Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cywilizujemy się

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Pod koniec lat 70., gdy pierwszy raz w mej kibicowskiej karierze mogłem trzymać kciuki za piłkarzy Zawiszy grających w ekstraklasie, na stadion chodziło się z gazetą.

<!** Image 2 align=none alt="Image 216358" sub="Kibice w drodze na zawiszańskie salony [Fot. Tomasz Czachorowski]">

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw_powazny.jpg" >Pod koniec lat 70., gdy pierwszy raz w mej kibicowskiej karierze mogłem trzymać kciuki za piłkarzy Zawiszy grających w ekstraklasie, na stadion chodziło się z gazetą.

Nie służyła ona bynajmniej do umilania czasu podczas przerwy w meczu. Gazetę kładło się na wysłużonych ławeczkach, by brudu z desek nie wynieść na miasto na tylnej części spodni lub nie przebić sobie czterech liter drzazgą. Za potrzebą natomiast najlepiej było wybrać się przed przerwą, bo w jej trakcie szalet - czyli blaszana rotunda, w której siusiało się na ściany - był tak zatłoczony i tak cuchnął, że można było w nim wyzionąć ducha.<!** reklama>

Gdy teraz, po 19 latach tułaczki, bydgoski rycerz wrócił na salony, od razu zostałem porażony cywilizacyjnym postępem. Wyobraźcie sobie Państwo, że jaśnie pan kibic przychodzi do kasy przed stadionem, a tam kasjer wyświetla mu na ekranie plan widowni z ponumerowanymi fotelikami. - W którym sektorze życzy pan sobie miejsce? - pyta. - Może tamto, niżej, ale za to blisko środka boiska? - doradza. Jak w jakimś teatrze albo operze.

Następnym etapem ewolucji powinno stać się dopasowanie wyglądu kibiców do nowych okoliczności. Inauguracyjny mecz zawiszan w salonowej ekstraklasie zaczyna się w sobotę o godzinie 15.30. Jest to ewidentnie pora na strój koktajlowy.

Dowodzący dopingiem oficerowie z trybuny B (bydgoskiej „żylety”) powinni zatem wydać przez Internet stosowny rozkaz, by cała trybuna wypełniła się nie indywiduami w luźnych dresach, lecz dżentelmenami w lnianych garniturach, ze słomkowymi kapeluszami na wygolonych głowach. A gdyby w innej kolejce mecz wyznaczono na godzinę 20.30, to padałaby komenda: „strój wieczorowy”, po czym „żyleta” tonęłaby w czerni smokingów i krawatów, spod których biłaby w oczy biel kołnierzyków starannie wyprasowanych koszul.

Kto zaś nie chciałby się podporządkować zasadom zawiszańskiego savoir vivre’u, jak to w rozwiniętej demokracji bywa - na stadion byłby wpuszczany, lecz tam pogardliwie ignorowany przez ludzi z towarzystwa.

W ślad za tym - na wzór wytwornej restauracji - należałoby stworzyć kibicom możliwość rezerwowania miejsc obok towarzystwa ze swej sfery. We wtorek, co prawda, kupiłem miejscówkę i o fizyczny komfort oglądania meczu - jak mniemam - nie muszę się obawiać. Gorzej może być z komfortem psychicznym. Nie wiem, kogo los posadzi mi po prawej i lewej stronie.

Może podpitego szewca, a może smukłą, zjawiskową blondynkę w zwiewnej sukience - marketing managerkę w międzynarodowej korporacji. Dużo swobodniej czułbym się przed wyprawą na stadion, gdybym mógł zabukować fotelik w podsektorze dla rekinów biznesu, przedstawicieli wolnych zawodów czy arystokratów ducha. Może od następnego meczu w Bydgoszczy?

Cywilizować usiłuje się także kujawsko-pomorska policja. Ktoś, komu bardzo leżą na sercu dobre obyczaje i piękna polszczyzna, podrzucił dziennikarzom nagranie z odprawy w toruńskiej „drogówce”, na której naczelnik przy pomocy słów powszechnie uznawanych na wulgarne daje wycisk podwładnym. Nadkomisarz ruga ich za to, że wlepiają kierowcom zbyt mało mandatów, znacznie mnie niż koledzy z Bydgoszczy.

Cytowany przez prasę fragment perory naczelnika w rzeczywistości ma wyraźny posmak artyzmu. Na myśl przywodzi zwłaszcza sztukę kinową, z jej niedawnym, wybitnym dokonaniem pod tytułem „Drogówka”. Kolokwialnie rzecz ujmując, można byłoby uznać, że nadkomisarz „leci Smarzowskim”, czyli dokonuje pastiszu. Niestety, ta linia obrony w przypadku wspomnianego oficera odpada. Wewnętrzne śledztwo wykazało bowiem, że odprawę nagrano w 2008 r., podczas gdy „Drogówka” weszła na ekrany dopiero ostatniej zimy.

Pewnie dlatego bohater tamtej akcji tak przejął się przeciekiem, że od razu się rozchorował. I to jest może wytłumaczenie wpadki. Słabowity jest, dużo lekcji opuszczał. Nie miał sił czytać zeszytów naukowych UMK, a w nich artykułów wybitnego znawcy językowych zagadnień związanych z przekleństwami i wulgaryzmami - prof. dr. hab. Macieja Grochowskiego. Gdyby teraz, na zwolnieniu, nadkomisarz chciał nadrobić zaległości, służę dwoma tytułami: „Wprowadzenie do analizy pojęcia przekleństwa” oraz „Przekleństwo i wulgaryzm jako kwalifikatory pragmatyczne jednostek leksykalnych”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!