Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na finał Rzeki Muzyki 2017 spotkanie śpiewającej kompozytorki z ludźmi lubiącymi jej piosenki

Justyna Tota
Justyna Tota
W niedzielę (27 sierpnia) nad Brdą wystąpi Elżbieta Adamiak. Usłyszymy „Jesienną zadumę”, „Trwaj chwilo, trwaj” i wiele innych piosenek. - Po reakcjach publiczności na swych koncertach zauważam, że każdy znajdował na moich płytach piosnkę, którą polubił - mówi artystka. Początek koncertu Rzeka Muzyki o 19.00, wstęp wolny
W niedzielę (27 sierpnia) nad Brdą wystąpi Elżbieta Adamiak. Usłyszymy „Jesienną zadumę”, „Trwaj chwilo, trwaj” i wiele innych piosenek. - Po reakcjach publiczności na swych koncertach zauważam, że każdy znajdował na moich płytach piosnkę, którą polubił - mówi artystka. Początek koncertu Rzeka Muzyki o 19.00, wstęp wolny Materiały promocyjne Rzeki Muzyki 2017
W niedzielę o 19.00 na scenie Rzeki Muzyki przy amfiteatrze Opery Nova recital wyjątkowej Elżbiety Adamiak, świętującej 42-lecie swej pracy artystycznej. W rozmowie z „Expressem” artystka zdradziła, dlaczego chciała przenieść Kraków do Łodzi, dlaczego mogłaby zaśpiewać nawet książkę telefoniczną, w czym tkwi siła poezji i co uważa za swój największy sukces.

Wszystko zaczęło się w Pani rodzinnej Łodzi - i gra na instrumentach, i przygoda z piosenką. Ale w pewnym momencie przeprowadziła się Pani do Karkowa i jako studentka mocno związała się z tamtejszym środowiskiem artystycznym. Posypały się pierwsze sukcesy piosenkarskie i kompozytorskie, a jednak wróciła Pani do rodzinnego miasta. Mało tego, w dobrym tego słowa znaczeniu, przeniosła Pani Karków do Łodzi, prowadząc z mężem Łódzką Piwnicę Artystyczną „Przechowalnia”. To taki Pani lokalny patriotyzm?
Z lokalnym patriotyzmem jestem, niestety, na bakier. Od młodzieńczych lat ciągnęło mnie do Krakowa. To pewnie dlatego, że w poprzednim wcieleniu moja dusza była krakowianką - jestem o tym przekonana. Od kiedy dowiedziałam się o Piwnicy pod Baranami, w Krakowie miałam dużo śpiewających przyjaciół, tam toczyło się podziemne życie artystyczne. Zdałam egzaminy na socjologię na Uniwersytecie Łódzkim, ale po roku udało mi się znaleźć w Krakowie taką specjalizację, której nie było w Łodzi, abym mogła przenieść się na Uniwersytet Jagielloński - tak też zrobiłam. Gdy zaczęłam studiować w Krakowie, odżyła moja dusza. Śpiewanie stało się dla mnie ważniejsze niż socjologia, więc zrezygnowałam ze studiów, zanim studia zrezygnowałyby ze mnie. Do Łodzi wróciłam z powodów czysto racjonalnych, ale za Krakowem cały czas tęskniłam. Kiedy pojawił się w mojej głowie pomysł stworzenia w Łodzi miejsca podobnego do Piwnicy pod Baranami, mój mąż był załamany, lecz łaskawie zgodził się uczestniczyć w moich marzeniach. W nowoczesnej, industrialnej Łodzi - w przeciwieństwie do wielowiekowego Krakowa - znalezienie odpowiedniego miejsca nie było zadaniem łatwym, ale po długich poszukiwaniach w końcu się udało. Wraz z mężem włożyliśmy wiele pracy i zapału, by 240 metrów kwadratowych piwnicy, w której składowano kiedyś węgiel, doprowadzić do takiego stanu, by móc wpuścić tam publiczność. Tak powstała „Przechowalnia”, do której chciałam przenieść klimat z Piwnicy pod Baranami. Niestety, to co udało się Piotrowi Skrzyneckiemu w Krakowie, nam w Łodzi nie wyszło. Nie wyrobiliśmy wokół siebie środowiska, z którym co tydzień moglibyśmy przedstawiać nowe programy kabaretowe. Owszem, pod koniec lat 90. „Przechowalnia” tętniła życiem. To były piękne lata, ale one już skończyły się.

Dlaczego te piękne lata przeminęły?
W Łodzi nie ma tylu rodowitych mieszkańców tego miasta co starych krakusów, którzy są przywiązani do swego Krakowa, mają do niego sentyment. Publiczności z mojego pokolenia (obecne 60+) jest też mniej, bo przygotowują się do ciepłej starości, a ze współczesnymi 20-latkami mało mamy już wspólnego - nie ta muzyka, nie ta literatura... Jestem przyzwyczajona do innych rzeczy i nawiązać dobry kontakt z młodymi w Łodzi, kształcącymi się w większości po to, by gdzieś wyjechać, jest dość trudno.

Ktoś by mógł powiedzieć, że czasy, w których żyjemy - ciągły pośpiech i coraz więcej agresji - to też „nie ten świat” dla poezji śpiewanej. A jednak nie przestają Pani słuchać na koncertach nawet ci, którzy na co dzień zbyt wiele z poezją nie mają wspólnego...
Podobno jest coś takiego w moim głosie, co przykuwa uwagę. Kiedyś mi powiedziano, że nawet gdybym śpiewała książkę telefoniczną, to publiczność zapamiętałaby wszystkie numery (śmiech). Myślę, że dzięki Bogu mam zdolność śpiewania o rzeczach ważnych. To sprawia, że moje piosenki stają się też ważne dla innych. W sztuce najważniejszy jest prawdziwy przekaz, bo choćby nie wiem jak kombinować z formą, jeśli nie ma treści lub podaje się ją bez zrozumienia, to już nie jest sztuka. Ja zresztą nie potrafię udawać. Każdy swój koncert traktuję jako spotkanie śpiewającej kompozytorki z moimi przyjaciółmi, czyli ludźmi, którzy lubią moich piosenek słuchać. To może dawać publiczności poczucie, że jestem blisko ich serc i dusz, mimo że między sceną a widownią dzieli nas te parę lub paręnaście metrów. Myślę, że właśnie to sprawia, iż mimo 42 lat śpiewania, ta publiczność wciąż ze mną jest i to mnie bardzo cieszy.

Ma Pani na koncie kilkanaście płyt, łącznie z tzw. składankami i występami gościnnymi zliczyć można by ich kilkadziesiąt. Praktycznie każda okazała się sukcesem. Ostatni autorski album wydała Pani jednak 8 lat temu.
Nie mam tej tak bardzo współczesnej presji, by co rok wydawać płytę, żeby się wypromować czy dobrze sprzedać się. Nagrywam płytę wtedy, kiedy mam coś do opowiedzenia. Ostatni album rzeczywiście nagrałam w 2009 roku. Na razie zbieram swoje opowieści, jest ich już całkiem dużo. Tyle że ja... nie lubię nagrywać płyt (śmiech). Lubię ten moment, gdy płyta jest już wydana i może dotrzeć do odbiorców. Natomiast sam cykl produkcji - przygotowania, praca w studio... to wszystko bardzo mnie męczy. Zdecydowanie bardziej od prób i nagrań wolę bezpośredni kontakt z publicznością na koncertach. Dlatego przygotowywanie kolejnych płyt idzie mi opornie, choć myślę, że to jeszcze nastąpi…

Pani imię i nazwisko najczęściej kojarzone jest z piosenką „Jesienna zaduma” do wiersza Jerzego Harasymowicza. A Pani, na który ze swych utworów wskazałaby jako ten szczególny i czy usłyszymy go podczas Pani jubileuszowego recitalu w Bydgoszczy na scenie Rzeki Muzyki 2017?
W ciągu tych wszystkich lat mojej pracy artystycznej, zawsze najważniejsza (przynajmniej przez moment) jest piosenka, którą jako ostatnią włączam do repertuaru. A potem tych najważniejszych robi się dużo... (śmiech). Czasami po koncercie podchodzą do mnie z widowni i pytają, dlaczego nie zaśpiewała pani tej albo tamtej piosenki. Odpowiadam: „Proszę Państwa, nie da się w 1,5 godziny zaśpiewać 42 lat. To jest trudne”. Ale to także wskazuje na to, że „Jesienna zaduma” nie jest moim jedynym przebojem. W 2009 roku na radiowych listach pojawiło się „Trwaj, chwilo trwaj”. Nie ukrywam, że pomyślałam sobie wtedy: „Przez 36 lat grali mnie na jednym przeboju, a teraz kolejne tyle będą grać na drugiej piosence?” - przerażająca perspektywa! (śmiech). A mówiąc poważnie, „Jesienna zaduma” jest faktycznie piosenką, z którą ludzie mnie kojarzą. Obserwując jednak reakcje publiczności na koncertach, wiem, że każdy słuchacz na moich płytach znalazł sobie piosenkę, którą polubił. Gdy zapowiadam utwory, słyszę po brawach, że nie tylko „Jesienna zaduma” jest tą znaną i lubianą.

Pani Elżbieto, 42 lata pracy artystycznej to piękny dorobek i spuścizna. Z czego jako artystka jest Pani dumna najbardziej? Czy to właśnie z publiczności, która wciąż z Panią jest?
Tak, publiczność jest moim największym sukcesem! Gdy ma się 20 lat i jest się na topie, zdobyć publiczność nie jest trudno, ale utrzymać tę publiczność przez lata i ewentualnie spowodować, że pojawia się nowa, to jest wyzwanie. Nie ukrywam, że na moje koncerty przychodzi przeważnie młodzież w starszym wieku - czyli moje pokolenie 60+, które cały czas jest młode duchowo, bo my wcale nie chcemy się zestarzeć! Pojawiają się także nowi słuchacze. Ostatnio w Warszawie podszedł do mnie bardzo młody człowiek, poprosił mnie o autograf, trzymając w ręku moją długogrającą płytę. Zdziwiło mnie to bardzo. Zapytałam: „Chłopcze, tę płytę masz chyba po tatusiu”. Odparł: „Nie pani Elżbieto, od pół roku jestem wielbicielem pani talentu. Bardzo długo szukałem tej płyty, ale znalazłem ją i kupiłem na Allegro. Bardzo mi się ten album podoba”. To piękne, bo ja tworząc tamte piosenki, też miałam tyle lat, co ten młodzieniec. Myślę, że w każdy młodym człowieku emocje, uczucia, wzruszenia są zawsze jednakie. Tyle tylko, że żyjemy w czasach, gdzie wszyscy powinni cieszyć się, bawić, tańczyć i śpiewać o tej, co ma zielone oczy... a przecież tęsknota, zamyślenie czy nawet smutek też są potrzebne w życiu. Środki masowego przekazu niechętnie jednak prezentują tego typu piosenki, więc młodzież nie mając w czym wybierać, bawi się. Życie jest jednak jak sinusoida i myślę, że wkrótce obecne młode pokolenia zmęczą się tym sztucznie lansowanym światem i zaczną szukać prawdy, a tą mogą znaleźć na przykład w poezji, bo prawda w niej po prostu mieszka.

Zdradzi mi Pani swoje plany na przyszłość? Będzie kolejna płyta?
Materiał mam nawet na trzy płyty i zbieram się, by nagrać wszystkie od razu, aby cykl produkcyjny mieć za sobą. Jednak, żeby wydać trzy płyty, potrzebne są pieniądze, które zbieram. Nie powiem więc, kiedy wydam kolejne albumy, bo po prostu tego nie wiem. Zresztą, nauczyłam się żyć „tu i teraz” - z dania na dzień. To, co do mnie przypłynie, na to się godzę. Jeśli przyjdzie czas i wena, że będą chciała wejść do studia, to po prostu to zrobię. Na razie są jeszcze wakacje, które spędzam z wnuczką i to jest też moja ogromna radość, że mogę być babcią - taką, jaką miałam i ja w dzieciństwie. Dziękuję Bogu, że mam na to czas. Jestem więc na razie babcią, być może za chwilę będę chciała być artystką.

Będzie Pani artystką już w niedzielę w Bydgoszczy podczas finału Rzeki Muzyki 2017 w amfiteatrze Opery Nova. Czy wcześniej bywała Pani u nas z recitalami?
Jeszcze przed 2009 roku byłam w Bydgoszczy z koncertem w jednej z kawiarenek ze sceną na piętrze. Niestety, to był pechowy występ, bo pianiście popsuło się instrumentarium. To było bardzo deprymujące i dla mnie, i publiczność, która na szczęście okazała się być wyrozumiała. Od 2009 roku występuję z cudownym zespołem akustycznym, z którym wręcz odżyłam, chochliki techniczne też nie są nam straszne.

Myślę, że tym razem wyjedzie Pani z Bydgoszczy z bardzo dobrym wspomnieniem Rzeki Muzyki i bydgoskiej publiczności.
Nie mogę się doczekać spotkania z bydgoszczanami. Do zobaczenia na koncercie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!