Tak mi się ów tekst przypomniał, kiedy kolejny już raz w czasie ostatnich lat wsłuchiwałam się w głosy oburzenia przeciwko decyzjom kujawsko-pomorskiego NFZ. Jak na starym, czarno-białym filmie pojawiły się najpierw postaci zmartwionych brakiem pieniędzy lekarzy bydgoskiego hospicjum, którzy w pewnym momencie nie mieli za co kupić podstawowych leków. Potem przypomniałam sobie zatroskanych lekarzy rehabilitacji poudarowej, którzy bezradnie rozkładali ręce, bo nie mogli pomóc pacjentom wrócić do normalnego życia. Nie zapomnę też tych, którzy chcieli najnowszymi metodami leczyć otyłość wraz ze wszystkimi jej skutkami. Iluż ludziom można byłoby pomóc, gdyby NFZ najpierw zauważał pacjenta, a dopiero potem zajmował się wyrachowaną ekonomią?
Nie wiem i nie rozumiem także obecnej decyzji kujawsko-pomorskiego NFZ, który znowu zniszczył coś, co funkcjonowało dobrze. Przecież na likwidacji kilku przychodni rehabilitacyjnych tracą tysiące ludzi. Najczęściej już niemłodych i kalekich.
Ogłoszono wotum nieufności dla dyrektora kujawsko-pomorskiego NFZ. Podpisali się pod nim posłowie, niektórzy bydgoscy radni, dyrektorzy poradni i pacjenci. Tego, jaki odniesie ono skutek, dowiemy się niebawem. Wtedy będzie wiadomo czy „klawe życie” może trwać wiecznie. Historia pokazuje, że nie.