Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W ruinach znaleźli dom i arsenał broni, ukryty w piecu

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
O swoim wczesnym dzieciństwie, spędzonym w Warszawie i jej okolicach w czasach wojny, powstania warszawskiego i w pierwszych latach powojennych, opowiada Andrzej Koselski, były zawodnik Polonii, a później trener klubu i żużlowej reprezentacji Polski.

Jednym z obrazów z dzieciństwa, który Andrzejowi Koselskiemu zapadł najgłębiej w pamięć, było to, co się zdarzyło 1 sierpnia 1944 roku. W dniu wybuchu powstania warszawskiego.

- Mieszkaliśmy już wówczas w Warszawicach koło Otwocka na prawym brzegu Wisły, niedaleko rzeki, po przeprowadzce z Górek, gdzie dotrwaliśmy do końca wojny i nadejścia żołnierzy polskich i sowieckich. Tego dnia panował do wieczora spokój, nie było żadnych odgłosów z drugiego brzegu - wspomina Koselski. - Nagle usłyszeliśmy zza Wisły wielki hałas. Drżała ziemia, widać było błyski wystrzałów, jasne smugi przecinały niebo. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje, ale tak na wszelki wypadek cała wieś uciekła z domów i zaległa w kartoflisku. To miało nas ochronić w razie bombardowania, bo tego się po wcześniejszych doświadczeniach najbardziej obawialiśmy. By szybciej się schronić, dziadek niósł mnie pod pachą. Jednak nic się nie w Warszawicach nie działo, samoloty nie nadleciały, więc wróciliśmy do domu. Nigdy nie zapomnę codziennych nocnych rozbłysków zza Wisły i dochodzących stamtąd odgłosów. Dopiero z czasem wszyscy dowiedzieli się, że w Warszawie trwa powstanie. Marzyłem wówczas o tym, żeby jak najszybciej się ono skończyło, żeby ojciec mógł wrócić do nas. Niestety, nigdy się tego nie doczekałem.

Ojciec Andrzeja Koselskiego zginął w walczącej Warszawie już w pierwszych dniach powstania. Udało się tylko ustalić, że było to na Woli, gdzie został przez Niemców rozstrzelany.

- Mama długo po wojnie go szukała, ale ciała nigdy nie odnaleziono, pewnie został pochowany w jednej z licznych zbiorowych mogił - wspomina Koselski.

TECZKA OSOBOWA
Andrzej Koselski. Urodził się w Warszawie w 1940 r. Bardzo chciał zostać żużlowcem jednego z warszawskich klubów, Legii lub Skry, trenował, ale się nie udało. W 1963 r. przyjechał do Kujawsko-Pomorskiego. Wybrał Bydgoszcz, bo tu była I liga.
O dzieciństwie, spędzonym w Warszawie i jej okolicach w czasach wojny, powstania i pierwszych latach powojennych, opowiada ANDRZEJ KOSELSKI, były zawodnik Polonii i trener żużlowej reprezentacji Polski. To, co wówczas przeżył, wryło się tak głęboko w pamięć, że towarzyszy mu do dziś.

Moja rodzina mieszkała przed wojną w kamienicy przy ul. Panieńskiej 9 w Warszawie na praskim brzegu Wisły - opowiada Andrzej Koselski. - Dziadek miał tam młyn i piekarnię. Tak się złożyło, że zaraz w pierwszych dniach września 1939 roku na kamienicę spadły niemieckie bomby, obracając ją w gruzowisko. Dziadek wyszukał gdzieś wolne mieszkanie nad samym brzegiem Wisły, na strychu domu. Tam się właśnie urodziłem.

Czas wojny Koselski spędził w Górkach koło Osiecka w powiecie otwockim. Dziadek wynajął tam lokum dla rodziny. - Odwiedzałem często, kiedy dorosłem, tamto miejsce - wspomina Koselski. - Ma niepowtarzalny urok. To takie prawdziwe Mazowsze: jezioro zabłąkane w lasach, młyn wodny, do którego woda docierała z pobliskiego zalewu, uroki nadwiślańskiej przyrody. Dla dziecka była to kraina sielska, anielska.

Latem 1944 roku pod Górki podeszły wojska polskie i radzieckie.

Niemiec uciekał tylko w koszuli

- Pamięć z dzieciństwa to pojedyncze obrazy - dodaje Andrzej Koselski. - Są wśród nich - niezwykłe, tak głęboko wryte w umysł, że pamięta się je doskonale pomimo upływu lat. Dla mnie czas wojny to właśnie takie pojedyncze obrazy, których nigdy nie zapomnę. Jednym z nich jest widok uciekającego w stronę Wisły Niemca w samej koszuli i kalesonach. Był to młody chłopak, ale strach na jego twarzy był uderzający, a cała sytuacja tak odmienna od wszystkich poprzednich, że wryło mi się to głęboko w pamięć. Zresztą za kilka dni sytuacja tak znacząco się zmieniła, że wszystko, co się wówczas działo, było ogromnym dla mnie przeżyciem. Nadchodził front. Na niebie stale widać było samoloty. Raz bombardowali Niemcy, raz Rosjanie.

Mieszkańcy wsi czuli już wówczas, że zbliża się dla nich czas wyzwolenia. Dla ochrony przed bombardowaniem zbudowali ziemny schron i tam się chowali na odgłos nadlatujących samolotów.

Andrzej Koselski do dziś z pietyzmem przechowuje w swoim domu wszystkie szarfy, medale i dyplomy zdobyte w czasach żużlowej kariery.
Andrzej Koselski do dziś z pietyzmem przechowuje w swoim domu wszystkie szarfy, medale i dyplomy zdobyte w czasach żużlowej kariery. Filip Kowalkowski

- Nagle wszystko ucichło - wspomina Koselski. Któregoś dnia pojawili się niewidziani tu wcześniej przeze mnie żołnierze polscy i sowieccy. Zjeżdżali prosto z frontu, poszukiwali kwater. Zajęli także pomieszczenia i u nas. Wieczorem, kiedy się ściemniło, podłączyli swoje akumulatory, wkręcili żarówkę i wówczas po raz pierwszy w życiu... zobaczyłem światło elektryczne.

Koselskiemu najbardziej utkwiły w pamięci zjeżdżające się ze wszystkich stron gaziki z ludźmi w mundurach i piekarnia, uruchomiona przez czerwonoarmistów. - Przystanąłem, żeby zobaczyć co robią ludzie, których mowy nie rozumiałem - opowiada. - Dostałem za chwilę do ręki cały chleb. Czarny, foremkowy. Był gorący. Niosłem go do domu i przekładałem z ręki do ręki, bo wprost parzył. Później, po latach dowiedziałem się też, że w mojej miejscowości zatrzymał się na jakiś czas sztab I Armii Wojska Polskiego z marszałkiem Michałem Rolą-Żymierskim.

Bydgoszczanie wybrali 18 patronów nowych tramwajów. To postaci zarówno współczesne i znane mieszkańcom, jak i związane z miastem przed wielu laty.W związku z budową nowej linii w ciągu ul. Kujawskiej i modernizacją sieci na Kapuściskach, Urząd Miasta Bydgoszczy zamówił 18 nowoczesnych pojazdów. I ogłosił plebiscyt na nowych patronów bydgoskich tramwajów. Mieszkańcy wybrali 17 nazwisk z listy składającej się z 34 osób, związanych z Bydgoszczą. 18. patron, decyzją prezydenta Rafała Bruskiego, na wniosek środowiska osób niewidomych, wybrany został poza konkursem. To Oskar Pichta, nazywany „ojcem niewidomych”, który przed I wojną światową był dyrektorem Prowincjonalnego Zakładu Dla Niewidomych w Bydgoszczy,Oto wybrane przez bydgoszczan nazwiska, którymi nazwane zostaną tramwaje.

Oni zostaną patronami bydgoskich tramwajów

Zimą 1945 roku, po powstaniu, które obserwowali z Warszawic, rodzina Koselskich przeniosła się do Góry Kalwarii. Warszawa była już wolna. Przez całkowicie zamarzniętą Wisłę, po grubej pokrywie lodowej (most zniszczyli Niemcy) jechały furmanki - jedna za drugą. Wiozły ludzi do Warszawy, która była wtedy jedną wielką ruiną.

Latem 1945 roku rodzina Koselskich przeniosła się na lewy brzeg, do Warszawy, na południowy Mokotów. Udało się znaleźć w morzu ruin jakiś ocalały dom, a w nim wolne mieszkanie. W tej dzielnicy były najmniejsze zniszczenia, bowiem tam kwaterowała niemiecka generalicja.

Fajerki fruwały po całej kuchni

- Nigdy nie zapomnę pierwszego wieczoru w nowym miejscu - opowiada Andrzej Koselski. - Był tam piec kuchenny, ale nie było w otworach fajerek. By ugotować kolację, poszliśmy więc na spacer między ruiny i szukaliśmy odpowiednich elementów. Fajerki się znalazły, mama rozpaliła ogień w piecu i nagle… rozległy się wybuchy niczym strzelanina, a fajerki znalezione z takim trudem fruwały po kuchni. Mama wyrzuciła mnie wówczas, zawiniętego w pierzynę, przez okno i sama zbiegła po schodach. Jak się okazało, przyczyną było to, że w piecu znajdował się schowany tam przez kogoś arsenał broni: pistolety i naboje…

Żużlowe zawody na własne oczy Andrzej Koselski zobaczył dopiero w 1955 roku. - Kuzynem mojego dziadka był Roman Wielgosz, zawodnik Stali Ostrów - wspomina Koselski. - Przyjechał kiedyś do nas NSU, pięćsetką i zaproponował bilety na mecz Polska - Anglia na stadionie Skry. Ja wówczas motorami się nie interesowałem. Do dziś jednak pamiętam nieprzebrane tłumy ludzi na Skrze i radość po wygranej Włodzimierza Szwendrowskiego z mistrzem świata Peterem Cravenem. A także własną reakcję na początku pierwszego biegu. Kiedy czterej zawodnicy ruszyli ze startu, byłem pewien, że wszyscy wpadną w bandę na pierwszym łuku i zamknąłem ze strachu oczy. Już następnego dnia koniecznie zapragnąłem zostać żużlowcem, wziąłem motorower i na pobliskim piłkarskim boisku zacząłem próbować jazdy ślizgiem. Przyszli starsi chłopcy i szybko mnie stamtąd przegonili. Chcieli grać w piłkę, a ja im zniszczyłem boisko…

Czasy, w których nad głową co 10 minut nie przechodził pan "z gorącą gotowaną kukurydzą i zimnym piwem", a na plażach nie budowano zasieków z parawanów... Tak kiedyś (również aktywnie) wypoczywano. Zapraszamy do obejrzenia archiwalnych zdjęć plażowiczów - fotografie pochodzą z Narodowego Archiwum Cyfrowego.Przesuń zdjęcie gestem lub naciśnij strzałkę w prawo.

Plażowanie na archiwalnych zdjęciach. Tak kiedyś wypoczywano

Koselski zapisał się jako kandydat na żużlowca do Skry, ale był to okres schyłkowy żużla w Warszawie. Jeździł na mecze z drużyną, trenował, ale o lidze nie mógł jeszcze myśleć. Po głowie chodziła mu „wielka Legia”, ale kiedy przeniosła sekcję do Gdańska, na jakiś czas Koselski dał spokój, zresztą akurat dostał się na uniwersytet na prawo. Dopiero w 1963 roku za namową innego słynnego warszawiaka, Janusza Sucheckiego, przyjechał na Pomorze zaoferować swoje „usługi” Polonii Bydgoszcz. Do Torunia miał bliżej, ale chciał startować w I lidze.

- Zajechałem z fasonem swoim motocyklem do parkingu - opowiada Koselski - gdzie akurat pracował mechanik Paweł Łabicki. Od mojego hamowania poszedł w górę kurz. Łabicki wiedział, kim jestem. „Te, warszawiak” - krzyknął. „Jeszcze raz mi zakurzysz, to cię pogonię!”

Koselski został. Jeździł w I lidze przez 16 lat, do 1979 roku. Potem został trenerem i na tym polu miał większe sukcesy niż jako zawodnik.

ŻUŻEL W WARSZAWIE
Andrzej Koselski był jednym z wielu adeptów speedwaya w Warszawie, próbujących się dostać do jednego z dwóch działających w latach 50. w tym mieście klubów żużlowych. Legia startowała w ekstralidze, Budowlani (Skra) o klasę niżej. Pod koniec lat 50. przyszedł kryzys. Kibice przestali chodzić na mecze, Legia rozgrywała swoje zawody m.in. w... Toruniu, a Skra w Siedlcach. W rezultacie Legia została przeniesiona do Gdańska, a Skrę rozwiązano.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!