Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy morderca Leszek Pękalski wyjdzie na wolność? Decyzja w poniedziałek

Małgorzata Oberlan
O przyszłości Leszka Pękalskiego zdecyduje w poniedziałek Sąd Okręgowy w Gdańsku. 6 czerwca, na niejawnym posiedzeniu, wysłuchał biegłych.
O przyszłości Leszka Pękalskiego zdecyduje w poniedziałek Sąd Okręgowy w Gdańsku. 6 czerwca, na niejawnym posiedzeniu, wysłuchał biegłych. PRZEMYSŁAW SWIDERSKI / POLSKA
W poniedziałek sąd zdecyduje, czy morderca Leszek Pękalski wyjdzie na wolność. W śledztwie przyznał się do 67 zabójstw, skazany został za jedno. Zabijać miał także w Toruniu i Żninie.

Edward Miszczak: - To w Toruniu były dwa? Leszek Pękalski: - W Toruniu były trzy. Drugie w basenie, w centrum miasta. Tam spotkałem dziewczynę. (...) Na moją propozycję źle zareagowała. Wtedy ją uderzyłem. Ciosy zadawałem ręką po ciele. W zęby jej wyrżłem. Po twarzy... I wtedy zemdlała. To dusiłem ją paskiem.

Tak Leszek Pękalski opowiadał Edwardowi Miszczakowi o morderstwach w Toruniu w programie „Cela nr” (TVN, 1999 rok).

Toruń - miejsce inicjacji?

Wiele wskazuje na to, że „wampir z Bytowa”, jak media ochrzciły Leszka Pękalskiego, po raz pierwszy dopuścił się mordu w Toruniu. Przekonana jest o tym choćby Magdalena Omilianowicz, dziennnikarka, która pierwsza weszła do celi Pękalskiego (1993 rok), autorka książki „Bestia. Studium zła”. Pierwszego mordu Pękalski miał się dopuścić już jako nastolatek, podczas samotnej wyprawy pociagiem do Torunia. Według reporterki, zbrodnia była zupełnie przypadkowa, ale dała młodemu mężczyźnie drogowskaz na przyszłość - wiedzę o tym, że martwa kobieta nie śmieje się z niego, nie odmawia i nie odrzuca. I że taki akt jest skutecznym sposobem na rozładowanie monstrualnego seksualnego popędu...

Zobacz także: Wywozili do lasu, przypalali, wkładali kij w odbyt. Tak miała działać firma pożyczkowa

Pękalski miał potem sentyment do Torunia. Podczas szkolnej wycieczki prosił, by go zwolnić, bo chciał się przyjrzeć miastu. Zapowiedział, że to w Toruniu będzie pracował. I tak się faktycznie stało. Swoją (krótką) ścieżkę zawodową rozpoczął w 1982 roku w Przedsiębiorstwie Budownictwa Rolniczego.

Według zeznań, które złożył w śledztwie, W Toruniu miał zamordować trzy kobiety w latach 1984-1985. Mówił o nich także wspomnianemu na wstępie Edwardowi Miszczakowi.

Ewa, Teresa i Anna

Trzy kobiety w Toruniu - wszystkie młode, ładne i zgrabne - zginęły między 14 lutego 1984 roku a 7 listopada 1985. Życie straciły w bardzo podobny sposób.

Zobacz także: Czas przeszły Torunia, odmierzany Metronem

14 lutego 1984 r. zamordowano Ewę P. Kobieta skończyła pracę w rozdzielni PKP około godz. 22.00 i wracała do hotelu robotniczego przy ul. Włocławskiej. Wysiadła przystanek przed wiaduktem. Kilkaset metrów przed hotelem została uderzona młotkiem w tył głowy. W pobliskich krzakach zmarła niemal natychmiast.

3 grudnia 1984 roku życie straciła Teresa L. Późnym wieczorem wracała z pracy z ośrodka „Praktyczna Pani”. Zmierzała do domu przy ul. Polnej. Z autobusu wysiadła przy skrzyżowaniu ul. Grudziądzkiej i Polnej. Ją też napastnik zaatakował od tyłu. Dusił, a gdy straciła przytomność, zaciągnął ją do rowu. Zgwałcił, a zwłoki zmasakrował. Ofierze zabrał też kożuch, który miała na sobie.

Zobacz także: Odlotowy pomysł na zarobek. Z dronem albo z żelazkiem

7 listopada 1985 roku do zbrodni doszło z kolei tuż przy Dolinie Marzeń (pl. Rapackiego w centrum miasta). To tędy, między godz. 2.00 a 2.30, wracała po wieczorze spędzonym w klubie „Wodnik” Anna J. Mniej więcej w połowie drogi do przystanków napastnik ją obezwładnił, ogłuszył i zgwałcił. Ciało wrzucił potem do stawu. Skórzanego płaszcza, w który Anna J. była wówczas ubrana, nie znaleziono.

Dla porządku trzeba dodać, że milicjanci do tych zabójstw dołączyli też tajemnicze zaginięcie uczennicy toruńskiego studium dla wychowawczyń przedszkolnych w latach 80. Dziewczyna wsiadła do pociągu jadącego do Bydgoszczy. Miała wysiąść w Solcu Kujawskim. Nie wysiadła. Nie wróciła też do Torunia. Po jakimś czasie nad Wisłą znaleziono jej torbę z dowodem. Jej samej - nigdy.

Żnin - ofiara „w zastępstwie”

Od najmłodszych lat lubiący podróżować pociągami Leszek Pękalski mógł dopuścić się zbrodni w różnych miejscach naszego regionu. Sam przyznał się do mordów w Toruniu i Żninie.

W miasteczku na Pałukach pojawić miał się w lipcu 1992 roku. Jego ofiarą była Klara G. Jak wynika z relacji prasowych z tamtego okresu, Pękalski w Żninie mógł być przejazdem i czekać tu na przesiadkę. Najpierw zauważył młodą kobietę. Chciał do niej podejść, ale zrezygnował, bo szła w miejscu, w którym ktoś mógłby go zauważyć. Niejako w zastępstwie zainteresował się kolejną kobietą, już w dojrzałym wieku, która pojawiła się na horyzoncie. To była właśnie Klara G., jadąca rowerem z działki na cmentarz torami kolejki wąskotorowej, między ulicami Szkolną i Gnieźnieńską.

Pękalski miał do niej podejść i powiedzieć, że szuka żony i chce się w Żninie osiedlić. Jak wspominają specjaliści, znalezienie żony było jedną z obsesji Pękalskiego. Po zamordowaniu miał zabrać ofierze zegarek, pierścionek, obrączkę i rower. Rower porzucił nad Małym Jeziorem Żnińskim, tuż przy wyjeździe z miasta w stronę Skarbienic.

Zobacz także: Skok na główkę po śmierć. Rozmowa z prof. Markiem Haratem

Po roku, ujęty w związku z inną sprawą, Pękalski przyznał się do mordu w Żninie. Odbyło się kilka wizji lokalnych. Jak relacjonowały lokalne media, mężczyzna potrafił nie tylko dość wiernie odtworzyć przebieg wydarzeń, ale i spośród trzech rowerów wybrać ten właściwy - ten, który należał do Klary G.

Za każdym razem wizje lokalne na Pałukach przyciągały tłumy obserwatorów. Nie tylko dziennikarzy, ale i po prostu miejscowych gapiów. Obsiadywano płoty i słupy nawet, obserwując rozwój wypadków.

Wolność czy Gostynin?

W grudniu 1996 r. Sąd Wojewódzki w Słupsku uznał Leszka Pękalskiego winnym tylko jednego zabójstwa oraz zgwałcenia 17-letniej Sylwii D. i orzekł karę 25 lat więzienia. Od pozostałych zarzutów (17 kobiet w akcie oskarżenia) Pękalski został uniewinniony. Sąd podkreślił wówczas słabość aktu oskarżenia i uznał, że Leszkowi P. podpowiadano wiele szczegółów zbrodni. Karę skazany kończy odbywać w Stargardzie Gdańskim. Według dyrektora tutejszego Aresztu Śledczego, nie powinien wychodzić na wolność, tylko zostać odiozolowanym w Regionalnym Ośrodku Psychiatrii Sądowej w Gostyninie. Może się tak stać na mocy tzw. ustawy o bestiach. 6 czerwca przed Sądem Okręgowym w Gdańsku odbyła się niejawna rozprawa w sprawie przyszłości Pękalskiego. Wysłuchano m.in. biegłych. Ostateczną decyzję sąd wydać ma 19 czerwca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Czy morderca Leszek Pękalski wyjdzie na wolność? Decyzja w poniedziałek - Nowości Dziennik Toruński