<!** Image 2 align=none alt="Image 213070" sub="Dreamliner samotny niczym Ikar nad łąkami nadnoteckimi [Fot. Jarosław Reszka]">
<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw_powazny.jpg" >Kto chodził do szkoły w tych czasach, co ja, pamięta lekcje polskiego, na których opisywaliśmy i interpretowaliśmy XVI-wieczny obraz, przypisywany Pieterowi Brueglowi starszemu: „Pejzaż z upadkiem Ikara”.
Na pierwszym planie chłop orze pole, na drugim planie pasterz pasie owce, na trzecim planie pyszny żaglowiec wpływa do zatoki. Trzeba było być spostrzegawczym dzieckiem, by na reprodukcji, nieco poniżej statku, dopatrzyć się maleńkiej sylwetki, a właściwie nóg mitycznego bohatera, tonącego w morskich odmętach. Sytuacja wypisz wymaluj jak z flamandzkiego przysłowia, które brzmi: „Żaden oracz nie przerywa pracy w polu z powodu śmierci człowieka” - nawet wtedy, gdy tym człowiekiem jest Ikar, marzący, by jego gatunek szybował w przestworzach.<!** reklama>
Obraz Bruegla przypomniał mi się, gdy w niedzielne popołudnie pokonywałem na rowerze łąki nadnoteckie. Nad głową nie miałem wprawdzie młodzieńca na lotni z ptasich piór, lecz anonimowego osobnika w aparacie znacznie lepiej przystosowanym do prucia nieba - cudzie techniki zwanym Boening 787 Dreamliner. Zanim przepedałowałem odcinek pomiędzy śluzą Dębinek i wsią Zielonka, dreamliner przynajmniej pięciokrotnie zatoczył nade mną kółko. Raz - co za niesamowite uczucie - przeleciał tuż nad moją głową. Nie jestem ekspertem od katastrofy smoleńskiej, więc nie podam wysokości, na jakiej się znajdował, lecz miałem wrażenie, że wystarczy podskoczyć, by klepnąć go dłonią. Gdy oszołomienie minęło, uświadomiłem sobie, że dreamliner wywołał na łąkach niewiele większe wrażenie niż ongiś Ikar. Koło mnie przemknął polonezem gość we flanelowej koszuli. Ani się nie wychylił. Na skraju Zielonki rodzina, owszem, wpatrywała się, lecz w grilla, a przed innym domkiem pani w podkasanej w stronę słońca spódnicy bez reszty pochłonięta była lekturą kolorowego magazynu. Może czytała tam o wysokich lotach, na przykład Oli Kwaśniewskiej? I tylko na bydgoskim trakcie Jana Pawła II, na wysokości lotniska, od wielu dni trwał piknik spottersów, czyli podglądaczy samolotów. W niedzielę szczelnie okupowali oba pobocza. Zauważyłem jednakże, że wśród parkujących tam aut mało miało rejestracje bydgoskie. Ani chybi dreamliner bydgoszczanom się przejadł. Jeden ze znajomych zdobył się jedynie na podsumowującą ów fenomen refleksję, że chciałby w rok zarobić tyle, ile LOT w parę dni wydał na oblatywanie nowej maszyny nad portem imienia Paderewskiego. Baczność, dreamliner, spocznij i odmelduj się! Bydgoszcz czeka teraz na popisy Lockheeda C-130 Hercules. Choć, z drugiej strony, przysłowie przestrzega: „Kiedy ludzi kupa, i Herkules d...”.
A’ propos artystycznych inspiracji. Z nastaniem spacerowej pogody zorientowałem się, że coraz większą atrakcją dla przyjezdnych staje się Łuczniczka Nova, czyli naturalnej (no, może trochę koszykarskiej) wielkości postać kobieca z pokrytego chromem brązu, która od kilku tygodni kusząco wygina opalone na brąz ciało przed gmachem opery. Problem jest tylko jeden. Nie wszyscy przechodnie kojarzą nową Łuczniczkę z jej historyczną inspiracją, odstawioną przez historyczną zawieruchę w kąt parku Jana Kochanowskiego. Nasz fotoreporter podsłuchał kiedyś, jak starszy mężczyzna podpytywał swą towarzyszkę, czy to nowy Przechodzący przez Rzekę. Otóż nie, Szanowny Panie, posrebrzony Przechodzący przez Rzekę wygląda obecnie jak kozak z przedmieścia i nie radziłbym nikomu zbliżać się do niego. Wypolerowaną na glanc Łuczniczkę Novą można natomiast cmoknąć w duży palec lewej nogi.
Niestrudzony radny i utalentowany literat (albo odwrotnie) Stefan Pastuszewski doczekał się tej wiosny deszczu wyróżnień. Najpierw prezydent Bydgoszczy wydał mu bezprecedensowy zbiór utworów pod tytułem „Samorządowa poezja interpelacyjna. Wybrane interpelacje Stefana Pastuszewskiego”. Parę dni później zaś Mistrz Stefan z tryumfem podniósł w górę efektowną Strzałę Łuczniczki, wymierzoną w poetę roku w Bydgoszczy. Nagrodzony tomik o tytule „Traktaty” pisał przez dziesięć lat. Interpelacje na szczęście przygotowuje krócej. Oto próbka liryczno-administracyjnego talentu laureata: „Szanowny Panie Prezydencie, Dobrze się z Panem współpracuje... Proszę więc o zakup pewnej ilości, po 100 sztuk „Encyklopedii bydgoskiej” z TMMB. Muszę jak najprędzej opłacić drukarnię. Jest to wydawnictwo wręcz pomnikowe”.