Często było to absurdalne, jak w przypadku posła Bartosza Kownackiego z PiS, rodowitego warszawiaka, któremu partia kazała powalczyć o stołek prezydenta Inowrocławia. Czasem jednak parlamentarzysta spisywał się na medal, jak senator Krzysztof Kukucki z Nowej Lewicy, który we Włocławku zabrał stołek Markowi Wojtkowskiemu - prezydentowi popieranemu przez potężną Koalicję Obywatelską.
Stanowisko w zarządzie miasta wydaje się zresztą wymarzoną posadą dla polityka z każdej perspektywy. W Bydgoszczy mamy przykład Łukasza Krupy, zastępcy prezydenta, który nie chciał, ale musiał stanąć do rywalizacji w wyborach do sejmiku województwa. Misja się powiodła. Dwójka na liście wykręciła drugi wynik w Bydgoszczy i w cuglach weszła do sejmiku.
Praca nowego składu sejmiku województwa dopiero nabiera rumieńców, lecz nabierze ich prawdopodobnie już bez Łukasza Krupy. Ten bowiem wysyła jasne sygnały, że jeśli taka będzie wola prezydenta Bydgoszczy (znów „Nie chcem, ale muszem”), to zrzeknie się mandatu radnego wojewódzkiego i pozostanie zastępcą Rafała Bruskiego. Partia na tej wolcie nie straci. Zgodnie z kodeksem wyborczym, w miastach liczących powyżej 20 000 mieszkańców wakujący mandat przejmuje kandydaty z tej samej listy, który w wyborach uzyskał kolejno największą liczbę głosów.
Będzie więc to ktoś z listy KO. Ale już nie Łukasz Krupa, a to przecież przy jego nazwisku blisko 13 tysięcy wyborców postawiło krzyżyk. Zdrada to na pewno zbyt surowe określenie dla prawdopodobnej rejterady Łukasza Krupy z sejmiku. Na pewno jednak część wyborców odczuje zawód i rozczarowanie.
