Ośrodek Hodowli Zwierząt w Grodnie pod Toruniem od dawna zarabia na polowaniach. Zaprasza na łowy na grubszego zwierza. „Jednak przede wszystkim na polowania zbiorowe na bażanty; gwarantowane duże pokoty. Posiadamy własną bazę hotelową z klimatem i doskonałym wyżywieniem. Zapraszamy!” - czytamy na facebookowym profilu ośrodka.
Jak ustalił portal Wirtualna Polska, w takim polowaniu na bażanty uczestniczył 11 lutego br. Jan Szyszko, minister ochrony środowiska. Rzecznik resortu temu nie zaprzecza. Na pytania dziennikarzy odpowiada tylko, że „minister zawsze stara się sam pokryć koszty polowania”. Finanse, owszem, to wątek istotny. Najważniejszym jednak wydaje się pytanie, co tak naprawdę odbywa się w Grodnie: polowania czy strzelnica za pieniądze?
Wylęgarni dawno nie ma
Mieszkańcy okolic Grodna, Mirakowa i Zalesia bez specjalnego skrępowania rozmawiają o polowaniach, które tutaj odbywają się od lat. Od lat także przyjeżdżają na nie „szychy z Warszawy”, niezależnie jaka opcja akurat rządzi krajem. Tak przynajmniej twierdzą miejscowi.
Polecamy: Czy znasz tablice rejestracyjne w Polsce?
-Tyle że kiedyś ośrodek miał wylęgarnię bażantów. Potem zaczął kupować 3-dniowe pisklęta i hodował. Ostatnio nie robi nawet tego. Kupuje wyrośnięte ptaki w jednym celu: zarobić na wypuszczeniu je pod lufy myśliwych - relacjonują mieszkańcy.
Wielu z nich ma okazję zarobić sobie przy polowaniach. Mężczyźni jako naganiacze, kobiety - przy skubaniu bażantów. Okolica tutaj biedna, więc każda złotówka się liczy. Relacje mężczyzn szokują.
Wcześnie rano bażanty są zaganiane z wolier do klatek (nazywanych przez miejscowych skrzynkami). Gdy stawią się myśliwi, ptaki wypuszcza im się wprost pod lufy. Żeby łatwo było trafić...
Zobacz też
Genewa 2017. Kobiety i szybkie samochody [ZDJĘCIA]
Czytaj dalej - kliknij poniżej:
- Jak pada deszcz i bażant ma mokre skrzydła, to trzeba go nawet kilka razy podrzucić. Ślepy by nie trafił - mówi pan M. - Wiadomo, że to takie polowanie „na niby”. Ale ja nie narzekam, bo zarobek dobry.
Oczywiście, nie każdy bażant ginie w ogniu. - Wtedy aportuje go pies. Bażant jeszcze żyje i cierpi, ale pies o tym nie ma pojęcia - opowiadają mieszkańcy okolic Grodna. Każdorazowo zabijanych jest po kilkaset ptaków. 11 lutego miało być ich około 500.
Czytaj też: Polisa OC. Właściciele których marek samochodów płacą najwięcej?
Tradycją w Grodnie, podobnie zresztą jak w innych tego typu miejscach, są „zakończenia”. Finał polowania oznacza najczęściej męskie picie alkoholu, konsumpcję (można zamówić pieczonego prosiaka) i inne atrakcje. Jakie? O tym w okolicy krążą legendy. Chodzi o organizowanie damskiego towarzystwa i ciągnące się imprezy. No, ale być może to tylko legendy...
Prawo, etyka i koszty
Jak wynika z orzeczenia Sądu Najwyższego z 2011 roku, zgodnie z prawem łowieckim, można polować tylko na zwierzynę pozostającą w stanie wolnym. Czy strzelanie do bażantów, wypuszczanych z klatek wprost pod lufy myśliwych to jeszcze polowanie? Nawet według części myśliwych to żadne polowanie, tylko „strzelnica za pieniądze” albo po prostu - rzeź.
Jak przedstawiają się koszty? Za każdego wypuszczonego bażanta zapłacić trzeba 35 zł. Za pieczonego dzika - ok. 800 zł. Dniówka jednego naganiacza to ok. 60 zł, choć rozmawialiśmy z miejscowymi, którzy pomagali przy polowaniach za mniejsze kwoty. Kobiety z okolicznych wsi mają okazję zarobić przy skubaniu ptaków. Za sztukę płaci się im 3-5 zł.
We wtorek w okolicy Grodna trafiliśmy na bażanty, zaplątane w ogrodzeniowe siatki gospodarstw rolnych. - To niedobitki. Albo się uwolnią same, albo padną - tłumaczyli nam miejscowi.
Zobacz też
Ceny mandatów i punkty karne za wykroczenia [MANDATOWNIK 2017]