Tak się składa, że parę dni temu, w reakcji na mój felieton o ryzyku wprowadzania do ruchu zabytkowych tramwajów, napisał do mnie Czytelnik. Oto fragment jego listu:
„Przez wiele lat pracowałem w podbydgoskim oddziale firmy zajmującej się remontami i utrzymaniem infrastruktury torowej. Z doświadczenia wiem, jak wyglądają prace utrzymaniowe i remontowe przy torowiskach. Dzisiaj jadąc tramwajem, z przerażeniem obserwuję stan torowisk, zwłaszcza w ciągu ulic Nakielskiej, Focha, Jagiellońskiej czy na będącej w tragicznym stanie trasie do Łęgnowa. (...) Swego czasu w trakcie remontu na węźle Szarych Szeregów – Wojska Polskiego – pętla Wyżyny redakcja „Expressu Bydgoskiego” prezentowała filmik pokazujący pracę maszyny torowej – podbijarki toru. Dzisiaj ten odcinek jest w najlepszym stanie. Co zatem stoi na przeszkodzie, aby za cenę jednego swinga zakupić na potrzeby miasta taką maszynę? Do tego jeszcze szlifierkę do szyn, co zmniejszyłoby uciążliwy dla niektórych hałas? Wiem, pieniądze, a właściwie ich brak. Ale warto byłoby rozważyć taki zakup, nawet rezygnując z jednego czy dwóch tramwajów. Zwłaszcza że w województwie oprócz Bydgoszczy mamy sieci tramwajowe w Toruniu i Grudziądzu o tym samym rozstawie torów. Więc i te miasta mogłyby być zainteresowane takim zakupem – a Urząd Marszałkowski w Toruniu mógłby też się dołożyć, więc koszt byłby jeszcze mniejszy. TRZEBA TYLKO CHCIEĆ!!!
Można odnieść wrażenie że w temacie „Tramwaje w Bydgoszczy” władze miasta pospołu z ZDMiKP robią to samo co władze spółek kolejowych – „Wszystko byłoby wspaniale, żeby nie ci cholerni pasażerowie”.
Nie skomentuję tej propozycji, bo się na tym nie znam. Ale może to jest dobry pomysł?
