Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Myślęcinek się odradza, południowa rubież zamiera

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Tor do wakeboardingu, czyli skrzyżowania surfingu z jazdą na nartach wodnych, uruchomiony równo tydzień temu na stawie w myślęcińskim parku, idealnie trafił w czas. Trafił zarówno w czasowej mikroskali, bo na początek kilku upalnych, iście letnich dni, ale też w makroskali, jako odpowiednia propozycja dla współczesnych.

<!** Image 2 align=none alt="Image 189066" sub="Wakeboarding - rozrywka na miarę czasu w Myślęcinku [Fot.: Dariusz Bloch]"><!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw_powazny.jpg" >Tor do wakeboardingu, czyli skrzyżowania surfingu z jazdą na nartach wodnych, uruchomiony równo tydzień temu na stawie w myślęcińskim parku, idealnie trafił w czas. Trafił zarówno w czasowej mikroskali, bo na początek kilku upalnych, iście letnich dni, ale też w makroskali, jako odpowiednia propozycja dla współczesnych.

Jeśli chcemy, by młodzież z piaskownicy i rowerka na trzech kółkach nie przesiadała się od razu na krzesło - oby przynajmniej ergonomiczne - przy stoliku komputerowym, to, niestety, bo to kosztuje, musimy jej podsuwać atrakcje większe niż ciuchcia i karuzela. 

<!** reklama>

Wakeboarding taką właśnie namiastkę ekstremalnego wyżycia się oferuje. Brawo za pomysł! Jeśli jeszcze do tego dodamy dwie, też uruchomione na długi weekend, potężne wystawy plenerowe - „Zaginiony Świat” (z modelami dinozaurów) i „Makroświat” (z równie potężnymi modelami owadów), to na nudne, bezbarwne otwarcie tegorocznej kanikuły w leśnym parku nie możemy narzekać. A jak się komuś znudziły juraparki, najwyżej tę atrakcję sobie i dziecku odpuści. Północna rubież miasta w ogóle prezentuje się coraz atrakcyjniej.

Jeśli ktoś nie gustuje w odpoczynku w tłumie i hałasach, a mimo wszystko chce się wyrwać z domu i aktywnie spędzić dzień, to Myślęcinek może być tylko pierwszym etapem wyprawy. Dla rowerzystów drugim etapem staje się Janowo lub Smukała (las i woda) lub Maksymilianowo (tylko las, ale gęsty). Dla bardziej wytrwałych - Bożenkowo i dalsze okolice Zalewu Koronowskiego.

Niestety, południowe otoczenie Bydgoszczy zostało w tyle. W Pieckach czas się zatrzymał sporo lat temu. Tak jak onegdaj brudno tam, byle jak - aż się nie chce wchodzić na piasek. Na pomost natomiast wchodzić strach, bo ledwo stoi. Ci, którym taki prymitywny piknik nie w smak, uciekali na spacery w głąb Puszczy Bydgoskiej - ostoi jeszcze bardziej urzekającej niż lasy na północ od miasta. Puszczę najlepiej przemierzać po szlakach.

Oprócz pieszych, wyznaczonych dawno temu, pojawiło się tam parę ciekawych propozycji dla rowerzystów. Te jednak stają się propozycjami coraz bardziej „survivalowymi” - i to nie ze względu na wzniesienia czy uskoki, lecz na piach. Dukty w puszczy przypominają spalony, wysuszony słońcem wschodnioeuropejski step.

Rowerowe koła co chwila grzęzną. Wyprawa zamienia się w mozół pchania „górala” (na innych rowerach lepiej w ogóle się tam nie zapuszczać) czasem nawet w dół nasłonecznionych pagórków. To odstrasza - mam wrażenie, że z roku na rok spotykam w tych miejscach coraz mniej ludzi. Samo dbanie o odświeżenie oznaczeń w tej sytuacji niewiele daje. Jest tylko jeden sposób, by Puszcza Bydgoska stała się liczącą atrakcją dla turystyki rowerowej: trzeba szlaki utwardzić - nawieźć kruszywa, najlepiej niedużych kamieni i walcem wprasować w piaszczyste podłoże.

Taką kurację utwardzającą kilka lat temu zafundowano paru leśnym traktom w pobliżu Brzozy i Prądocina, gdzie najczęściej jeżdżę rowerem. Nastąpiło to, jak się domyślam, bardziej w trosce o ochronę przeciwpożarową niż o turystykę - ale posłużyło także cyklistom.

Melomani mają w długi weekend kilka atrakcji związanych z Bydgoskim Festiwalem Operowym. Już w minioną sobotę, na inaugurację imprezy, z ust stałego wodzireja tego festiwalu, byłego dyrektora kilku teatrów operowych Sławomira Pietrasa, padł apel, by Bydgoszcz nie rezygnowała z planów wystawienia „Halki” Stanisława Moniuszki, wykreślonej z przyszłego repertuaru ze względu na brak pieniędzy.

Zaraz też w kuluarach zaczęto rozważać propozycję przeprowadzenia kwesty na „Halkę”. Przyznam się, że słowo „kwesta” w naszych czasach kojarzy mi się bardziej z akcją pomocy w ratowaniu życia - i wolałbym, by tak mi się nadal kojarzyła. A bez „Halki” - mniej przyjemnie - ale żyć można. Inna sprawa, że po dwóch przeszło dekadach polskiego kapitalizmu dojrzało już chyba pokolenie przedsiębiorców, których pasjonuje nie tylko żużel, piłka nożna i festiwale popowych hitów na lato. Może więc zamiast pani żonie na szóstą halkę od Diora jakiś pan mąż i prezes zechce wyłożyć na „Halkę” od Moniuszki?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!