Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tęskni za Mazowszem

Maria Warda
Może zabrzmi to dziwnie, ale zdecydował się na pracę w Szkole Podstawowej nr 1 w Żninie, bo słyszał że dyrektor placówki przy ulicy Szkolnej jest dobrym człowiekiem. Decyzji nie żałował, bo tu poznał żonę.

Może zabrzmi to dziwnie, ale zdecydował się na pracę w Szkole Podstawowej nr 1 w Żninie, bo słyszał że dyrektor placówki przy ulicy Szkolnej jest dobrym człowiekiem. Decyzji nie żałował, bo tu poznał żonę.<!** Image 2 align=none alt="Image 220085" sub="Ryszard Dobies, długoletni żniński nauczyciel, zna wszystkie tajemnice pszczół / Fot.: Maria Warda">

Proszę powiedzieć, co sprawiło, że trafił Pan do Żnina?

O istnieniu tej miejscowości nie miałem pojęcia. Pochodzę z Mazowsza. Ukończyłem dobre liceum w Mławie, po czym zacząłem naukę na Studiach Nauczycielskich w Toruniu. Tam poznałem Stanisława Musiała ze Żnina. On naopowiadał mi, że w Szkole Podstawowej w Żninie jest bardzo dobry, życzliwy dyrektor, nazywa się Henryk Golec. Rzeczywiście zostałem bardzo dobrze przyjęty. To był rok 1962. Wtedy nauczyciel po SN-ie był na wagę złota. Zostałem przyjęty przez niego bardzo serdecznie. Dostałem pokój. Dyrektor zaprosił mnie do restauracji na obiad. To był akurat poniedziałek, wtedy dzień bezmięsny. Podali śledzia. Dyrektor nie był zadowolony z tego dania i obiecał, że jeszcze raz mnie zaprosi. Pan Henryk oprowadził mnie po mieście, pokazał ważniejsze obiekty. Wiedział, że dla młodego człowieka ważne są restauracje i kawiarnie. Wtedy stawało się modne Zacisze.

Zawód nauczyciela to było marzenie?

Podobało mi się na SN-ie, bo dostałem tam pracę. Studiowałem fizykę i pracowałem w laboratorium. Jednocześnie robiłem różne rzeczy, nawet budowałem regały. Dla mnie chłopaka, który miał pięcioro rodzeństwa, ważne było, aby zarabiać na swoją naukę. Jednak po skończeniu liceum chciałem studiować w Oficerskiej Szkole Łączności w Zegrzu. Egzaminy zdałem i dostałem się. Część egzaminu musieliśmy odbyć w Legnicy, gdzie stacjonowały wojska rosyjskie. To było mocne przeżycie. Kiedy przyszedł czas, aby stawić się w szkole, nie pojechałem. Przysłali mi nawet pismo, dlaczego się nie pojawiłem. Wytłumaczyłem się chorobą, ale zrozumiałem już, że lepiej zarobić mniej „na spocznij”, niż więcej „na baczność”.

Pana żona Maria też nie pochodzi ze Żnina...

Pochodzi z Wałcza. Ona także dostała tutaj pracę. Ja już byłem zasiedziałym nauczycielem. Wtedy był taki zwyczaj, że dla nowo przyjętego nauczyciela organizowano wieczorek zapoznawczy. Kiedy impreza się skończyła, Henryk Golec mówi „kolego wypada odprowadzić koleżankę”. Odprowadziłem z chęcią i tak to się zaczęło.

Później przeniósł się Pan do „ekonomika”.

Nauczycieli fizyki brakowało, a ja skończyłem studia wyższe. Do emerytury tam pracowałem. Na emeryturze nie spocząłem na laurach. Mam pasiekę, a pszczoły wymagają opieki. W ulach ciągle coś się dzieje. Teraz na przykład trzeba dokarmiać te małe pracowite owady, skoro zabrało im się miód. Praca w pasiece stała się moją pasją. O pszczołach, ich życiu i obyczajach wiem bardzo dużo.

Skąd u Pana, nauczyciela fizyki zamiłowanie do pszczół?

Jak to mówią potrzeba jest matką wynalazków. Kiedy synowie zaczęli dorastać, trzeba było myśleć o godnym dla nich życiu, tym bardziej, że wybierali się na studia. Miałem 1000-metrową działkę za miastem, gdzie hodowałem świnie, miałem też gęsi, kury. Różne rzeczy się robiło, aby utrzymać godnie rodzinę. Ostatecznie postawiłem na pszczoły. Czasem przy pracy pomaga mi żona.

Pana żona Maria, to też historia żnińskiej oświaty.

O tak, moja żona z pewnością nie jest człowiekiem małego formatu. Wymaga przede wszystkim od siebie. Jak się za coś weźmie, robi to perfekcyjne, jest przy tym bardzo skromna. Mamy ze sobą bardzo dobre relacje. Kiedy byłem chory, pomagała mi przy pszczołach, niczym wytrawna robotnica. Kiedyś bardzo mnie wzruszyła. Byłem bardzo zmęczony, bo pszczoły roiły się na nasypie kolejowym. Aby je ściągnąć, musiałem wciągnąć na ten nasyp drabinę przywiązać ją do gałęzi drzewa. Później trzeba to było zdjąć. Jakoś nie miałem werwy, aby natychmiast tę piramidę usunąć, nie spodziewałem się, że ona to zrobi. Weszła na wierzchołek nasypu odwiązała jakoś drabinę i z sekatorem w ręku przyciągnęła ją pod pachą z tego nasypu. Bardzo się wtedy wzruszyłem, bo musiało ją to kosztować dużo siły, jest przecież delikatną kobietą.

Na Pana twarzy zawsze gości uśmiech. To radość z życia?

Mogę bez kokieterii powiedzieć, że jestem człowiekiem spełnionym. Mam wspaniałą żonę, z którą na porządnych ludzi wychowaliśmy trzech synów Tomka, Marcina i Pawła. Jesteśmy z nich dumni, skończyli studia. Mają szczęśliwe rodziny. Czego chcieć więcej. Czasem tylko tęsknię za moim Mazowszem, za tamtejszą przyrodą, gdzie rosną najpiękniejsze prawdziwki i maślaki. To dziwne.

  • Ryszard Dobies- Emerytowany nauczyciel fizyki w Zespole Szkół Ekonomiczno-Handlowych. Pochodzi z Mazowsza. Jest pasjonatem przyrody i znawcą życia pszczół. W młodości śpiewał w męskim chórze Moniuszko. Hołduje tradycyjnym wartościom. Najważniejsza jest dla niego rodzina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!