Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stawia na duże rodziny

Maria Warda
Stanisław Goclik, założyciel Żnińskiego Klubu Biegacza, wychował się w męskim gronie i od dzieciństwa dobrze radził sobie na długich dystansach.

Stanisław Goclik, założyciel Żnińskiego Klubu Biegacza, wychował się w męskim gronie i od dzieciństwa dobrze radził sobie na długich dystansach.<!** Image 2 align=none alt="Image 224514" sub="Stanisław Goclik zawsze może liczyć na wsparcie żony Hanny i synów Jasia i Wojtka, którzy pomagają przy organizacji żnińskich biegów. Ostatnio w tej imprezie bierze udział Adam Banaszak, wicemarszałek województwa kujawsko-pomorskiego / Fot. Maria Warda">

Jest Pan filarem Żnińskiego Klubu Biegacza, który w tym roku świętował jubileusz 20-lecia. Skąd pomysł na propagowanie tej dyscypliny w powiecie żnińskim?

Od dziecka byłem predysponowany do biegów długodystansowych. Lubiłem biegać, co zauważyli nauczyciele. Wysyłali mnie na różne olimpiady. Jako uczeń miałem osiągnięcia na szczeblu wojewódzkim. W wojsku trenowałem w Wojskowym Klubie Sportowym Wawel w Krakowie, a kiedy wróciłem do cywila związałem się z Klubem Biegacza w Szubinie. Dużo nauczyłem się od Kazia Krzywdzińskiego, tamtejszego działacza. On przekazał mi wiedzę, jak organizować biegi i tak po raz pierwszy w 1993 roku biegacze z całego województwa pobiegli ulicami Żnina.<!** Image 3 align=none alt="Image 224515" sub="Fot. Maria Warda">

Zawody szybko zdobyły renomę. Biegł w nich nawet Radosław Sikorski, obecny minister spraw zagranicznych.

To był rok 1998. Wtedy nikt nie przypuszczał, że zajdzie tak daleko. Był zaproszony na tegoroczne biegi jubileuszowe. Nie przyjechał, ale przysłał życzenia. Ale i tak biegło dużo ciekawych ludzi, wśród których nie zabrakło żnińskich samorządowców oraz Adama Banaszaka, wicemarszałka województwa kujawsko-pomorskiego, który nie odmawia nam pomocy i wsparcia. Wspiera nas też Zbigniew Jaszczuk, żniński starosta, i Leszek Jakubowski, burmistrz Żnina. To naprawdę cieszy.

Czy o tym, że został Pan biegaczem długodystansowym zaważyły długie nogi?

Długość nóg ma większe znaczenie na krótkich dystansach, w długich liczy się kondycja, wytrwałość i odporność. Maratony najczęściej wygrywają zawodnicy drobni, niewielkiego wzrostu, ważący niewiele ponad 60 kilogramów. Co do mnie, to już biegam niewiele, tyle, aby utrzymać dobrą kondycję, bo kiedy się ruszam, lepiej się czuję nie tylko fizycznie, ale także psychicznie. Zajmuję się raczej organizacją imprez. Zapraszam gorąco na Bieg Niepodległości.

Wspomniał Pan kiedyś, że nie miał śmiałości do kobiet. trudno w to uwierzyć...

Tak było. Wychowałem się w męskim gronie. Było nas siedmiu, sami chłopacy, dlatego nie znałem za bardzo psychiki dziewczyn w moim wieku ani ich potrzeb, bo mama to jednak nie to samo. Chociaż bardzo dbała, abyśmy wyrośli na dobrych mężów. Musieliśmy jej pomagać w sprzątaniu, gotowaniu i innych domowych pracach. To bardzo nam się przydało.

Mimo tej nieśmiałości, żonę Pan sobie znalazł...

Hanię poznałem przed wojskiem, na dyskotece w Szubinie. Niestety, kiedy dostałem powołanie do armii, powiedziała, że tak długo czekać nie będzie. Było mi bardzo smutno.

Wojsko w stanie wojennym, to prawdziwa szkoła życia. Jak Pan wspomina ten okres?

Skierowali mnie do Szóstej Dywizji Powietrzno-Desantowej w Ełku. Był stan wojenny, ludzie nie lubili żołnierzy. Jeden z moich kolegów został wyrzucony z pociągu i zginął. Zdarzyło się też tak, że żołnierz z mojej drużyny stojący na warcie pod wpływem jakichś złych przeżyć uciekł z warty do lasu. Tam się okopał, miał przy sobie broń. Wynajęto snajperów i go zastrzelili. Po tygodniu rodzice zabierali zaplombowaną trumnę. Nie wiadomo, co mu się stało, bo listu nie zostawił. Ja natomiast zostałem wytypowany do biegów na 3000 metrów, po czym przeniesiono mnie do jednostki w Krakowie, która podlegała Warszawskiemu Okręgowi Wojskowemu. Trenowałem biegi. Brałem nawet udział w Spartakiadzie Armii Zaprzyjaźnionych. Biegłem gdzieś w środku.

Wrócił Pan z wojska i ponownie spotkał Hanię, swoją przyszłą żonę...

Miłość się rozwinęła. Pobraliśmy się. Urodziło się nam trzech synów: Wojtek i Jarek, a po 15 latach Jasiu. Ci pierwsi są już dorośli, ale nie słychać na razie, aby chcieli zakładać rodziny. Jarek jest w Irlandii, Wojtek z nami. Kiedy się im przyglądam, widzę, że dziś młodzi ludzie mają ogromny problem, aby spotkać bratnią duszę. Nie ma takich fajnych zabaw jak za naszych czasów, pozostaje Internet, a to niedobra droga. Czasem sobie myślę, że trzeba by powrócić do czasów, gdy rodzice kojarzyli małżeństwa. Nie byłoby wtedy tylu rozpadających się związków.

  • Stanisław Goclik - absolwent AWF w Poznaniu. Nauczyciel WF w SP nr 2 w Żninie. Prezes s, towarzyszenia Żniński Klub Biegacza, którego jest założycielem. Fan lekkoatletyki. Chce, aby w Żninie królowa sportu miała dobre warunki do rozwoju. Lubi malować obrazy. Marzy o powrocie do malarstwa i namalowaniu obrazu swego życia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!