Gmina Smołdzino rozciąga się pomiędzy modnymi nadmorskimi ośrodkami - Łebą i Rowami. W jej środku tkwi Słowiński Park Narodowy. Warto tam zajrzeć, bo to okolica rzadkiej urody.
Turysta z Bydgoszczy bać się powinien jedynie dróg, które prowadzą na środkowe wybrzeże. Krajowa „25” nadal drogą krajową jest tylko z nazwy, a ruch na niej spory. Na miejscu, w okolicach Smołdzina, na pewno nie przerażą nas natomiast często pokazywane w tym sezonie w mediach społecznościowych paragony grozy.
Dla przykładu, łóżko pod dachem domu jednorodzinnego, oddalonego o 3 km od plaży, kosztuje 60 zł za dobę. Naszej brydżowej czwórce trafiły się wspólne łóżka w dwukondygnacyjnym pokoju z sypialnią na pięterku pod dachem i osobną, tylko dla nas, łazienką. Łącznie sześć nocy za 1440 zł. Tragedii chyba nie ma.
Również obiady da się tam zjeść bez ściśniętego serca i portfela. Za wyśmienitą pizzę płaciliśmy 36 zł, smażona ryba - 100 gramów kosztuje od 12 do 16 zł. Godzina parkingu przy plaży - 3 zł. Myślę, że Kowalskiego wciąż stać na taki wydatek. No chyba, że ktoś chce zaszaleć w Łebie, ale to już problem na jego, za przeproszeniem, łbie. Mnie i moim bliskich do szczęścia wystarczyły cuda przyrody, które na dodatek można tam podziwiać bez tłumu świadków. Nawet na plaży wystarczyło przejść kilkaset metrów brzegiem, by sprzed oczu znikało miasteczko parawanów i zamków z piasku na ich straży.
W Smołdzinie najbardziej zaskoczyły mnie rodziny na rowerach. Mama, tata i nieraz kilkoro maluchów w kaskach dzielnie pedałujących w stronę morza, nawet kilka kilometrów. Takie rodzinki spotkać też można było na leśnych ścieżkach rowerowych wokół nadmorskich jezior - Gardna, Dołgie Wielkie i Dołgie Małe. Dzieciaki nie stwarzały na wąskich ścieżkach żadnego zagrożenia. Jeździły uważnie i prawidłowo. A wiadomo: czym skorupka za młodu nasiąknie…
Po powrocie znad Bałtyku do mojej małej ojczyzny uderzyła mnie natomiast wieść, że pogrzebany już przeze mnie w myślach prom przez Wisłę, pomiędzy Solcem Kujawskim i Czarnowem, nie tylko zmartwychwstał, lecz też zdążył się przemieścić z Malborka do Solca. Prasowa notatka na ten temat, która wpadła mi w oko, rozpoczynała się nad wyraz optymistycznie: „Nareszcie. Po ponad trzech latach opóźnienia prom dopłynął do Solca”… W tym miejscu czar niestety prysnął. „Do rozpoczęcia regularnych kursów jednak jeszcze poczekamy. Wisła pomiędzy obu przyczółkami usypała łachę” - brzmiały kolejne zdania notatki.
A to ci psotka z tej Wisły! Tak można by pomyśleć po przeanalizowaniu tej informacji. Wczoraj udawała grzeczną rzeczkę, za to w nocy wzięła się za psucie planów ludziom i do rana usypała łachę, która wyklucza kursowanie promu.
Gorzej, że ludzie nie potrafią tak szybka odpłacić Wiśle pięknym za nadobne. Pogłębienie rzeki w tym miejscu sporo potrwa. Samo przygotowanie dokumentacji przetargowych na tę pracę ma zająć miesiąc. Będzie wtedy końcówka wakacji. Załóżmy, że przetarg wyłoni wykonawcę. Ile czasu potrzeba do pogłębienia Wisły? Zakładam, że kilka tygodni. Wtedy będzie już jesień i uruchamianie promu przed zimą nie będzie miało sensu. Na pierwsze regularne kursy pomiędzy Solcem i Czarnowem prawdopodobnie poczekamy zatem do późnej wiosny przyszłego roku. A co jeśli do tego czasu Wisła znów zrobi nam kawał i usypie łachę?
Na szczęście Brda takich figli nie płata. Chociaż… Niedawno lokalne media obiegło zdjęcie jednego z działkowiczów, który przydybał na brzegu Brdy dwa opalające się egzotyczne żółwie. Dzięki globalnemu ociepleniu nie muszą one już obawiać się zimy w naszych stronach.
Niedługo zatem dalekie podróże z agencjami turystycznymi stracą rację bytu. Egzotykę będziemy mieli na miejscu. Oprócz żółwi, także aligatory?
