Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bydgoszczanin trafił do szpitala z powodu COVID-19. Ma wiele do powiedzenia medykom

Dorota Witt
Dorota Witt
Aktualnie, zgodnie z decyzją wojewody kujawsko-pomorskiego, w szpitalu im. Jurasza funkcjonuje 20-łóżkowy oddział izolacyjny (w tym 3 łóżka respiratorowe) oraz 3 stanowiska intensywnej terapii w Klinice Anestezjologii i Intensywnej Terapii.
Aktualnie, zgodnie z decyzją wojewody kujawsko-pomorskiego, w szpitalu im. Jurasza funkcjonuje 20-łóżkowy oddział izolacyjny (w tym 3 łóżka respiratorowe) oraz 3 stanowiska intensywnej terapii w Klinice Anestezjologii i Intensywnej Terapii. Fot. Łukasz Kaczanowski
Bydgoszczanin, który jest w trakcie hospitalizacji z powodu Covid-19, kieruje emocjonalne słowa do medyków ze szpitala im. Jurasza w Bydgoszczy. - Mając za sobą siedemdziesiąt lat życia, nie spodziewałem się, że będę jeszcze tak zdziwiony tym, co zaobserwuję w szpitalu - mówi.

Zobacz wideo: Sezon żeglugowy w Bydgoszczy otwarty!

  • Bydgoszczanin, Andrzej Pilarski, ma siedemdziesiąt lat.
  • W trakcie trwania trzeciej fali pandemii zachorował na Covid-19.
  • Objawy narastały u niego przez tydzień, ale początkowo nie były oczywiste.
  • Nie miał kasztu ani gorączki. Miał za to duże problemy z oddychaniem. Myślał, że to atak astmy, na którą choruje, ale leki nie pomogły.
  • Lekarka rodzinna (- Wspaniała! - podkreśla pan Andrzej) odwiedziła go w domu, stwierdziła zapalenie płuc, podejrzewała, że covidowe. Skierowała do szpitala.

21 kwietnia bydgoszczanin trafił do Szpitala Uniwersyteckiego nr 1 im. Jurasza w Bydgoszczy. Przebywał tam do 10 maja, a teraz kontynuuje leczenie w Kujawsko-Pomorskie Centrum Pulmonologii w Bydgoszczy. Mężczyzna kieruje słowa emocjonalnego listu do personelu medycznego szpitala im. Jurasza, a konkretnie - do medyków pracujących na tamtejszym oddziale izolacyjnym nr 3.

- Mając za sobą siedemdziesiąt lat życia, nie spodziewałem się, że będę jeszcze tak zdziwiony tym, co zaobserwuję w szpitalu - mówi. I dziękuje pracownikom szpitala oraz wolontariuszom za uratowanie życia.

Pacjent: w bydgoskim szpitalu uratowano mi życie

Zaopiekowano się mną zgodnie z najwyższą wiedzą medyczną, troską i pieczołowitością. W krytycznych pierwszych ośmiu - dziewięciu dniach mojej choroby, godzina po godzinie, dzień po dniu, noc po nocy trwała walka o moje życie i zdrowie. Lekarz prowadzący po każdorazowym uzyskaniu kolejnych wyników badań przedstawiał mi je, tłumaczył i mówił, jakie podejmie wielokierunkowe leczenie. Podczas pobytu w szpitalu obserwowałem, z jaką troską, życzliwością, szacunkiem traktowani są pacjenci. Obok mnie leżał mężczyzna po 60., bez nóg, zaintubowany, bez oznak świadomości. Jedynym odgłosem, świadczącym o tym, że żyje, była pracująca aparatura. Widziałem, że przez kilka dni często przychodził do niego lekarz, długo obserwował, robił notatki. Słyszałem rozmowy - lekarz organizował kilkuosobową ekipę, z którą zamierzał przywrócić pacjenta do świadomego życia. Przez kolejne cztery dni i noce miałem niezwykłą okazję obserwować (a właściwie słuchać zza parawanu), jak stopniowo realizowany jest założony plan. Wraz z upływającym czasem pacjent zaczął poruszać się nieco na łóżku. Były chwile, kiedy niebezpiecznie charczał. W takich momentach w ciągu pół minuty zbierał się przy nim cztero-, pięcioosobowy zespół. W porozumieniu, spokojnie wykonywał kolejne zabiegi przy pacjencie. Bez względu na to, czy to był środek nocy, czy dzień.
W Kujawsko-Pomorskie Centrum Pulmonologii w Bydgoszczy mężczyznę postawiono na nogi (- Słyszy pani, mogę normalnie rozmawiać, kilka tygodni temu to było niemożliwe! - mówi), teraz czeka go tam jeszcze rehabilitacja. - Tutaj też opieka jest na najwyższym poziomie, działa wszystko jak w zegarku - chwali bydgoszczanin - każdy ma swoje jasne zadania, czuję się bezpieczny i zaopiekowany. W Juraszu oddział dla chorych na Covid-19 stworzono z połączenia dwóch innych, szybko, bo taka była pilna potrzeba, chorych przybywało. Pracowali więc na nim medycy - lekarze i pielęgniarki - którzy na co dzień mają zupełnie inne zadania. Tym bardziej podziwiam, jak wspaniale byli zgrani, jak sobie pomagali, jak współpracowali.

Dziś, po pobycie w szpitalu im. Jurasza, widzę, że świat jest lepszy: wykształceni lekarze, pielęgniarki, wszyscy pracownicy, bez patosu, z dnia na dzień wykonują po prostu fantastyczną pracę w spokojnej, pełnej porozumienia atmosferze, gdzie pacjenci - owszem - stresują się swoim stanem zdrowia, ale nie opieką medyczną. Chcę, by to wybrzmiało, bo wiem, jak z jaką łatwością wygłaszane są krzykliwe, generalizujące, krzywdzące opinie o służbie zdrowia, o ludziach, którzy pracują na swej zmianie po dwanaście godzin i zasługują na najwyższy szacunek - pisze bydgoszczanin w liście do dyrekcji szpitala im. Jurasza.

20 łóżek covidowych w szpitalu Jurasza w Bydgoszczy

Marta Laska, rzeczniczka szpitala im. Jurasza podkreśla, że pacjenci doceniają prace medyków, a dla nich ma to znaczenie:
- Otrzymujemy wiele listów z podziękowaniami od naszych pacjentów. To dla nas największe uznanie i potwierdzenie, że nasza praca jest potrzebna, że ma sens… Serdeczne słowa od pacjentów mają ogromne znaczenie dla personelu – lekarzy i pielęgniarek, którzy na co dzień wykonują trudną, pełną zaangażowania i odpowiedzialną pracę, polegającą na ratowaniu życia i zdrowia ludzkiego. Za każdym razem motywują i inspirują do dalszej ciężkiej pracy.

  • Aktualnie, zgodnie z decyzją wojewody kujawsko-pomorskiego, w tej lecznicy funkcjonuje 20-łóżkowy oddział izolacyjny (w tym 3 łóżka respiratorowe) oraz 3 stanowiska intensywnej terapii w Klinice Anestezjologii i Intensywnej Terapii.
  • Obecnie w ciągu jednej doby pacjentami z Covid-19 zajmuje się 30-osobowy zespół lekarzy i pielęgniarek.

Bydgoska lekarka apeluje: szczepmy się!

O swoim pobycie w szpitalu z powodu Covid-19 mówiła nam dr Małgorzata Czajkowska-Malinowska, doktor nauk medycznych, specjalistka chorób płuc, ordynator Oddziału Chorób Płuc i Niewydolności Oddychania w bydgoskim Centrum Pulmonologii. Na co dzień zajmuje się pacjentami, którzy ciężko chorują na Cavod-19. I apeluje - szczepmy się.

- Sama zaraziłam się we wrześniu. Trafiłam do szpitala z niewydolnością oddechową. Było bardzo ciężko. Czułam dojmujący lęk, nie panikę, a właśnie strach, że mogę umrzeć. Pomogło mi, m.in. osoczę ozdrowieńca. Długo po wyjściu ze szpitala, po powrocie do pracy, miałam dolegliwości związane z chorobą - problemem było dla mnie wejście na pierwsze piętro. Szczepionka jest dla nas szansą. Jeśli tylko można się uchronić przed chorobą i jej długofalowymi skutkami, których do końca jeszcze nie znamy, należy z takiej szansy skorzystać. Zaszczepiłam się w pierwszym możliwym terminie. Samo przechorowanie nie daje ochrony, nie jest gwarancją, że nie zakazimy się po raz drugi. Niektórzy moi koledzy i koleżanki z innych ośrodków w kraju chorowali po dwa razy, za drugim razem jeszcze ciężej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo