Nawet jako gorący przeciwnik monarchii (uważam, iż posiadanie króla to wyjątkowo głupi pomysł) z koroną w godle jakoś się pogodziłem. Co prawda zawsze uważałem, zgadzając się ze znajomą feministką, iż orzeł szykowniej prezentowałby się w delikatnym diademie, bo wówczas, jak Polska, mógłby być kobietą, a więc orlicą ze wszystkimi tego - raczej pozytywnymi - konsekwencjami.
Sprawa krzyża w godle pojawiła się niedawno za sprawą ministerstwa kultury, czy raczej jej braku, biorąc pod uwagę żenującą postawę ministra resortu wobec Dariusza Stoli, niechcianego przez PiS dyrektora Muzeum Polin. Co prawda krzyż dla orła przewidziano, w ramach modernizacji godła, niewielki i zlokalizowany w koronie, nasuwają się jednak pytania wielu protagonistów tego rozwiązania: dlaczego taki mikry.
Chciałbym i ja, szczerze, tak po lewacku, wtrącić swoje trzy grosze do śmiałego projektu ministerstwa glińskich kroków. Uważam, że polskie godło zasługuje na symbol, oddający w pełni nasze narodowe aspirację.
Jeden z moich znajomych, którego posądzam o kryptogejostwo i obrzydliwe bogactwo, jest kategorycznego zdania, że nowy element naszego godła powinien być w kolorze przynajmniej złotym, na platynowym łańcuchu i dumnie zdobić męsko owłosioną klatę ptaka. Z kolei wspomniana już feministka zaproponowała zamieszczenie, w obrębie symbolu, drobnym, jak na umowach, drukiem fragment psalmu 33 ze słowami „Pan kocha prawo i sprawiedliwość”. I tak dyskutując, nawet się nie zorientowaliśmy, gdy padła kolejna flaszka włoskiego Barollo i propozycja godła z orłem o dwóch głowach, bo niby dlaczego ruski orzeł może mieć o cały jeden łeb więcej niż nasz ukochany, polski. Co dwie głowy to nie jedna i tak w przypadku zmiany władzy można by nakrycie głowy ptaka kształtować w sposób dostosowany do potrzeb aktualnej sytuacji religijno-politycznej. Odważna propozycja naszego krtyptogeja odnośnie wprowadzenia tęczowego elementu w postaci choćby kolorowego fularu na szyi orła wzbudziła jednakowoż wątpliwości. Zgodnie orzekliśmy, iż ptak w tęczowej bandamie narażony byłby na pogardę ze strony prawicy, a na którymś z kolejnych partajtagów ziobrowego ugrupowania jego uczestnicy, za namową Beaty Kempy, wyzwaliby go od pedała, czego nie życzymy nawet pospolitym wróblom.Trudno powiedzieć, jakie będą dalsze losy ministerialnego pomysłu, chciałbym oświadczyć w imieniu uczestników naszego kręgu knucia przeciwko władzy, że orła z krzyżem czy bez pomścimy!
