Na początek fragment definicji genologicznej, zaczerpniętej z Wikipedii.
„Felieton (…)– gatunek publicystyczny, krótki utwór dziennikarski utrzymany w osobistym tonie, lekki w formie, wyrażający punkt widzenia autora. Porusza i komentuje aktualne tematy społeczne, zwracając uwagę na ujemne zjawiska w życiu codziennym. Często wykorzystuje w tym celu elementy satyry, ironii, humoru itp. (…) Jego punktem wyjścia są prawdziwe wydarzenia, przetwarza konkretne fakty. (…) Charakterystyczne dla felietonu jest częste i sprawne „prześlizgiwanie” się po temacie.”
Szanowni Odbiorcy, teraz już wiem, że moją największą winą, wyrażoną w krytycznych komentarzach internautów, było przestrzelenie w ocenie znajomości i osadzenia gatunku przez czytających. Może mój felieton nie był dostatecznie „lekki w formie”, nie dość humorystyczny, ale z całą pewnością nie popełniłam innych grzechów dziennikarskich. Gdy felietonistka pisze, że jest pod wrażeniem spryskiwaczy reflektorów na wyposażeniu luksusowego auta, bo mąż każe jej szmatą przecierać światła we własnym aucie, jednak nie chodzi o to, iż myśli, że w lexusie jest zamontowana zmywarka, jak sugerował mi jeden z komentujących. Znajomi zaświadczyliby też, że małżonek nigdy nie kazałby mi robić takich rzeczy, więc szmata pełniła tu rolę satyrycznej figury retorycznej. Wypadałoby też złożyć deklarację, że naprawdę nie lubię prowadzić samochodów i najlepiej czułabym się w czymś niewielkim i zwinnym, zatem imputowanie mi, że felieton „pisał się” pod wpływem zazdrości i nienawiści (?!) jest grubym nieporozumieniem.
Największe cięgi zebrałam jednak za gatunkowo poprawne „prześlizgiwanie się po temacie”. A przecież zaznaczyłam wyraźnie, że nie zbierałam informacji w Politechnice, bo nie pisałam INFORMACJI na temat zakupu, tylko felieton właśnie.
"Nie wiem, nie znam się, ale coś napiszę" – kpiła jedna z internautek. "Od razu zaznaczę, że nie sprawdziłam u źródła, jakie dokładnie wyposażenie ma rydwan Politechniki". Ona nazywa się dziennikarzem?” - dosadniej komentuje inny.
Tak. Pochlebiam sobie ciągle, że tak. Po niemal 40 latach pracy w zawodzie, po kilku latach przygotowywania studentów różnych uczelni z warsztatu dziennikarza prasowego i źródeł informacji dziennikarskiej, po dekadach kierowania działami lokalnymi kilku bydgoskich gazet, uparcie będę broniła środków wyrazu dziennikarskiego użytych w tej formie wypowiedzi. Nie do przyjęcia i nie do obrony w INFORMACJI byłyby np. brak szczegółowych danych zamówienia publicznego i prośby o komentarz ze strony zamawiającego. W felietonie – zwłaszcza, gdy jasno się to podkreśla – dokładnie chodzi o taki, nie inny przekaz. Przy okazji: to, że w przeszłości miałam złe doświadczenia z biurem prasowym tej uczelni, gdy chodziło o rzeczowy kontakt, tylko mnie utwierdziło w wyborze tej drogi. Więc naprawdę doceniam tych komentujących, którzy skupili się na tym, dlaczego dokładnie takie wyposażenie miało mieć auto, które mógł zapewnić jedyny oferent i czy tak luksusowy model jest niezbędny w uczelnianym użytkowaniu. Klasyczną informację, nie felieton, po moim publicystycznym tekście zamieściła tymczasem bydgoska „Gazeta Wyborcza”, zgodnie z regułami sztuki powołując się zresztą na mnie. I ta informacja poszła w świat, wywołując MERYTORYCZNĄ dyskusję. I, pewnie nieprzypadkowo, reakcję tzw. „czynników”.
Na koniec, dziękuję wszystkim Państwu, także tym krytycznym, za przeczytanie tekstu. To naprawdę rzadkie w tych czasach, gdy kąśliwe uwagi odnoszą się do treści, a nie wyświetlającego się nagłówka. Znów muszę jednak sprostować, że artykuł nie powstał dla „klikbajtów”. FELIETONY nie odsłaniają się zwykle dobrze… Też żałuję. Gdybym chciała bić się o odsłony, zamiast publicystyki robiłabym pewnie galerię ze zdjęciami Marianny Schreiber na ramionach Czarneckiego juniora.
