Dziś na świecie obchodzony jest Dzień Wegetarianina. Lokale serwujące bezmięsne potrawy mogą spodziewać się więc najazdu klientów.
<!** Image 3 align=right alt="Image 73058" sub="Joanna Borkowska (z lewej) i Izabela Domagała prezentują obiad wegetariański, który wygląda wspaniale i zapewne tak samo smakuje / Fot. Dariusz Bloch">Wegetarianie kojarzeni są zazwyczaj ze wschodnimi religiami i obyczajami. Większość z nich nie ukrywa swoich fascynacji filozofią Dalekiego Wschodu.
- Przestałem jeść mięso, kiedy miałem dziewiętnaście lat - mówi 32-letni Dariusz Kaleciak z Bydgoszczy. - Wcześniej zacząłem ćwiczyć jogę i mój mistrz namówił mnie do zmiany diety. Pamiętam dobrze jego słowa. Przestań jeść mięso, to wkrótce twoje ciało poczuje się lepiej. Szybko przekonałem się, że miał rację.
Mięso może szkodzić
Niektórzy jogini twierdzą, że tłuszcz zwierzęcy otępia umysł i wolę człowieka. Ma nawet powodować uszkodzenia mięśni. Także zdaniem ekspertów z Warszawskiego Instytutu Żywności i Żywienia, spożywanie mięsa trzeba ograniczyć do 450 gram tygodniowo. Z badań wynika bowiem, że nadmierne dostarczanie organizmowi białka i tłuszczu zwierzęcego może źle wpływać na pracę nerek, grozi nadciśnieniem, cukrzycą, a nawet rakiem jelita grubego. Z kolei naukowcy z University of Manchester dowodzą, że jedzenie czerwonego mięsa prowadzi do reumatoidalnego zapalenia stawów. Stwierdzili natomiast, że w diecie wegetarian jest o wiele więcej witamin C i E oraz innych antyoksydantów, które działają przeciwnowotworowo.
<!** reklama>- W mojej rodzinie problem z cholesterolem mają zarówno moi rodzice, jak i dziadkowie - dodaje Dariusz Kaleciak. - Ale oni wszyscy jedzą według polskiej tradycji. Czyli na święta, urodziny i imieniny stół musi uginać się od wszelkich mięs. Nie mogą zrozumieć, dlaczego nie opycham się tatarami i pieczonymi kurczakami. Dopiero chyba po pięciu latach mama wpadła na pomysł, żeby przygotować dla mnie potrawy jarskie. Wcześniej traktowali moje postanowienie trochę niepoważnie.
Ortodoksi idą dalej
Jarosze bez trudu dowodzą, że niejedzenie mięsa poprawiło ich komfort życia. Niektórzy jednak idą krok dalej. Nie jedzą niczego, co zostało uśmiercone bądź na stół trafiło w wyniku rabunkowego podejścia człowieka do natury. Weganie - bo tak nazywają siebie ci ortodoksyjni wegetarianie - nie tylko nie jedzą produktów pochodzenia zwierzęcego (w tym także miodu), ale także nie noszą butów ani toreb ze skóry, nie stosują kosmetyków, do produkcji których stosowano tkanki zwierzęce. W swoich książkach i na portalach internetowych wymieniają firmy, których produkty wykonane zostały z „martwych zwierząt”.
- Kiedy przejeżdżam obok ferm kurzych, nasuwa mi się zawsze to samo skojarzenie: Oświęcim - stwierdza Adam Mołkowski z warszawskiej Fundacji „Weganie w Obronie Praw Zwierząt”. - Ludzka rasa traktuje Ziemię jak swoją własność i dopuszcza się masowej eksterminacji innych, równoprawnych gatunków zamieszkujących naszą planetę. Naszym celem jest przekonanie jak największej liczby ludzi do tego, że można żyć nie uśmiercając innych istnień.
Na całym świecie organizacje ekologiczne przygotowują pikiety i protesty w obronie zwierząt hodowlanych. W Stanach Zjednoczonych odbywają się one regularnie i nierzadko kończą się interwencjami policji. Manifestacje ekologów w Europie przebiegają spokojniej.
- Do wyprodukowania jednego kilograma mięsa trzeba zużyć aż czternaście kilogramów zboża i soi - mówi Anna Pilarska, instruktorka w Szkole Medytacji Bhaktiyoga w Toruniu. - Oprócz tego zużywanych jest 19 tysięcy litrów wody, a żeby wyprodukować kilogram pszenicy, tylko 190 litrów. Wegetarianizm ma więc aspekt ekonomiczny oraz ekologiczny. Zanieczyszczenia spowodowane produkcją mięsa są porównywalne z zanieczyszczeniami przemysłowymi.
- Prędzej czy później z powodów cywilizacyjnych ludzie przestaną jeść mięso i używać tkanek zwierzęcych do produkcji - dodaje Adam Mołkowski. - Wkrótce na Ziemi będzie tyle ludzi, że zabraknie miejsca dla zwierząt. A hodowla świń czy krów będzie tak droga, że mało kogo stać będzie na hamburgera.