Przyznaję, iż jedna z moich babć, ta po wielu religijnych konwersjach i niemal biblijnych kolejach losu, przyznała na łożu ostatniej boleści, iż zdarzyło się jej w latach młodzieńczych kupować w żydowskich sklepach. Mimo, że tej jawnej zdrady narodowej dokonała dość dawno temu, bo przed wojną, głucha na patriotyczne hasło „Nie kupuj u Żyda” może to tylko częściowo wyjaśniać unoszący się nad moją pisaniną fetor parcha.
W czasach nieco późniejszych, jeszcze przed Marcem 68, straszony byłem Mieczysławem Moczarem, którego, mimo jego haniebnych aktywności w służbach bezpieczeństwa PRL, bałem się i tak mniej niż dziś ministrów Ziobry i Jakiego. Dzięki nim przynajmniej wiem, że nieszczęścia, nie tylko chodzą, ale i maszerują parami.
Jak Państwo widzą, fragmenty mojego życiorysu zdają się układać w dość logiczną, ale niestety parchatą całość. Dalej nie było lepiej, bo także moje dziecięce badania pisma świętego na lekcjach religii zakończyły się niespodziewaną wizytą sióstr zakonnych w moim domu. Po rozmowie z rodzicami funkcjonariuszki Najwyższego, wymachując świętym obrazkiem, lamentowały, iż aniołek z fotografii całą noc płakał przeze mnie.
Mój moralny upadek i sprzeniewierzenie się narodowemu etosowi dopełnia fakt rozległych i niestety dobrowolnych kontaktów z obywatelami Izraela. Tu nie tłumaczy mnie nawet to, iż w czasie rozmów, a nawet dyskusji moi żydowscy partnerzy (jakże mi wstyd) do złudzenia przypominali ludzi, co na odległość śmierdziało przecież syjonistycznym spiskiem.
Nie pomoże mi dziś uroczyste przyjęcie na klatę koszulki z napisem „Nie przepraszam za Jedwabne”, którą w ramach ekspiacji nabyłem od byłego księdza Międlara. T-shirt okazał się jak znalazł w czasie protestów pod prezydenckim pałacem, gdzie lud pracujący miast i wsi zaapelował do głowy państwa „Zdejmij jarmułkę, podpisz ustawę.
Skoro już wiemy, że prezydent Duda ustawę jednak podpisał, to dzisiejsze słowa niech będą dowodem, iż na patriotyczne uniesienie nigdy nie jest za późno. Szalom!