Gdyby miał pan wskazać trzy najważniejsze daty w historii Bydgoszczy ostatniego stulecia, to co by pan wybrał?
Wskazałbym na trzy bydgoskie stycznie nadziei. Pierwszy jeszcze przed odzyskaniem niepodległości - styczeń 1919 r. Trwało powstanie wielkopolskie. Wojska powstańcze dotarły na odległość kilkunastu kilometrów od miasta. W Bydgoszczy niemal wszyscy polscy mieszkańcy cieszyli się, że nastąpi szturm, który przyniesie im wolność - tak jak to się stało w sąsiednim Inowrocławiu. Ale dowodzący powstańcami gen. Dowbor-Muśnicki wydał rozkaz wstrzymania ofensywy. Dlaczego? Bo, po pierwsze, zdawał sobie sprawę, że garnizon niemiecki w Bydgoszczy jest znacznie silniejszy niż w Inowrocławiu. Walki byłyby więc krwawe i niekoniecznie zakończone naszym sukcesem. Po drugie, od oficerów z Anglii i Francji, którzy się z nim kontaktowali, otrzymał zapewnienie, że ich rządy doprowadzą do pokojowego przejęcia Bydgoszczy w ramach negocjacji pokojowych, kończących pierwszą wojnę światową.
Drugi styczeń to zapewne ten w 1920 roku?
Oczywiście - i oczywisty był też wtedy powód wielkiej euforii i nadziei. Śniony przez półtora wieku sen o wolności stał się jawą.
A trzeci styczeń?
To styczeń 1945 roku. Nadciągającą Armię Czerwoną wypatrywano w Bydgoszczy z wielką nadzieją na kres okupacji. Oczywiście to, co stało się później, po wkroczeniu wojsk sowieckich, szybko ostudziło radość z powodu wypędzenia niemieckich mundurów znad Brdy, ale to już inna sprawa.
