Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skaldowie: Do muzyki trzeba się urodzić [WYWIAD]

Magdalena Jasińska
Jacek i Andrzej Zielińscy, czyli znani Skaldowie
Jacek i Andrzej Zielińscy, czyli znani Skaldowie Magdalena Jasińska
Z Andrzejem i Jackiem Zielińskimi, Skaldami, którzy niedawno wystąpili w Filharmonii Pomorskiej wraz z orkiestrą symfoniczną pod dyrekcją Bohdana Jarmołowicza, rozmawia Magdalena Jasińska.

Cieszymy się, że przyjechali Panowie do Filharmonii Pomorskiej. To spotkanie dwóch światów muzycznych.

Jacek Zieliński: - Niby dwa światy, ale muzyka jest jednym światem. Czy jest to muzyka rozrywkowa czy poważna, polega na tym samym, na dźwiękach, na jakości tych dźwięków i ich czystości. Gramy ze sobą nie pierwszy raz, koncertowaliśmy trzy lata temu. Dziś jesteśmy tylko we dwóch i śpiewamy piosenki zaaranżowane przez Bohdana Jarmołowicza.
Andrzej Zieliński: - Ja aranżowałem wszystkie te piosenki na orkiestrę już w latach sześćdziesiątych. Na pierwszej płycie Skaldów też nagrywała z nami orkiestra. Wychowaliśmy się jako dzieci na próbach orkiestry radiowej w Krakowie. Nasz tata był skrzypkiem i nie mając co z nami zrobić, zabierał nas ze sobą do pracy, siedzieliśmy tam i słuchaliśmy tych prób.
[break]
Dzięki temu wybraliście drogę muzyczną?
A.Z. - Muzykę ma się w sobie. Znam wiele przykładów, kiedy ktoś chciał, aby jego dziecko grało i na siłę posyłał je na lekcje. Jeśli dziecko tego nie lubi, to nie ma sensu. Do muzyki trzeba się urodzić.
J.Z. - Kiedy kończyłem liceum muzyczne, cały czas słyszałem od taty: Jacuś - wystarczy nam już dwóch muzyków w rodzinie. Jest tyle pięknych zawodów - lekarz, adwokat - próbował mnie zniechęcić. Ale ja zdecydowałem się zdawać na Akademię Muzyczną w Krakowie.
A.Z. - Ja studiowałem fortepian u naszego rektora profesora Jana Hoffmana. Profesor liczył, że będę chopinistą, ale ja wolałem grać swoje piosenki, niż odtwarzać coś, co już zostało nagrane wiele razy.

Na początku nie ciągnęło Was do jazzu?
A.Z. - Tak zwane jazzowanie odbywało się na przerwach. Tak się składa, że do mojej klasy przyszedł, dwa lata starszy od nas, Adam Makowicz - wówczas Matyszkiewicz i wolał grać jazz. Obok w klasie grał Wacek Kisielewski swoje jazzowe utwory - na przerwach była to bardzo wesoła szkoła.

Granie jazzu nie było wówczas karalne?
A.Z. - Na przerwie nie, ale w czasie studiów nie wolno było grać rozrywki, za to groziło wydalenie ze szkoły. Musiałem bardzo się kryć, dopiero kiedy zaczynaliśmy robić karierę, to przeszedłem z wydziału instrumentalnego na kompozycję. Tam to nie przeszkadzało.

Panie Jacku, Pan też miał taką wesołą klasę?
J.Z. - W klasie miałem kolegę Antka Mleczkę, który grywał na przerwach i powiem Pani, że ta muzyka rozrywkowa przyciągała całe grono dziewcząt.

Potem podjęliście decyzję, że będziecie pisać i śpiewać piosenki. Jaki jest przepis na dobrą piosenkę? Bo w tej dziedzinie jesteście geniuszami.
A.Z. - Trudno powiedzieć, nie ma jednoznacznego przepisu. Piosenka się rodzi pod wpływem czegoś. Na początku pisaliśmy piosenki, gdzie najpierw powstawała muzyka, a dopiero do niej tekst.

Wasze piosenki wyróżniają się - nie są oparte na trzech funkcjach harmonicznych.
A.Z. - Tam jest dużo harmonii, akordów i improwizacji. Jesteśmy wychowani na jazzie. Nie da się tej muzyki zaszufladkować - tam jest wszystko: rock, rock progresywny, muzyka klasyczna, gitarowe riffy i duże formy.

Panie Andrzeju, co znalazł Pan w USA?
A.Z. - Grałem tam z wieloma znakomitymi muzykami, dzięki temu sam gram inaczej. Teraz nie ma granic, my musieliśmy sprowadzać płyty przez krewnych, longplay był wart prawie miesięczną pensję. W latach 60., kiedy wyjechaliśmy do USA, po raz pierwszy przywiozłem organy Hammonda. To była wówczas w Polsce nowość, którą mieli jedynie Czesław Niemen, Wojtek Karolak i Krzysztof Sadowski.

Pan Jacek postanowił szybko wrócić do Polski.
J.Z. - Wróciliśmy zaraz po stanie wojennym. W Polsce pozostały nasze rodziny, więc wróciliśmy pierwszym możliwym samolotem, razem z kolegami, a Andrzej przyjechał na nasze 25-lecie. Do tego czasu kursował między Ameryką a Polską.
A.Z. - Jestem człowiekiem wędrownym, nie potrafię siedzieć w jednym miejscu. To chyba choroba emigranta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!