https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trzeba im dawać radość

Renata Napierkowska
- Jestem obciążony bagażem doświadczeń - mówi o sobie Grzegorz Kaczmarek. Kilka lat temu nieuleczalna choroba zabrała mu ukochanego syna Filipa. Teraz niesie pomoc innym chorym dzieciom.

- Jestem obciążony bagażem doświadczeń - mówi o sobie Grzegorz Kaczmarek. Kilka lat temu nieuleczalna choroba zabrała mu ukochanego syna Filipa. Teraz niesie pomoc innym chorym dzieciom.

<!** Image 2 align=right alt="Image 159044" sub="Grzegorzowi Kaczmarkowi często podczas zbiórek towarzyszy córka Kasia Fot. Renata Napierkowska">Kiedy narodził się pomysł, by powołać fundację „Dać Dzieciom Radość”?

Pomysł, żeby powołać taką fundację do życia powstał w 2004 roku. Od tego czasu przedłużamy co dwa lata naszą działalność.

Wpływ na Pana decyzję dotyczącą powołania stowarzyszenia miały także trudne osobiste przeżycia...

Tak, jestem obciążony bagażem ciężkich doświadczeń. To co przeszedłem, jako ojciec chorego dziecka sprawiło, że po śmierci Filipa postanowiłem pomagać rodzicom innych dzieci w podobnej sytuacji. Syn zachorował na guza mózgu dziewięć lat temu. Chorował trzy lata. Miał 11 lat, gdy odszedł. W tamtym, tak trudnym dla nas okresie, oboje z żoną spotkaliśmy się z pomocą i życzliwością wielu ludzi. W Centrum Zdrowia Dziecka podpowiadano nam, gdzie szukać pomocy, leków, jak załatwić badania czy zabiegi. Pisałem nawet do specjalistów w USA. Ktoś, kto nie doświadczył ciężkiej choroby bliskiej osoby, a tym bardziej cierpienia własnego dziecka, nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bezcenne jest jakiekolwiek wsparcie. Nie chodzi nawet o pieniądze, bo w takiej sytuacji wydaje się wszystko bez wahania, ale liczy się każdy ciepły gest, dobre słowo. Syn ciężko przechodził chemię, bo został zarażony wirusem typu C, tych problemów i walki o każdy następny dzień życia było mnóstwo. Kiedy już nie było nadziei, zabraliśmy go ze szpitala do domu i odszedł w naszej obecności. Kiedy po śmierci Filipa zostały pieniądze, które zbierali dla niego koledzy ze szkoły, postanowiłem je przekazać choremu chłopcu i tak się narodziła fundacja.

Jednak działalnością społeczną na rzecz zdrowia zajmował się Pan także wcześniej...

W 2000 roku zająłem się zbiórką pieniędzy na tomograf komputerowy dla naszego szpitala, rozprowadzaliśmy wtedy cegiełki. To była taka jednorazowa akcja, a fundacja działa już sześć lat i pomogła wielu dzieciom. Akcja powstała z chęci niesienia pomocy dzieciom chorym i tym, które znajdują się w trudnej sytuacji. Ze szczególną troską zajmujemy się tymi, których w różny sposób los skrzywdził.

<!** reklama>Pan jest prezesem fundacji, kto jeszcze tworzy komitet i jaki jest podział ról? Jaką funkcję odgrywają wolontariusze?

W skład komitetu, oprócz mnie, wchodzą: Grzegorz Roczek wiceprzewodniczący, wicedyrektor MOPS-u Marek Niemczak, który wyszukuje dzieci, którym potrzebna jest pomoc i u nas pełni funkcję sekretarza oraz członkowie Bogumiła Rotmańska i Zdzisław Błaszak. Jak widać, komitet tworzą ludzie różnych przekonań i poglądów. Łączy nas chęć niesienia pomocy dzieciom. Wspierają nas harcerze ze szczepu im. Andrzeja Szwajkerta, którymi opiekuje się druhna Bogumiła Rotmańska i wolonatriusze, którzy biorą udział w zbiórkach na przykład prowadzonych w marketach czy podczas imprez.

Może Pan bliżej przedstawi Czytelnikom, kto może liczyć na Waszą pomoc. Na co przeznaczane są pieniądze pochodzące ze zbiórek?

Pomagamy dzieciom borykającym się ze swoją niepełnosprawnością lub chorobą. Finansujemy zakup sprzętu rehabilitacyjnego, drogich leków zabiegów, rehabilitacji, operacji. Zebrane fundusze służą również organizowaniu i dofinansowywaniu różnych wycieczek dla dzieci, zajęć integracyjnych, ferii zimowych i letnich dla dzieci będących pod opieką MOPS -u. To, że jestem kierownikiem klubu Kopernik i jednocześnie szefem komitetu pozwala mi łączyć takie imprezy i ułatwia mi pozyskanie dotacji. Pokrywamy też częściowo koszty zakupu pomocy naukowych dla wybitnie uzdolnionych dzieci. Wspierają naszą działalność inowrocławskie firmy, a honorowy patronat objął nad naszą fundacją prezydent Inowrocławia. Doświadczamy też życzliwości i pomocy ze strony marszałka województwa.

Jest też Pan Świętym Mikołajem i co roku odwiedza dzieci przebywające na oddziale w inowrocławskim szpitalu...

W rolę świętego Mikołaja wcielam się od 25 lat. Robię to z potrzeby serca. Pobyt w szpitalu jest trudnym przeżyciem dla każdego, a co dopiero dla dziecka. Teraz też już zbieram pieniądze od sponsorów na słodycze dla małych pacjentów. Po drodze wchodzę też na oddział opieki paliatywnej. Pacjenci tego oddziału cieszą się, gdy ktoś ich pogłaszcze czy potrzyma za rękę. Jeśli ktoś się choćby lekko uśmiechnie na widok faceta w czerwonym płaszczu i czapce to już jest dla mnie nagrodą i powodem do satysfakcji.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski