- Akcja filmu rozgrywa się w 1978 roku. Zależało nam, żeby jak najbardziej odwzorować klimat tamtych lat. Rzecz w tym, że skoro tytułowe morderstwo ma miejsce na widowni, wzrok widza będzie skierowany właśnie na fotele. Teraz wiele budynków instytucji kulturalnych jest remontowanych. Nawet, jeżeli budżet jest ograniczony, w pierwszej kolejności wymienia się właśnie miejsca na widowni. W Bydgoszczy ktoś świetnie to przemyślał, bo choć fotele są nowe, swoją stylistyką świetnie oddają ducha tamtego okresu . Po prostu zakochałem się w nich – jak i w samym mieście – opowiada Maciej Hydr, reżyser filmu.
Oprócz bydgoskiej filharmonii na srebrnym ekranie widzowie zobaczą doskonale znane bydgoszczanom miejsca, takie jak np. nabrzeże Brdy, kamienne mosty, ulice Cieszkowskiego i Pomorską, okolice spichlerzy, wnętrza hotelu „Pod Orłem” i park za hotelem oraz Akademię Muzyczną. Ciekawostką jest, że w produkcji zagrają też autentyczne bydgoskie mieszkania. Jak opowiada reżyser filmu, realizatorom udało się dotrzeć do właściciela jednej z kamienic. Jak się okazało – kolekcjonera antyków.
- Kiedy tylko zobaczyliśmy wnętrza, nagle okazało się, że mamy tam wszystko. I mieszkanie (które od jakiegoś czasu stoi puste, więc swobodnie mogliśmy kręcić tam kolejne ujęcia), i wystrój, i rekwizyty do filmu – wspomina Maciej Hydr.
Historie ze świata muz: ile kosztuje ego artysty?
Główną oś fabularną stanowi morderstwo, do którego dochodzi podczas koncertu w filharmonii. To właściwie próba generalna przed przyjazdem do Bydgoszczy towarzysza ministra. Milicjanci – pod wodzą kapitana Wróbla (w tej roli Jarosław Boberek) – mają jedynie pięć dni, by rozwikłać tę zagadkę. A łatwo nie będzie, bo zbrodnia została zaplanowana wyjątkowo starannie.
„Morderstwo w filharmonii” to w założeniu czarna komedia. W założeniu, ponieważ, jak żartuje sam reżyser, podczas procesu twórczego wszystko może się zdarzyć…
- Mówi się, że kiedy kręci się film, to scenariusz zakłada jedno, podczas zdjęć okazuje się, że to zupełnie inny film, a jeszcze inny powstaje w postprodukcji – po montażu – śmieje się Maciej Hydr.
Dodaje, że historia nie jest powiązana z żadnym faktem historycznym. Luźną inspiracją do pisania scenariusza była sprawa norweskiego kontrabasisty Johna Martina, który zamordował własną żonę pianistkę tylko dlatego, że ta odnosiła większe sukcesy od niego.
- Znając ten muzyczny świat, stwierdziłem, że może warto go pokazać trochę bardziej od środka. Że orkiestra nie jest wyłącznie siedliskiem „muz i muzyków”, ale że czasami też rozgrywają się tu historie wręcz nieprawdopodobne – opowiada Maciej Hydr. – W scenariuszu widzimy też, jak trudna jest praca muzyka. Jak wiele emocji to kosztuje. Ale też to, że rzeczywiście z takim artystą czasami trudno wytrzymać i jak ego powoduje jego destrukcję.
Muzyka została skomponowana w całości na potrzeby filmu. Za aranżacje odpowiada, m.in., Józef Eliasz, który wraz z zespołem pojawi się na scenie jako część orkiestry symfonicznej. Usłyszymy także jazzowe aranżacje, w tym kompozycji Chopina oraz napisanej przez Macieja Hydra piosenki pt. „Jestem jej M.”.
Mistrz dubbingu - przewodnikiem po Bydgoszczy
W rolę Mirosława Wróbla, kapitana MO wcieli się Jarosław Boberek – aktor znany z licznych produkcji (co najmniej 70 ról w filmach i serialach), m.in. „Sztos”, „Ostatnia misja”, „Bitwa Warszawska”, a także animacji – nagrodzony na Interdyscyplinarnym Festiwalu Sztuk Miasto Gwiazd za mistrzowski dubbing króla Juliana w „Pingwinach z Madagaskaru”. Zasłynął z roli posterunkowego w „Rodzinie zastępczej”. Wielokrotnie zresztą wcielał się w postać policjanta – także z czasów przedwojennych, jednak funkcjonariusza milicji zagra po raz pierwszy.
- Czytając scenariusz, zastanawiałem się, jak rozwiążą się meandry tej historii, do której jeszcze nie dotarłem. Z dużą radością przekonałem się, że reżyser i scenarzysta (w jednej osobie) wyszedł z tego obronną ręką – opowiada Jarosław Boberek. – W każdym scenariuszu można poczynić miałkie, trywialne rozwiązania jakiegoś problemu. Tu zawsze odbywało się to z pewnego rodzaju humorem, błyskotliwością pisarską. To najbardziej mnie zachęciło, żeby podjąć to wyzwanie.
Jak mówi nam aktor, każda premiera filmu, w którym wciela się w jakąś postać, jest dla niego bardzo emocjonująca.
- Czasami ktoś, przechodząc obok, pyta, czy wszystko w porządku, zaniepokojony moją miną. A to jest tylko skupienie. Traktuję swoją pracę na serio i zawsze staram się jak najmocniej, jak najgłębiej wejść w buty postaci i podążać razem z nią przez całą fabułę, współodczuwać. Rzucam wtedy, ile się da – sto procent mojej dyspozycyjności i aktywności. Tak pracuję i nie wyobrażam sobie inaczej. Oczywiście, że przy takim podejściu siłą rzeczy ponosi się jakieś koszty. Ale to jest moja praca i to jest wpisane w ten zawód – wyznaje Jarosław Boberek.
Bydgoszcz – nie tylko w roli planu filmowego – nasz rozmówca ocenia bardzo pozytywnie. Jak podkreśla, nie jest to jego pierwsza wizyta w tym mieście. I z pewnością nie ostatnia.
- Bardzo mi się podoba, jak wykorzystano potencjał Bydgoszczy, które z takiego miasta, można powiedzieć, przemysłowego przerodziło się w atrakcyjne, turystyczne miejsce. Wiele jest tu takich momentów, miejsc, które odwiedzającego po raz pierwszy zaskakują. Ja byłem tu już wielokrotnie i bardzo lubię tu wracać. Pamiętam, jak kiedyś przyjechałem z kolegą na jego pierwszą wycieczkę po Bydgoszczy. Zmieniłem się na moment w takiego trochę przewodnika. Był bardzo zaskoczony, a ja mu powtarzałem: „Ha! A to jeszcze nie koniec. Chodź, zajrzymy tu, zobaczysz, co tu się dzieje” – wspomina aktor.
Oryginalne obiektywy i sceny spod mostu
Za zdjęcia do filmu „Morderstwo w filharmonii” odpowiedzialny jest Aleksander Krzystyniak, operator filmowy, który także miał już okazję odwiedzić gród nad Brdą (m.in. w ramach odbywającego się jeszcze do 2019 r. w Bydgoszczy Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych Camerimage). Przyznaje, że w jego oczach miasto od dawna było niezwykle klimatyczne. A wnętrza Filharmonii Pomorskiej im. I.J. Paderewskiego w Bydgoszczy okazały się strzałem w dziesiątkę. Ciekawostką jest, że do realizacji filmu użyto oryginalnych obiektywów z lat 70. Realizm tamtych lat będzie widoczny także choćby w oświetleniu czy zadymieniu pomieszczeń. To jednak nie wszystko.
- W obrazku dorzucamy ziarno, które jest imitacją ziarna taśmy filmowej (drobinek, które dodają obrazowi charakterystyczny dla tamtych lat wygląd - dop. aut.). Można więc powiedzieć, że ta jakość będzie „niedoskonała”, ale to właśnie tej niedoskonałości poszukujemy, bo ona nadaje całości szczególny charakter – opowiada operator.
Jak zdradza nam nasz rozmówca, szczególnym wyzwaniem dla ekipy były zdjęcia plenerowe. Przykładem mogą być choćby sceny pod ceglanymi mostami, które - z uwagi na współczesne graffiti - trzeba było w całości okleić cały most plakatami, stylizowanymi na te z epoki. Z kolei do scen, w których konieczna była lokacja lotniska, wykorzystano stare samoloty pod Aeroklubem Bydgoskim.
Premiera filmu została zaplanowana na styczeń 2026. Prapremiera odbędzie się w Bydgoszczy.
