskiej. - Z jednej strony deklarujemy chęć wsparcia dla sprawy ukraińskiej, a z drugiej wisi nad nami rzeź wołyńska. To jest klucz do tego spektaklu - tak o pomyśle mówił na przedpremierowej konferencji prasowej dyrektor Paweł Wodziński.

Scenografia i kostiumy autorstwa Agaty Baumgart są surowe - zbite ze sklejki ławy dla publiczności i sześć mównic, za którymi umieszczono pionowe prostokąty. Aktorzy ubrani we współczesną odzież, w kolorystyce dominuje niebieski. Na tyle kurtki Grzegorza Artmana - uwaga, ważny szczegół - wizerunek płonącego kościoła.

Postawy, nie postaci

Aktorzy - co zresztą zapowiadali przed premierą - nie tyle grali konkretne postaci, co prezentowali pewne typy postaw wobec rzezi wołyńskiej, "kogoś w rodzaju". Mamy więc agresywnego rezuna (brodaty Artman), podającą dane historyczne badaczkę (Beata Bandurska), mamy nauczycielkę-dziennikarkę, próbującą zrozumieć, czym była rzeź (Martyna Peszko), mieszkankę polsko-ukraińskiego pogranicza (Izabela Warykiewicz), jest sceptyczny wobec ukraińskiej wersji Polak (Mirosław Guzowski), jest wreszcie naiwno-dobrotliwy Ukrainiec, żywy przykład mechanizmu wyparcia.

Bardzo ciekawie wykonał tu swoje zadanie młody Michał Wanio. Na szczególną uwagę zasługuje też muzyka Wojciecha Zrałka-Kossakowskiego, elektronika dyskretnie podbijająca akcenty tekstu, niekiedy samodzielnie budująca napięcie.

Dramatu nie było

A sam tekst? Niestety, to najsłabsza warstwa przedstawienia. Reżyserka Katarzyna Szyngiera i reportażysta Mirosław Wlekły uwierzyli, że materiał, który zebrali (nagrania rozmów ze świadkami i uczestnikami rzezi) plus to, co wyczytali - wystarczy na ciekawy dramat. Nie wystarczyło. A przecież temat jest arcyciekawy dramaturgicznie. Co z tego, skoro na scenie mamy ni to wykład, ni to reportaż, w którym aktorzy deklamują teksty żywcem wyjęte z jakiegoś podręcznika politycznej poprawności. Przetykane jest to wyświetlanymi rozmowami ze świadkami wydarzeń. Właśnie te opowieści są najciekawsze, najbardziej przejmujące!

Spektakl ma wyraźnie proukraiński przechył, mocno akcentuje przewiny Polaków, a jednocześnie nie odpowiada na pytanie o przyczyny rzezi. "Może i była jakaś rzeź, ale ja nic nie widziałem" - to zdanie można uznać za motto produkcji. Nie zgadzam się z takim podejściem, uważam je za nieodpowiedzialne. To nie znaczy, że odbieram twórcom prawo do jego prezentowania. Tylko dlaczego to wszystko jest pozbawione jakiejkolwiek osi fabularnej i przypomina szkolną akademię? Nie przyjmuję tłumaczenia, że taka jest konwencja "postdramatu". "Post" czy nie "post", po pierwsze - nie nudzić!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!