Najbardziej pod górkę mają ci motorniczowie, którzy mieszkają w Fordonie. W nocy wyruszają na Toruńską, a potem tramwajem wracają do Fordonu. Żeby zdążyć na godzinę czwartą, muszą wstawać o drugiej w nocy, bo cała wyprawa zajmuje im około dwie godziny. To trochę jak z kultowego „Misia”.
Okazuje się, że przyczyną takiego ganiania motorniczych jest to, że nowe Swingi muszą być przynajmniej na razie serwisowane w starej zajezdni przy Toruńskiej, gdzie są zadaszone hale. Bo, pomimo że są nowe, zdarzają się, niestety, usterki. Psuje się głównie ogrzewanie i kasowniki. I specjaliści z Pesy w nocy te usterki usuwają. W zajezdni na Łoskoniu natomiast nocują tylko konstale.
PRZECZYTAJ:Swingi będą nocowały w zajezdni na Łoskoniu
Ale jest i dobra wiadomość. Swingi tych usterek mają coraz mniej i od marca nie będą już puste kursować do zajezdni na Toruńską. To znaczy, nie od razu wszystkie, ale te, które na trasy wyruszają pierwsze. Skończy się niespokojny sen motorniczego.