Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brat mniejszy wreszcie urósł, czyli po co są zwierzęta [FELIETON]

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Oglądanie telewizji sprzed lat to zajęcie pouczające, choć bolesne. I nie chodzi mi tu tym razem o narodowe traumy i tego pana w czarnych okularach, który równiutko 40 lat temu dzieciom zabrał “Teleranek”, a reszcie Polaków znacznie więcej. Idzie mi o to, że dzięki teleprogramom sprzed lat widać cudnie, jak zmieniło się nasze szarawe życie codzienne, jego tempo, nasza wrażliwość i podejście właściwie do wszystkiego.

A taka mnie refleksja głęboka naszła, kiedy doszła do nas wieść smutna o śmierci pana Antoniego Gucwińskiego i gdy sentymentalnie obejrzałem sobie stareńki odcinek – jeden z setek podobnych odcinków – “Z kamerą wśród zwierząt”. To był flagowy okręt państwa Gucwińskich, którzy całe dekady kształtowali obraz świat zwierzęcego w główkach Polaków-szaraków. Jasne, otwierali nam oczy na ten świat, w czym ich zasługa niezmierna i przeogromna, aczkolwiek był to jednak obraz dosyć specyficzny. W czym winy ich nie ma oczywiście żadnej. Kilkadziesiąt lat temu taki po prostu mieliśmy klimat, jak mawiała pewna urocza klasyczka polityczna.

A klimat mieliśmy taki, że zwierzak generalnie był po to, żeby człowiekowi służyć całym jestestwem swoim. Jak już inaczej nie potrafił, to choćby tym, że w klatce w zoo bawił nas i rozrywał. Taka była też medialna narracja. Megapopularny w czasie startu “Z kamerą wśród zwierząt” serial “Elza z afrykańskiego buszu” opowiadał o lwicy, która zachowywała się jak pies, czyli służyła człowiekowi wiernie i z zapałem. I to była jej zaleta główna i jedyna. Ówczesne produkcje zresztą z lubością nadawały zwierzętom cechy ludzkie – jak zwierzak był dziki i drapieżny, to znaczy normalny, to był zły. No a w telewizorach bracia mniejsi byli ilustracją, bohaterami byli prowadzący. Ten pałętający się przy stoliku mały lewek miał generalnie tylko upiększać gadkę gadacza.

Czytaj także

No a potem, dekada za dekadą, zwierzaki przestawały być w mediach środkiem, a zaczęły być celem. Zmieniał się zresztą generalnie nasz stosunek do cyrków, myśliwych, jedzenia mięsa, a przede wszystkim ogólnie do zwierząt. Powolutku, niezauważalnie i co dnia...

Choć parę spektakularnych wydarzeń pomogło temu procesowi przyspieszyć - jak głośne procesy i wyroki za znęcanie się nad zwierzakami albo ten szok antymyśliwski, gdy opublikowano foty, jak to pewnemu dostojnikowi i jego kompanom podrzucano pod lufy bażanty, żeby mogli je niemęcząco zabijać dla zabawy. Bo każdy chyba musiał się wtedy zacząć zastanawiać, co trzeba mieć w głowie, żeby coś takiego robić.

I świat nam się zmienił. Dzisiejsza medialna guru programów o zwierzętach, pani Dorota Sumińska, opowiada o kotach, psach i innych krokodylach zupełnie inaczej - zwierzę jest tak samo ważne, jak my, i nie żyje po to, żebyśmy je pożerali albo mieli z niego ubaw. Taki mamy dzisiaj klimat. Na szczęście.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Brat mniejszy wreszcie urósł, czyli po co są zwierzęta [FELIETON] - Nowości Dziennik Toruński