Jeszcze nawet nie zdążyłem wydać tych setek pierdyliarów złotych, które obiecało mi Prawo i Sprawiedliwość w poprzedniej kampanii wyborczej, przed czterema laty, nawet nie zasiedliłem nowego mieszkania plus na terenach podmokłych gdzieś pod Jarocinem, a już muszę szykować się na kolejny bardzo dotkliwy zastrzyk gotówki. Miliardy fruwają w powietrzu jak ptaki. Wystarczy się rozejrzeć.
A skoro, jak zewsząd słyszymy, nawet Chrystus głosowałby na PiS, czemu Kościół nie jest w stanie zaprzeczyć, to wynik październikowych wyborów do Sejmu i Senatu wydaje się prawie przesądzony.
Sytuację i tak już krwawiącej od dawna opozycji zdecydowania pogorszyła śmiała akcja ojca Tadeusza Rydzyka, znanego filantropa, który najwyraźniej ma już dość ustawicznego (wybaczcie tu śmiałość) odejmowania sobie od ust i finansowej bezczynności rządu. Zakonnik zaapelował niedawno do wiernych o podjęcie zobowiązania natychmiastowego postu w intencji wyborczego triumfu PiS-u. Akcję wsparło już dziesięć tysięcy śmiałków i śmiałkiń.
Dziś, gdy boskość prezesa Jarosława Kaczyńskiego jest niemal naukowo potwierdzona przez gnębionych na lewackich uniwersytetach naukowców, takich jak profesorowie Nalaskowski czy Zybertowicz, a program wyborczy PiS-u liczy sobie kilkaset stron, przewaga prawicy wciąż nieznośnie zdaje się wzrastać.
Dla nihilistów i lewaków, takich jak ja, lektura PiS-owskiej strategii wyborczej jest koszmarem, bardziej wstrząsającym niż widok ministra sprawiedliwości Ziobry spożywającego wraz z kolegą z ministerstwa, Piebiakiem filety z delfina, którego nie tak dawno wraz z dziećmi podziwialiśmy w delfinarium. Czego oni tam w tej obszernej strategii nie napisali. No właśnie...
Wiem, że są tacy, którzy już nie mogą się wręcz doczekać, kiedy wreszcie założą gustowną odzież uszytą z gatunków najbardziej chronionych zwierząt i dokończą rytualnego wyrębu puszczy. Może już w czasie powyborczej zimy będziemy mogli wreszcie palić w piecu śmieciami i idealnie trzymającymi temperaturę starymi oponami lub ukochanym miałem importowanym wprost z dalekiego Mozambiku. Odrobinę cierpliwości, władza ma swojej ofercie szeroki wachlarz uświetnionych tradycją narodowych przyjemności.
Zdaję sobie sprawę z tego, że cokolwiek tu napiszę, PiS i tak wygra te wybory, bo znalazł zadziwiający sposób, by przy pomocy demokratycznego mechanizmu, jakim są wybory, wprowadzić w Polsce dyktaturę na życzenie, jak mówią niespełna rozumu symetryści, delikatnie uciskanych mas zwanych dumnie suwerenem... Czyli co rodacy, PiS na bis?
