MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przerwany koszmar Marzeny

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
Przez kilka lat 37-letnia kobieta spod Torunia była izolowana od świata przez ojca. Kilka dni temu chorą i zaniedbaną policja zabrała do szpitala. Wcześniej nie miała takiego prawa.

Przez kilka lat 37-letnia kobieta spod Torunia była izolowana od świata przez ojca. Kilka dni temu chorą i zaniedbaną policja zabrała do szpitala. Wcześniej nie miała takiego prawa.

O przerwanie koszmaru Marzeny M. z Rzęczkowa kilkuletni bój stoczyli pracownicy Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Złejwsi Wielkiej.

- Ojciec Marzeny twierdził, że wyjechała, ale nigdy do końca nie uwierzyliśmy, że nie ma jej w domu, choć ludzie ostatni raz widzieli ją 3 lata temu - mówi Aldona Michalska, kierowniczka GOPS-u. - Wiedzieliśmy, że kobieta musi się leczyć psychiatrycznie i że trzeba ją wyrwać z izolacji. Gdy dowiedziałam się, że odnaleziono ją w domu i przetransportowano do szpitala, odetchnęłam. Nikt z nas nie miał pewności, czy żyje - dodaje. Historia Marzeny M. jest bardzo smutna. Dorastała spokojnie z obojgiem rodziców. Zdobyła średnie wykształcenie, świat stał przed nią otworem. Gdy skończyła osiemnaście lat, doszło do tragedii.

<!** reklama>

- Jej mama została śmiertelnie porażona prądem podczas sianokosów. Odtąd dziewczyna przestała być sobą - wspomina Teresa Balicka, sołtys Rzęczkowa. - Ojciec izolował ją od ludzi, ale czasem mu uciekała.

Cierpiąca na zespół paranoidalny dziewczyna uciekła przed 2006 rokiem. Ojciec, Kazimierz M., zgłosił zaginięcie policji. Marzenę M. odnaleziono w lipcu 2006 roku na Śląsku. Wyniszczona błąkała się po dworcach. Odwieziono ją do domu.

- Od tego momentu ojciec przestał nas wpuszczać do domu. A najbliżsi sąsiedzi przestali widywać jego córkę - mówi kierowniczka GOPS-u. - Wojewódzki Ośrodek Lecznictwa Psychiatrycznego poinformował nas, że kobieta się nie leczy. Na nasz wniosek sąd wydał postanowienie o umieszczeniu jej w szpitalu psychiatrycznym. Stało się to po przebadaniu jej przez psychiatrę, któremu cudem udało się wejść do domu M.

Realizacja sądowego orzeczenia okazała się niemożliwa. Kazimierz M. nie wpuszczał nikogo: ani pracowników socjalnych, ani policjantów. Więcej, poinformował funkcjonariuszy, że córka opuściła dom, ale nie zgłosił zaginięcia. Aż do 13 października br. przed całym światem utrzymywał, że „Marzeny nie ma w domu, bo wyjechała”. - Ten mężczyzna zachowywał się tak, jakby bał się, że ktoś odkryje jego sekret - mówią mieszkańcy wsi.

W 2009 r. pracownicy GOPS zaalarmowali prokuraturę, że Marzena M. jest izolowana, ostatni raz widziana była wychudzona i pobudzona, że powinna, decyzją sądu, leczyć się, a tego nie czyni. Prokuratura Rejonowa Toruń Centrum Zachód odmówiła jednak wszczęcia śledztwa. Ośrodek zwrócił się do Departamentu Zdrowia Urzędu Marszałkowskiego, zobowiązanego do czuwania nad chorymi psychicznie. Ten zainteresował sprawą prof. Aleksandra Araszkiewicza, wojewódzkiego konsultanta do spraw psychiatrii.

- Okazało się, że w Ustawie o ochronie zdrowia psychicznego jest istotna luka - mówi Aldona Michalska. - Przypadek Marzeny M. przedstawiono w Sejmie, co, jak się dowiedziałam, przyspieszyło nowelizację. Dodano ustęp o zatrzymaniu i doprowadzeniu do szpitala psychiatrycznego osoby, która ma orzeczenie o leczeniu. Ta historia przekonała mnie o tym, że nie ma współpracy między instytucjami (ośrodek - prokuratura - policja), które powinny reagować na rodzinne dramaty.

PS Kazimierz M. również nam nie otworzył drzwi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski