Kilkanaście dni temu moja koleżanka redakcyjna, Ewa Czarnowska-Woźniak, w lekkiej felietonowej formie napisała o samochodowym zakupie Politechniki Bydgoskiej - wypasiona furka za jakieś 700 tysięcy złotych.
Czytaj też
- "Kto bogatemu zabroni" - oto epilog awanturki. Kronika Ewy Czarnowskiej-Woźniak
- Politechnika Bydgoska kupiła Lexusa LM. Zapytaliśmy o jego... ubezpieczenie
- Kto bogatemu zabroni - Kronika bydgoska Ewy Czarnowskiej-Woźniak
- Szpital Miejski przekazany Politechnice Bydgoskiej. Skorzystać ma na tym całe miasto
Felieton to zwiewna forma, inaczej niż informacja - pozwala na odautorskie enuncjacje, złośliwostki i metafory. Ewa pobawiła się więc formą, z przymrużeniem oka pisząc też o swoich domowych układach z małżonkiem, który rzekomo nakazuje jej szmatą pucować na glanc reflektory rodzinnej karocy, podczas gdy samochód na "L", którym wozić się właśnie zaczął rektor PBŚ, ma do tego automatyczne wycieraczki.
I się zaczęło!
Że zawiść ściska pewną część ciała, że kalanie super uczelni, że po latach siermięgi ATR - PBŚ taki wózek się po prostu należał, a tak w ogóle, to jak można czepiać się bydgoskiej uczelni a nie tej zza Wisły...
Rany boskie, naprawdę?! Większość (no dobra - niemal 100 procent) wpisów internetowych jest oczywiście anonimowa, ich autorzy wyżywają się na autorce, jakby mieli to wpisane w umowie o pracę. Ewa jest doświadczoną dziennikarką, wychowała kilka pokoleń studentów naszej profesji, doskonale wie i czuje, ile wolno dziennikarzowi, jednak dostaje się jej ot tak, żeby komuś przywalić; mniejsza o temat do komentowania.
Jesienią ubiegłego roku rozpętaliśmy akcję #stopśmiercinadk10. Pisaliśmy, że natychmiast trzeba coś zrobić z odcinkiem miedzy Bydgoszczą i Toruniem: trzeba ograniczyć tam dozwoloną prędkość, postawić radary, ale przede wszystkim wysłać więcej policji póki nie zmieni się układ i stan tej drogi. Przez dwa tygodnie, kiedy wszystkie oczy były skierowane na DK10 - nie było tam śmiertelnego wypadku, urzędnicy składali deklaracje, komendant kierował radiowozy. Odwróciliśmy na chwilę wzrok i znów mamy ofiarę.
"No to się chyba jednak nie da! Proszę nie zakłamywać rzeczywistości" - przeczytałam wczoraj w mailu (podpisanym! - tyle dobrego).
Właśnie dlatego da się, że nie zakłamujemy rzeczywistości, tylko piszemy, jak jest. To sól dziennikarstwa.
Enter.
