Na początku było słowo. Łukasza Schreibera, bo to on jako pierwszy, już dwa miesiące przed wyborami, odpalił kampanię informując o chęci objęcia urzędu prezydenta swojego rodzinnego miasta. Kampania rozpoczęła się smaczkami atrakcyjnymi dla medioznawców, bo to chyba pierwsze lokalne starcie wyborcze tak bardzo doceniające siłę internetu.
I tak, na początek, za plecami Łukasza Schreibera na materiałach wyborczych... nie pojawiło się logo PiS. Kandydat tłumaczył, że popiera go wiele środowisk (w tym Konfederacja), odwołanie się do jednej partii byłoby więc niezgodne z rzeczywistością. Taki patent od razu skomentowali internauci, zapowiadając spontanicznie akcję naklejania odpowiednich znaków, gdy już pojawią się wyborcze materiały „analogowe”. Kandydat nabierał rozpędu w internecie, zachęcając „zwykłych bydgoszczan” do zgłaszania problemów lokalnych za pomocą krótkich filmów obrazujących miejskie bolączki. Zaraz też pojawiły się fejsbukowe, profesjonalne doniesienia „pani Izy” czy „pana Wojtka”, narzekających na marazm w różnych dziedzinach i miejscach Bydgoszczy. To, że ten „spontan” pochodził od młodszych działaczy i sympatyków PiS, którzy pojawiali się w otoczeniu kandydata nie tylko na jego spotkaniach, ale i na późniejszych listach kandydatów na radnych, nie było dla nikogo zaskoczeniem...
To też może Cię zainteresować
Urzędujący prezydent długo brał na przeczekanie, do startu o swą potencjalną czwartą kadencję wystartował dwa tygodnie później. I temu towarzyszyła medialna niespodzianka, gdyż Rafał Bruski w tym czasie udzielił pierwszego, długiego wywiadu nie tradycyjnemu medium, ale internetowemu kanałowi „Przygody Przedsiębiorców”. Z Youtube’a dowiedzieliśmy się więc najpierw o tym, co prezydent Bydgoszczy ma do powiedzenia o... Zalewie Koronowskim i o tym, co należałoby tam zmienić (gdyby szef gminy Bydgoszcz mógł coś zmienić w gminie Koronowo). Rozmowa o mocno swobodnym charakterze (kto chce wiedzieć, kiedy i w jakich okolicznościach przyrody Rafał Bruski po raz pierwszy się upił - polecam) dotarła i do wątku obyczajowego, który w ostatnich czasach mocno trzęsie „internetami”, a mianowicie burzliwych dziejów małżeństwa Marianny i Łukasza Schreiberów.
Już wiemy skądinąd, że związek ten zmierza do przeszłości, nie da się jednak ukryć, że bydgoska kampania wyborcza nabrała dzięki niemu nieoczekiwanych barw. Jak np. niepochlebnej manipulacji, tzw. deepfake'a, który wypłynął z odmętów internetu. Za pomocą sztucznej inteligencji podrobiono głos Łukasza Schreibera, który na tle tablicy ze swymi merytorycznymi postulatami zmian w mieście, „zachęcał” do oglądania walki MMA z udziałem prawdopodobnie wkrótce byłej małżonki.
To też może Cię zainteresować
W normalnym kampanijnym życiu każdy z tych postulatów prezentowany jest na poważnej konferencji prasowej. A zaraz po nich spełniają się marzenia dziennikarzy: komitet wyborczy Rafała Bruskiego podaje natychmiast na tacy (mailem) zwarty komentarz do propozycji kontrkandydata. Sygnowany czasem, co ciekawe, przez różnych autorów, też nie przez przypadek akurat tych, którzy chcą odegrać znaczące role na platformersko-lewicowych listach radnych.
Niedawno jeden z takich dość emocjonalnych komentarzy dotyczył już nie Łukasza Schreibera, a Joanny Czerskiej-Thomas, która zamiast w spodziewanym otoczeniu prezydenta Bruskiego, pojawiła się właśnie jako gwiazda własnego zbioru - kandydatki na prezydentkę Bydgoszczy pod szyldem Trzeciej Drogi.
W zwyczajnym też życiu aktualni jeszcze radni cieszą się bardziej z internetowych relacji obrad Rady Miasta Bydgoszczy. I nawet ci, których głosu mieszkańcy miasta nie mieli raczej przez ostatnie lata poznać, pchają się dziś do opowiadania, co i z jakim oddaniem zrobili dla „swoich” wyborców. Strach się bać, co się będzie działo na kolejnej sesji RMB, wypadającej tuż przed wyborami. Trudno pewnie będzie się dopchać do mikrofonu...
