Eksperymenty na żywym organizmie będą krótkie. Już po dwóch miesiącach do segregacji na pięć kupek przystąpi całe miasto. Dlatego myśleć i ewentualnie usprawniać trzeba szybko.
Mnie zastanawia, na czym oszczędzać będą prywatne firmy, które wygrały rywalizację o wywóz odpadów z innych dzielnic. Jeśli stawki zaoferowane miastu w przetargu na 2020 rok nie pokryją wyższych kosztów własnych firm śmieciowych, to obawiam się, że jedną z dróg poszukiwania oszczędności będą kombinacje z workami. Przybywa przecież nowy worek na makulaturę, który trzeba oddzielić od pozostałych i osobno magazynować, prawdopodobnie też przejrzeć jego zawartość, pełnowartościową makulaturę wysłać do utylizacji, resztę pewnie spalić.
Każdy dodatkowy worek kosztuje, pomnożony przez tysiące gospodarstw, kosztuje tysiąckrotnie, podobnie jak kosztują dodatkowe czynności związane z odbiorem.
Nie wiem, w jakim stanie technicznym są te worki, w które pakują śmieci mieszkańcy Szwederowa, Wyżyn czy Wzgórza Wolności, bo tam nie mieszkam. Moje w każdym razie, dostarczane przez Corimp, są kiepskiej jakości. Żółte worki (te na plastik, ale też metale i papier) już teraz są tak cienkie, że metalowych rzeczy nawet nie próbuję tam wrzucać. Ale i makulatura sporo przecież waży. Jeśli przeznaczy się na nią worki grubości tych obecnie żółtych (albo jeszcze cieńsze, bo oszczędnościowe), to podejrzewam, że co drugi worek będzie dziurawy jak ser.
Gdy wystawimy potem worek z papierem na zimową czy wiosenną szarugę, to zanim znajdzie się w czeluści śmieciarki, jego zawartość będzie ociekała wodą. I jaki pożytek z takiej makulatury?
Worki zielone – te na butelki – są nieco grubsze niż żółte, lecz z kolei wydzielane mi są z aptekarską precyzją. Jeśli nie mam szczęścia być w domu w chwili, gdy przyjeżdża śmieciarka, i nie poproszę o dodatkowe worki, to zawsze otrzymam ich na wymianę dokładnie tyle, ile wystawiłem. Jako że zastosowałem się do ekologicznej propagandy, kupuję teraz więcej napojów w butelkach szklanych, mniej w plastikowych. W efekcie moje zielone worki wystawione do odbioru zwykle przypominają ogromnego jeża. Kolcami są na nim szyjki butelek, które przebiły się przez worek.
Szkło nie przemoknie na deszczu. Ile wszakże butelek przetrwa dynamiczny wrzut do śmieciarki, bo przecież obsługa nie ma czasu pieścić się z każdym dziurawym workiem? I jaki pożytek będzie z hałdy potłuczonego szkła, która powstanie po opróżnieniu śmieciarek?
Prawda, zapomniałem, że bydgoska superspalarnia ProNatury gotowa jest strawić wszystko, ponoć bez najmniejszej szkody dla środowiska. Tylko po co w takim razie trudzić się i wydawać pieniądze na segregację? Czy wyłącznie po to, by nie czepiała się nas Unia Europejska? A może jednak warto pogłówkować, jak pozbywać się śmieci z głową.
